Znowu nawaliłam ;; Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i ktoś jednak czekał na ten rozdział~ Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo mi jakoś przypadł do gustu ^^ Miłego czytania!
Nie mogłem uwierzyć, że muszę znosić obecność psychiatry. Przecież było ze mną wszystko w porządku, wypuścili mnie z zakładu, od kilkunastu miesięcy nie dostałem żadnych leków i zapewne przez kolejne nie dostanę. Pogodziłem się z tym, tyle że ból głowy, który coraz częściej mi dokuczał był nie do zniesienia. Tym bardziej dzisiaj. Zemdlałem, chociaż jakbym przebywał w dziwnej, odległej świadomości wypełnionej tylko cierpieniem i bólem. Moje słowa odnośnie śmierci... to tylko wyrzucenie z siebie irytacji, żalu jaki kłębi się we mnie od kilku lat. Najpierw straciłem kontakt z moim ukochanym bratem, potem z Jiminem, który odszedł na zawsze, pobyt w szpitalu nie zależał do przyjemnych i wytrzymałem chyba tylko ze względu na mojego przyjaciela. Wiedziałem, że się pojawi, ale po dzisiejszym dniu... miałem ogromne wątpliwości. I to chyba bolało najbardziej. Nie mogłem powiedzieć, że byłem w nim zakochany, ja go po prostu kochałem. Dziwnym i poplątanym uczuciem, ale chyba do tego tylko byłem zdolny.
- Jungkook-ssi, powiesz mi czemu chcesz umrzeć? - spytał psychiatra.
Przeniosłem na niego swoje zapłakane spojrzenie. Nie chciałem dzisiaj nikogo widzieć. Chciałem być sam ze sobą, z własnymi myślami, które zapewne powoli znowu wyniszczałyby mój i tak zdewastowany umysł. Jednak czułem, że tego potrzebuje. Chcę się oderwać od myśli, że Jimin już nigdy się nie pojawi, że nie poczeka na mnie i sam przejdzie na drugą stronę. Jedyne co mnie powstrzymywało to strach. Nikt inny mi nie uwierzy, że widzę duchy, potrafię z nimi rozmawiać i przede wszystkim czuje. Wezmą mnie za wariata, a ja nie chcę ponownie trafić do psychiatryka.
- Chcę zostać sam.
Wiem, że w tym momencie zachowuje się jak rozpieszczone dziecko. Rozumiem, że moi rodzice martwią się o mnie i chcą mi pomóc. Jednak psychiatra w niczym tutaj nie pomoże, a jedynie mógłby tylko wszystko pogorszyć. Nie chciałem by mama czy tata mieszali się w to wszystko, zrobili wystarczająco za dużo i niestety w negatywnym sensie. Najpierw wyrzucili z domu najważniejszą dla mnie osobę, a kiedy ja pokłóciłem się z Jiminem, ona wyrzuciła go z domu. Ja bardzo chciałem obwiniać ją za jego śmierć, ale prawda była taka, że to tylko i wyłącznie moja wina. Nie powinienem był tak reagować, ale to było tak dawno, miałem szesnaście lat, co ja mogłem wiedzieć?
- Twoja mama wspominała, że przed zażyciem środków przeżyłeś bardzo ciężki okres - zaczął mężczyzna, siadając na krześle przy moim łóżku. Zdziwiło mnie jedynie to, że nie robił żadnych notatek.
- Wypytywali mnie już o to w ośrodku - odpowiedziałem oschle, chcąc by naprawdę dał mi spokój.
- Wiem. - Kiwnął głową, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. - Za dużo nie powiedziałeś. Mógłbym porozmawiać o tych wypadkach z twoją mamą, ale uważam, że lepiej jeśli ty wyrzucisz to z siebie.
- Chcę zostać sam - powtarzam. - Doskonale zna pan mój przypadek. Do widzenia.
Usłyszałem chiche westchnienie. Nie zamierzałem się jednak poddawać. Rozmowa nie z kimś innym mi pomoże. W mojej głowie pojawił się plan i zdecydowanie chciałem go na następny dzień zrealizować. Do tego nie potrzebowałem spotkania i rozmowy z psychologiem.
