poniedziałek, 19 września 2016

Kawa, karmel i imbir (cz.1)

Chwilę mnie nie było, ale tęskniłam i powracam z zamówieniem dla Miyo~
Miłego czytania!
P.S.: Dziękuję Dragons, która jeszcze ma siły po mnie wszystko sprawdzać <3

pairing: Taegi
gatunek: angst
ostrzeżenia: dłuższe, niż planowałam początkowo




Jako dziecko myślał, że to nieprzyjemne, wręcz bolesne uczucie w sercu było oznaką jakiejś choroby fizycznej. Oczami wyobraźni widział już to, jak umiera na zawał w stosunkowo młodym wieku, jak jego organ wewnętrzny nie wytrzymuje i pada pod zbyt wielką presją, dokładnie na środku jego klatki piersiowej. Już w wieku sześciu lat był przyzwyczajony do takich wizji, do takiego rodzaju negatywnego myślenia, do wszechobecnej śmierci, o której nikomu nie mówił w obawie, że jakiś autorytet mógłby potwierdzić jego najgorsze obawy. Był chłopcem smutnym, przygaszonym, a mimo tego starającym się robić to, co umiał, najlepiej, spychać samego siebie poza własne granice, nawet jeśli wyjście na podwórko do swoich rówieśników potrafiło sprawić, że denerwował się, wstydził i zaczynał drżeć oraz ciężko oddychać.
Dopiero w wieku nastoletnim zaczął rozumieć, że jego wyobrażenia o potencjalnej wrodzonej wadzie serca mogły nie być jego największym problemem. Ten tok myślenia zaczął do niego docierać, gdy po raz pierwszy upadł na podłogę bez tchu, nie potrafiąc utrzymać powietrza w płucach, z poczuciem duszenia się oraz wszechobecnej myśli: "Zaraz umrę". Zaczęło się to zdarzać coraz częściej, w najmniej pożądanych sytuacjach, w miejscach publicznych, pod oczami ludzi, którzy nie wiedzieli, co mu było, ani jak mu pomóc. On też nie wiedział. Dopóki nie zaczął czytać na ten temat w internecie i zrozumiał, że ostry ból serca oraz pustka w klatce piersiowej, łączona z tymi różnymi epizodami były dowodami ciężkich zaburzeń lękowych.
Tak czuł się i teraz, po raz kolejny. Wystarczyło naprawdę niewiele, aby obudzić w nim pewne instynkty - jedno słowo, gest, a nawet zwykłe spojrzenie potrafiły w jednej sekundzie sprawić, że jego dłonie zaczynały drżeć, tlen odmawiał posłuszeństwa i nie dostawał się już do jego płuc, a jego ciało opadało na podłogę, niczym martwy ciężar. Podczas, gdy Taehyung śledził spojrzeniem mężczyznę, czuł jak napięcie w jego organiźmie rosło, pustka na środku jego klatki piersiowej powoli pochłaniała wszystko, co spotykała na swojej drodze, łapała za jego tchawicę i mocno zaciskała dookoła niej swoje palce, przyduszając go i osłabiając. Chłopak chwycił mocno dłońmi za blat, jakby bał się nadchodzącego upadku. W myślach powtarzał sobie, że niedawno brał leki, że nic by mu się nie stało, że ten nieznajomy tylko wyglądał jak tamten facet z jego przeszłości, że to nie był naprawdę on. Że powinien się uspokoić, głęboko oddychać.
Jak wielu innych klientów, także i ten porozglądał się po sklepie przez parę minut, które dłużyły się Kimowi niesamowicie, jednak wreszcie wyszedł bez słowa, nie kupując nic. Chłopak za ladą wziął głęboki oddech i pozwolił, aby jego ciało opadło ponownie na krzesło, relaksując się. Nawet nie zauważył tego, kiedy wstał.