Przez jeszcze dobrą godzinę psychiatra starał się nawiązać ze mną jakiś kontakt, ale zdecydowanie odmawiałem współpracy. Wiedziałem, że mi nie pomoże i upierałem się przy swoim zdaniu. Ostatnie kilka minut po prostu przeleżałem, wpatrując się w sufit i czekając, aż wreszcie mężczyzna da sobie spokój. Ku mojemu nieszczęściu był on bardzo wytrwały, ponieważ siedział jeszcze tak przez długi, długi czas dopóki na zegarze nie wybiła godzina dwudziesta. Wtedy wstał bez słowa i wyszedł tak by nie narobić hałasu. Uśmiechnąłem się zadowolony ze swojego małego zwycięstwa. Wiem, że przede mną jeszcze wiele podobnych rozmów, ale każda będzie kończyć się tak samo, bynajmniej taką miałem nadzieję, że nie uda mu się mnie złamać.
Słyszałem jeszcze ciche rozmowy w kuchni. Prawdopodobnie narzekał na mnie, a moja mama ponownie się załamywała. Zagryzłem lekko wargę i wynurzyłem się spod kołdry. Poszukałem czystych ubrań, oczywiście nie mogąc znaleźć nic szarego czy czarnego. Spotkało się to z moim głośnym westchnieniem, ale się przyzwyczaiłem już do tego. Zabrałem ubrania ze sobą i udałem się do łazienki. Na korytarzu zobaczyłem rodziców i psychiatrę, którzy spojrzeli się w moim kierunku, najprawdopodobniej czegoś oczekując. Przypatrywałem się im kilka minut, aż w końcu stwierdziłem, że nie ma to sensu i udałem się do łazienki. Nalałem do wanny ciepłej wody, szybko się rozbierając. Zanurzyłem się po brodę w wodzie i postanowiłem się zrelaksować. w tym samym czasie jednak przypomniałem sobie Jimina. Zapłakanego, z trzęsącą się brodą i znikającego powoli, aż w końcu wydawało się, że nigdy go tam nie było. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu, więc zanurkowałem. Wypuściłem powietrze, otwierając leniwie oczy, przyglądając się sufitowi przez taflę wody. Czułem coraz większy uścisk w klatce piersiowej i gardle. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie, ale się nie ruszyłem. Moje łzy tylko teraz nie były widoczne. W pewnym momencie poczułem coś lodowatego na moim łokciu. Wzdrygnąłem się, a chwilę później zostałem wyszarpnięty spod wody. Usiadłem, krztusząc się i łapczywie łapiąc powietrze w płuca. Rozejrzałem się dookoła załzawionymi oczyma, ale nikogo nie zauważyłem. To Jimin. Jestem pewien, że to on. W końcu nie pozwoli mi bym zrobił sobie gorszą krzywdę. Tak bynajmniej powiedział kiedy pierwszy raz go zobaczyłem. Pojawił się by mi pomóc, tylko ja chciałem być przy nim... tak po prostu.
Otarłem przegubem dłoni oczy i powolnie wyszedłem z wanny. Opatuliłem się ręcznikiem, myjąc przy tym zęby i tępo patrząc się w lustro. W pewnym momencie mignął mi obraz siebie sprzed pół roku. Wychudzone ciało, sina cera, wory pod oczyma, liche włosy i oczy bez blasku. Odsunąłem się szybko kilka kroków w tył, ale kiedy ponownie spojrzałem w lustro widziałem już obecnego siebie. Wyplułem zawartość ust i przepłukałem je wodą.
- Wiem, co chcesz mi pokazać - warknąłem zrezygnowany, zakładając czyste bokserki i spodenki. - Nie będę więcej tego robił - dodałem, zakładając przez głowę koszulkę. Szybko przetarłem ręcznikiem włosy, zawieszając go na suszarce by wysechł.
Szybkim krokiem udałem się ponownie do swojego pokoju i zakopałem się w łóżku. Wziąłem do ręki książkę, którą był dramat Shakespeare'a "Burza". Tak, wiele osób w moim wieku raczej stroni od takich typu lektur, ale zdecydowanie pozwala mi to zagłuszyć moje myśli, które jak wiadomo w nocy się wzmagają i najbardziej mnie męczą.
Po kilkunastu minutach do pokoju zawitała mama. Przeniosłem na nią wzrok, od razu wracając do książki. Kobieta postawiła na mojej szafce nocnej kubek parującej herbaty i kiedy myślałem, że wyjdzie, ona usiadła na skraju łóżka i pogłaskała mnie po głowie.
- Przepraszam kochanie, powinnam cię uprzedzić - zaczęła, ale ja dalej uparcie wpatrywałem się w znaki układające się w słowa. - Martwimy się z tatą o ciebie. Mało mówisz, mało jesz, prawie nie wychodzisz z pokoju... Jesteś swoim przeciwieństwem, Jungkook.
- Chciałbym iść jutro na cmentarz - oznajmiłem, odkładając książkę na bok.
- Och, powiem tacie, on jutro zostaje w domu...
- Sam - przerwałem jej. Już miała zaprzeczyć i powiedzieć, że ja muszę mieć nadzór, ale nie chciałem tego zrobić. - Zbliża się rocznica, potrzebuję tego. - Uśmiechnąłem się smutno.
- No dobrze, a o której zamierzasz pójść? - Wzruszyłem ramionami. Widziałem w jej oczach coś na wzór szczęścia, bo to jedna z dłuższych przeprowadzonych konwersacji ze mną, odkąd wróciłem do domu. - Ubierz się ciepło i uważaj na siebie, dobrze?
- Oczywiście. A teraz chciałbym położyć się spać...
- Zrobiłam ci herbatę nasenną, pomoże ci zasnąć. - Uśmiechnęła się do mnie i wstała. Nachyliła się nade mną, całując w czółko, na co się skrzywiłem. Zapaliła mi nocną lampkę, a wychodząc zgasiła główne światło i zatrzymała się w drzwiach. - Dobranoc, kochanie - powiedziała, po czym wyszła. Wiedziała, że jej nie odpowiem.
~*~
Obudziłem się kiedy na dworze zaczynało robić się jasno. Westchnąłem pod nosem, miałam nadzieję, że uda mi się dłużej pospać. Jednak nie chciało mi się leżeć w łóżku, czułem jakąś dziwną energię i postanowiłem ją wykorzystać. Wstałem, podchodząc do szafy i wyjmując z niej jeansy i brązowy sweter, jedyny w ciemnych odcieniach w mojej szafie. Szybko włożyłem na siebie ubrania, wyciągając jeszcze skarpetki i szybko je zakładając, wyszedłem z pokoju. Było niesamowicie cicho, co się dziwić kiedy rodzice o tej porze jeszcze spali? Wszedłem do salonu, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym tak rzadko bywałem. Po kilku minutach postanowiłem się ruszyć i podejść do komody, gdzie mama zawsze trzymała w ramkach zdjęcia. Zagryzłem lekko wargę, kiedy ujrzałem zdjęcie mojego brata. Lekko zniszczone, ale stało na swoim dawnym miejscu. Zadrżało mi serce. Doskonale pamiętam czemu rodzice wyrzucili go z domu, czemu nie mieszka z nami, czemu zabronili mu się kontaktować ze mną i w końcu czemu tak troskliwa kobieta jak moja rodzicielka pogniotła zdjęcie swojego pierworodnego syna. Przeze mnie, to ja byłem powodem. Zacisnąłem mocniej zęby. Ucieszył mnie jednak fakt, że rodzice całkowicie o nim nie zapomnieli i może żałowali swojej decyzji?
- Jungkook, wstałeś już? - Usłyszałem szorstki głos mojego taty.