Nie radził sobie z życiem i nie miał już nawet sił tego ukrywać. Każdego ranka budził się z myślą o nadziei, że może ten dzień byłby jego ostatnim, że coś by mu się stało i zakończyło jego męki za niego, bo sam był zbyt wielkim tchórzem, aby cokolwiek sobie zrobić. Chciałby tego niesamowicie, w myślach nawet kilkakrotnie to wszystko planował, ale... Ale nigdy nie przeszedł do czynów. Nigdy nawet nie zdołał się celowo skrzywdzić, chociaż wiedział, że na to zasługiwał, bo nie był normalnym człowiekiem. Normalny człowiek nie żył tak, jak on - nie chował się przed własnym odbiciem w lustrze, nie unikał innych ludzi jak najbardziej tylko mógł. Taehyung nie chodził na imprezy, Taehyung nie spędzał weekendów poza domem, Taehyung nie miał przyjaciół, ani rodziny. Taehyung codziennie był tak cholernie sam, z każdą sekundą samo oddychanie wydawało się być dla niego zbyt wielką męką, od której chciałby móc wreszcie uciec. Taehyung każdej nocy przeżywał te epizody, które stworzyły z niego wrak człowieka, którym kiedyś był - a nawet to, czym kiedyś był, było takie cholernie dobijające i żałosne.
Dotrwał do końca swojej zmiany jak zawsze zatracając się w jedynej rzeczy, którą naprawdę lubił. Zamknął książkę, którą akurat czytał (Portret Doriana Greya, po raz kolejny), pośpiesznie zebrał swoje rzeczy i zadrżał mocno, gdy zza pleców dotarł do niego głos koleżanki, która pracowała na następnej zmianie. Czując mocny węzeł w gardle, wymamrotał niewyraźnie coś na pożegnanie, wyminął dziewczynę w wejściu i gdy tylko znalazł się na ulicy, pochylił głowę, wbił spojrzenie w chodnik i szybko skierował się w stronę swojego mieszkania, mając nadzieję tylko na to, że na nikogo, by nie wpadł.
Znalazłszy się poza swoimi drzwiami, całe napięcie z jego ciała wzięło nad nim górę i Taehyung po prostu nie wytrzymał. Zdążył tylko rzucić swoją torbę w jeden kąt, zanim łzy zebrały się pod jego powiekami i zamazały mu kompletnie obraz, podczas, gdy kierował się w stronę salonu. Jego ciało samoistnie upadło na kanapę, szukając pocieszenia miękkich poduszek oraz ciepłego uścisku koca, aż wreszcie słone łzy pociekły po jego policzkach, a z jego ust zaczęło wyrywać się żałosne łkanie. Czuł się sam, ale nie mógł jakkolwiek zapobiec swojej samotności. Czuł się głupi i żałosny, bo nie potrafił nawet przejść krótkiej odległości pomiędzy księgarnią, a swoim mieszkaniem, bez zaliczenia upadku psychicznego. Jego życie było po prostu gówniane, a on chciał z nim jak najprędzej skończyć.
*
Przestał płakać dopiero wtedy, gdy gardło już go boleśnie od tego piekło. Zdawał sobie sprawę z tego, że minęło już parę godzin od jego powrotu, ale nie chciał sprawdzać ile dokładnie; nie chciał wiedzieć, ile czasu spędził na rozżalaniu się nad samym sobą, na byciu takim słabym i beznadziejnym człowiekiem. Jego brzuch zakomunikował mu, że zbyt dużo minęło od ostatniego posiłku - nie licząc oczywiście jego tabletek łykanych tuż przed pracą - ale Taehyung zignorował to, kierując się prosto pod prysznic, a następnie rzucając się na swoje łóżko, chcąc skończyć wszystko, tu i teraz.
Nie pamiętał kiedy po raz ostatni się do kogoś tak naprawdę odezwał. Marnie mruknięte "cześć" czy "do jutra" kierowane do Hae pomiędzy ich zmianami się nie liczyło, ani tym bardziej drżące "dzień dobry", "proszę", "dziękuję" i "do widzenia" podawane klientom jak na złotej tacy. Nie miał z kim rozmawiać, a czasami jego gardło wręcz bolało od braku prawdziwych wypowiedzi. Czuł się samotny, ale musiał przyzwyczaić się do myśli, że powinien to wreszcie zaakceptować i zrozumieć, że to już nigdy, by się nie zmieniło. Nie odkąd jego ojciec otwarcie mu powiedział, że chce zerwać z nim wszelkie kontakty.
Z cichym westchnięciem przetarł mokre policzki, bo nawet nie zauważył tego, gdy parę łez ponownie po nich spłynęło. Wbił spojrzenie w sufit, gorzko uśmiechając się do siebie, czując pewną gorycz we własnym wnętrzu, jakiś rodzaj nienawiści skierowanej do samego siebie. Może powinien kupić sobie kota, aby nie czuć się tak bardzo samotny, a może od razu siedem kotów. Bał się jednak brać na siebie odpowiedzialność za inne, niewinne stworzenia, które mogłyby ucierpieć, gdyby jego miało nagle zabraknąć... co naprawdę miał nadzieję, że stałoby się niebawem.