Obróciłem się w jego kierunku. Powinienem się uśmiechnął i kiwnąć głową jak przystało na dobrego syna, ale ja tylko się w niego wpatrywałem jak mało rozumne zwierzę, by po chwili wrócić wzrokiem na zdjęcia. Na drugim widniała cała nasza rodzina. Pamiętałem kiedy zrobiono to zdjęcie. Na miesiąc przed tym okropnym wydarzeniem.
- Powinieneś zapomnieć o nim - powiedział sztywno ojciec, podchodząc do mnie i kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Jak mam zapomnieć o kimś kogo kochałem? To niemożliwe - odpowiedziałem cicho, dalej wpatrując się w uśmiech hyunga. Był naprawdę wyjątkowy.
- Właśnie to doprowadziło to tego wszystkiego - warknął. Widziałem kątem oka, że spogląda się na ostatnie zdjęcie, gdzie było nasze rodzeństwo razem z lekką odrazą i złością. Westchnąłem pod nosem. - Matka mówiła, że się gdzieś wybierasz, po co idziesz na cmentarz?
- Muszę tam iść - powiedziałem jakby było to wystarczające.
Odsunąłem się od niego, obierając kierunek prowadzący do kuchni. Słyszałem warknięcie ojca, który chyba nie miał już na mnie siły. Nie dziwiłem mu się i odrobinę nawet popierałem jego zdanie. Nie umiałem rozmawiać jak każdy inny. Wolałem ciszę i spokój, samotność, choć kiedyś non stop nawijałem jak włączone radio. Teraz wydaje mi się to niepotrzebne, a nawet irytujące. Przecież słowa znaczą tak mało, o wiele lepsze są gesty.
Złapałem za pomarańczę, obierając ją sprawnie. Nie chciało mi się jeść, a taki owoc zapobiegnie nawrotom odczuwania głosu przez jakieś dwie godziny. Kiedy ją zjadłem, ubrałem swoją kurtkę i buty. Nie pożegnałem się z nikim, a tata widział, że wychodzę, więc nie było sensu go o tym informować.
Rześkie powietrze uderzyło w moją twarz kiedy tylko wyszedłem z budynku. Uśmiechnąłem się delikatnie i rozejrzałem się dookoła. Śnieg leżał wszędzie. Może nie było go pełno, ale i tak dodawało przyjemnej atmosfery szarym uliczką. Nałożyłem na głowę kaptur i udałem się w kierunku cmentarza rozkoszując się przyjemnym chłodem. To była jedna z niewielu chwil kiedy mogłem nie myśleć o niczym. Niestety moje szczęście nigdy nie może trwać długo. Zatrzymałem się, widząc ledwo widoczną postać dziecka obok jakieś kobiety. Chłopczyk wyglądał zupełnie jak Jimin kiedy przy mnie jest. Zacisnąłem usta w wąską linię, obserwując go. Dziecko krzyczało, próbując złapać kobietę za materiał płaszcza, a za każdym razem kiedy jego rączka przelatywała, zaczynał płakać. Rozejrzałem się dyskretnie dookoła, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Nie miałem już wątpliwości, że chłopczyk był duchem i kompletnie nie radził sobie w obecnej rzeczywistości, która go spotkała.
Westchnąłem, chcąc odejść, ale coś mnie powstrzymało. Brunet zrezygnowany zaczął iść samotnie w jakąś stronę. Wyglądał okropnie, a mi kazało coś za nim iść. Wiedziałem, że nie powinienem, ale powolnie ruszyłem za nim, starając się nie spuścić go z oczu. Kiedy on się zatrzymał, zorientowałem się, że jesteśmy na placu zabaw, niestety opuszczonego. Widziałem jak dzieciak podchodzi wolno do huśtawki, siadając na niej i kuli się w sobie. Nie wiem, co mną konkretnie kierowało, ale niepewnie do niego podszedłem, klękając obok.
- Widzisz mnie? - spytał cichutko, zdejmując z twarzy rączki.
- Widzę - odpowiedziałem, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Wyglądał... uroczo i na naprawdę szczęśliwego.
- Moja mamusia mnie nie widzi - oznajmił smutno, spuszczając wzrok. - Tak bardzo bym chciał by mnie widziała...