Już dawno zauważył w sobie pewien naturalny pociąg do śmierci. Gdy przechodził przez ulicę, nie rozglądał się, ani nie zmieniał swojego tempa, dając tym samym ewentualną szansę losowi na to, aby wreszcie wyeliminować go poprzez koła następnego najeżdżającego pojazdu. Gdy zdarzało mu się wieczorem wychodzić do sklepu po produkty, które były mu niezbędne do przeżycia, wracając do domu nieświadomie wybierał najciemniejsze, najbardziej nieciekawe uliczki, jakby sam prosił się o to, aby jakiś morderca wyskoczył zza rogu i uderzył go kilka razy w głowę, podczas tych paru sekund wyznaczając kres temu wszystkiemu, czego Taehyung chciał się pozbyć. Kim zdawał się lgnąć do śmierci niczym ćma do światła, do każdej jej rodzaju, o każdej porze i w jakichkolwiek okolicznościach... Oprócz do tej, która nawiedzała go nocami.
Koszmary senne były dopiero pierwszym z wielu powodów, przez które chłopak był wiecznie zmęczony, niewyspany, nienaturalnie cichy i blady, nie licząc fioletowych worów pod oczami. Czasami, gdy wstawał o piątej rano z łóżka, nie potrafił nawet stwierdzić, czy faktycznie tej nocy spał - czy to, co widział stało się naprawdę, czy było tylko wytworem jego zepsutego umysłu, czy może tylko część tych obrazów była prawdą, a on obudził się w sercu nocy i resztę tej historii dopowiedział sobie sam, czując się taki samotny, bo przecież nie miał żadnego lepszego zajęcia. Faktem było to, że mało spał, a przed ścieleniem swojego łóżka musiał jeszcze brać swoje tabletki, bo za każdym razem czuł nadchodzący atak. Dłonie z jego snów dotykały go nieprzyjemnie, brutalnie, ściskały go i chwytały za jego boki, przyciągały w swoją stronę i nie chciały go puścić; były to dłonie istot, które czasem nie miały żadnej tożsamości, a innymi razy ukazywały twarze osób, które tak dobrze znał. Mężczyzn, których Taehyung opisał kiedyś dokładnie na posterunku policji, skrupulatnie, ze wszelkimi detalami, bo zmuszali go do przebywania w ich towarzystwie tak często, że prawdopodobnie byłby w stanie narysować ich z zamkniętymi oczami. Jednak zgłoszenie nic nie dało, a Kim nie miał wątpliwości, co do tego, że powodem było to, iż długie palce mafii sięgały wszędzie i chwytały się za wszystko, co tylko mogły złapać.
Obrazy, które pokazywały się mu w nocy, były dla niego bez dwóch zdań uosobieniem śmierci. Jedynej śmierci, do której nie lgnął, bo chociaż tak bardzo chciał pozbyć się samego siebie i swoich cierpień życia cielesnego... Nigdy nie chciałby tego zrobić w aż tak okropny sposób. Miał wrażenie, że podczas tamtych dwóch, najgorszych miesięcy swojego życia, został pozbawiony wszelkiego człowieczeństwa, które mu pozostało. Stał się strachliwym, żyjącym w przerażeniu zwierzęciem, wiecznie czującym się jak w klatce, jak w zamknięciu, chowającym się i bojącym się o własne życie z każdego, najmniejszego powodu. Zniszczyli go i stworzyli na nowo z niego coś, czego nienawidził.
Bał się nawet zamknąć oczy i zasnąć. Było to u niego na porządku dziennym, bo podczas, gdy z jednej strony sen był jak słodka nieświadomość, której tak bardzo pragnął, z drugiej mógł się zamienić dla niego w najgorsze piekło. Miał w zwyczaju zająć sobie czymś czas przed położeniem się do łóżka, aby odwrócić od tego wszystkiego własną uwagę, chociaż prędzej czy później zmęczenie brało nad nim górę i sprawiało, że się poddawał i głowa opadała mu na poduszkę. Jednak przed tym, lubił czytać. Taehyung ogółem uwielbiał czytać i łapał się za wszystko, co wydawało mu się interesujące, nie martwiąc się barierami wyznaczonymi przez wszelkie gatunki książek - lubił kryminały, powieści przygodowe, fantasy, sci-fi, historyczne czy erotyczne, ale lubił też relacje z podróży na drugi koniec świata, zbiory legend, tomy edukujące na temat wszelkich kultur istniejących na świecie. Drukowane słowa stanowiły dla niego odskocznię do wielu różnych światów, a w każdym z nim był kimś lepszym od tego, kim był naprawdę. Uwielbiał się w nich zatracać, tracić poczucie czasu, nie zważać na to, że z każdą kolejną stroną był coraz bardziej głodny i spragniony, bo tylko te kartki dawały mu ulgę, której nigdy nie potrafiło dać mu przebywanie w gronie innych osób. Taehyung nie mógł się pochwalić wyniosłą liczbą realnych przyjaciół, ale przynajmniej miał naprawdę sporo tych zrobionych z papieru. Dlatego też praca w księgarni była dla niego idealna, bo tam bezkarnie mógł przebywać w ich towarzystwie.