Zagryzłem wargę, nie mając pojęcia, co mam mu odpowiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu innych, a obecnie rozmowa z kimkolwiek była dla mnie ogromnym wyzwaniem. Delikatnie i niepewnie podniosłem dłoń, łapiąc go za jego rączkę i lekko ją ściskając. Był zimny, lodowaty, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Jego dotyk był tak bardzo podobny do tego Jimina, ale w tym wypadku nie czułem nic wyjątkowego, nic co by sprawiało, że pragnąłem. Ten był normalny, neutralny.
Siedziałem tak przez chwilę z tym chłopczykiem, a on wciąż zdziwiony i zafascynowany się we mnie wpatrywał. Czułem się z tym niekomfortowo, ale przynajmniej przestał płakać.
- Ty go widzisz? - usłyszałem zdziwiony głos za sobą.
Automatycznie się podniosłem, zerkając na osobę, która odezwała się do mnie. Wkrótce ulokowałem spojrzenie w dosyć wysokim chłopaku, mniej więcej w moim wieku. Miał brązowe włosy ukryte pod czapką i spore, wpatrujące się we mnie orzechowe oczy. Zamrugałem kilkakrotnie, nie wiedząc jak mam się zachować. Nikt nie wiedział o moich... umiejętnościach? Nigdy nie wiedziałem jak mam to nazwać. A chłopak przede mną zdecydowanie należał do żywych.
W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, a on zdziwiony spojrzał na chłopczyka, a potem na mnie. Po chwili na jego ustach pojawił się wielki, kwadratowy uśmiech.
- Ahhh, a sądziłem, że tylko ja jestem takim dziwadłem! - powiedział z dziwnym, niezrozumiałym dla mnie entuzjazmem. - Naprawdę! Całe życie musisz trzymać zęby na kłódkę i czujesz się inny, bo nikt inny ich nie widzi poza tobą! A tutaj proszę, nie jestem jedyny! - Zaśmiał się wesoło, wlepiając we mnie świecące oczy.
Odsunąłem się lekko o krok. Musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie. Czyli ten chłopak też widzi duchy? To znaczy, że ja nie zwariowałem i nie jestem z tym sam? Zamrugałem kilkakrotnie, nie mogąc do końca w to uwierzyć.
- Też się temu dziwię - odpowiedziałem trochę sztywno, ale wcale nie, dlatego że chłopak mnie jakoś zniechęcił swoim żywym zachowaniem, ja po prostu miałem już taki ton, zwłaszcza dla obcych.
- Jestem Kim Taehyung, a to mój mały przyjaciel, Jiho - przedstawił się, klękając obok chłopca i przytulając go do siebie. Dziwnym dla mnie było widzieć kogoś, przez kogo duch nie przelatuje, ale z drugiej strony poczułem się jakby lepiej? Nie umiem tego określić.
- Jeon Jungkook, miło mi was poznać.
- Strasznie sztywny jesteś Jungkookie - zaśmiał się Taehyung, a ja zmarszczyłem lekko brwi. - Ale to nic, masz ochotę spędzić z nami jakąś godzinkę? Cały czas przebywałem w towarzystwie osób, które miały mnie za dziwaka, więc ty...
- Godzinę - przerwałem mu.
Sam nie wiem czemu, ale stwierdziłem, że mogło to być ciekawe i inne. Podczas gdy przez ostatni czas uciekałem przed ludźmi, nie chciałem z nimi żadnego kontaktu ten chłopak sprawił, że jakby się przełamałem. Chociaż z drugiej strony to wcale nie takie dziwne. On też je widzi, ma jak widać większe doświadczenie i może pomógłby mi to zaakceptować?
Zapraszam do komentowania ~
Dragons
Dragons
Jejku to ze piękne. Tak długo na ta doczekałam aż w końcu jest. Czekam na kolejny rozdział bo to chyba jeszcze nie koniec ?? To życzę weny i udanych walentynek !! <3
OdpowiedzUsuńNie, nieee to jeszcze troszeczkę potrwa ~
UsuńDziękuję ♥
Cale szczęście ze to jeszcze nie koniec ! Weny i czekam na kolejny buziaki :*
UsuńMoja walentynka się postarała, to jest cudowne po prostu <3
OdpowiedzUsuńCieszę się :3
UsuńCzekałam i się doczekałam
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mi się podoba :)
Czekam na więcej
Weny i udanych walentynek~~~
Mam nadzieję, że na kolejny nie będziecie musieli czekać, aż tak długo ;;
UsuńDziękuję ~
Więc się pojawia Tae~
OdpowiedzUsuńJimin też się pojawi ^^
Kookie kocha swojego ChimChima^^
Weny:***
♥♥♥♥
Hahah no zobaczymy ~
UsuńDziękuję ♥
Jej ^^ nawet nie wiesz jak bardzo nie mogłam doczekać się tego rozdziału... Uh, na prawdę nie umiem komentować, ale wiem że to ważne więc napiszę po prostu ze jak zwykle super rozdział i nie mogę doczekać się kolejnego!! życzę weny i czasu :**
OdpowiedzUsuńPostaram się szybciej napisać kolejną część ~
UsuńNawet krótkie komentarze motywują :3
Dziękuję :*
To jest takie cudowne. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję ;; Myślałam,że t Tae jest tym bratem, ale potem jak przeczytałam "kwadratowy uśmiech" to już wiedziałam, że to drugi chłopiec, który widzi duchy. Tak myślałam, że to żadne zwidy, tylko po prostu umiejętność. Niech Tae pomoże Kookowi wrócić do zdrowia, no i bardzo bym chciała, by Jimin pojawił się na dłużej, no i zmartwychwstał :))
UsuńWeny <3
Nawet nie wiem jak to skomentować. To jest po prostu piękne ;__; Rzadko opowiadanie pisane w pierwszej osobie jest takie dobre. Klimat opowiadania idealnie w moim guście, pięknie zarysowana postać Jungkooka, ciekawa fabuła... Jedyne co pozostaje, to czekać na następne rozdziały ^^
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny, czasu i chęci na pisanie :D
Dziękuję za tak miłe słowa :3 Cieszę się, że trafiłam w twoje gusta ^^
UsuńPostaram się by piąty rozdział pojawił się pod koniec tego miesiąca ~
Ktoś Ci to betuje??
OdpowiedzUsuń"dodawało przyjemnej atmosfery szarym uliczką" uliczką boli bardzo.. i kilkanaście wersów wyżej "spogląda się" patrzy się na ale spogląda na. Nie ma spogląda się... Błędy gramatyczne a o interpunkcyjnych to już nawet nie wspomnę.
"Brunet zrezygnowany zaczął iść samotnie w jakąś stronę." "jakaś strona" - jakaś strona jest bardzo... nieprofesjonalna? źle brzmi?? Trza było wymyślić, że wszedł w głąb parku/skręcił w prawo/szedł przed siebie. No ale nie jakaś strona.. Brunet zrezygnowany tez źle brzmi, ewentualnie zrezygnowany brunet.
Od momentu jak wyszedł z domu wygląda jakbyś zapomniała jak się pisze. "Kiedy on się zatrzymał, zorientowałem się, że jesteśmy na placu zabaw, niestety opuszczonego" opuszczonego? opuszczonym* jeśli już, ale to i tak nie brzmi.
Ogólnie to zapomniałam o tej serii, a mi się podobała i teraz mi się przypomniało o niej i zaczynam od tego rozdziału. Bo fabuła jest fajna, no ale ten rozdział zjebałaś jeśli chodzi o gramatykę, a ja bardzo nie lubię niegramatycznych opowiadań.
W każdym razie. Spotkał chłopaka podobnego do niego i już było fajnie dopóki nie pojawił się kwadratowy uśmiech... KUWA CZEMU WSZĘDZIE WPIEPRZAJĄ SIĘ VKOOKI *płacz* Mam nadzieję, że paring się z tego nie zrobi w dalszych rozdziałach za które się zabieram i mam nadzieję, że tamtych nie zjebałaś gramatycznie.