Gdy miał za sobą jakiś szczególnie ciężki dzień, brał ze swojej biblioteczki jeden z dziesięciu tomów cyklu Jak tańczyłem w deszczu w Północnej Europie, siadał przy biurku lub na łóżku i po prostu przekręcał strony, jedna po drugiej. Czasami czytał rozdziały po raz tysięczny, czasami tylko przeglądał te cudowne zdjęcia, gdyż wypisane obok nich słowa znał już na pamięć. Nie potrafił stwierdzić, kiedy ta część świata zaczęła go tak bardzo fascynować, ale wiedział, że najbardziej ze wszystkiego chciał móc kiedyś się tam wybrać. Północna Europa brzmiała dla niego jak miejsce, w którym już żaden z jego problemów nie liczyłby się, w którym mógłby znaleźć przyjemną pracę oraz kupić małe, ładne, przytulne mieszkanie, a może nawet dwa koty czy psa. Miejsce, które wyleczyłoby go kompletnie, które dałoby mu to szczęście i tą radość, których los mu zabraniał. Widział to już oczami wyobraźni, a ten moment, gdy siedział po turecku na łóżku, z książką otwartą przed sobą, był jedynym momentem jego marnego życia, w którym potrafił się leciutko sam do siebie uśmiechnąć.
*
Nazajutrz obudził się późno, nie pamiętając nawet tego, kiedy dokładnie zasnął, ani jakim cudem znalazł się nagle na swoim fotelu, skoro zazwyczaj czytał na swoim łóżku. Czuł się zagubiony przez pierwsze parę sekund po przebudzeniu, jednak gdy wspomnienia nocnych wizji do niego powróciły i wywołały w jego ciele mocny, nieprzyjemny dreszcz, przestał zadawać sobie jakiekolwiek pytania: prawdopodobnie obudził się w środku nocy po koszmarze i zaczął nieprzytomnie chodzić po mieszkaniu w poszukiwaniu czegoś, co dałoby mu chwilę ulgi, przyjemności i wytchnienia. Problem tkwił w tym, że od tak długiego czasu nie miał niczego podobnego w swoim życiu.
Zażył leki, wypił herbatę, zjadł małe śniadanie - obawiał się, że gdyby wziął do ust więcej, niż było to niezbędne, zwróciłby to wszystko podczas jakiegoś ewentualnego ataku - i zdążył tylko oglądnąć pięć minut porannego serwisu informacyjnego, zanim wyłączył telewizję z ciężkim westchnięciem, bo złe wiadomości z jakiejkolwiek części świata także mocno na niego oddziaływały, a on już czuł, że oddychanie było dla niego cięższe, niż pięć minut temu. Tego dnia miał pierwszą popołudniową zmianę, jednak zważywszy na późną godzinę swojej pobudki, musiał już się spieszyć, aby zdążyć do księgarni na czas. Z sercem w gardle, ubrał się ciepło, wziął swoje rzeczy i wyszedł.
Ten dzień był nieco cieplejszy od poprzedniego, co z pewnością ucieszyłoby osoby, które na zbliżający się weekend planowały jakiekolwiek atrakcje poza domem. Taehyung nie był jednym z nich, bo swój jeden wolny dzień najpewniej spędziłby czytając, popijając herbatę, słuchając muzyki z telewizji i ewentualnie surfując w sieci, jak zawsze. Nie było mu z tego powodu nawet przykro, bo sama myśl o spędzaniu czasu z innymi ludźmi przepełniała go niekontrolowanym lękiem, który wstrząsał mocno całym jego ciałem. Ruszył więc w stronę księgarni, z jedynym swoim zamiarem co do tego, aby i dzisiaj wyjść ze swojego miejsca pracy w jednym kawałku.
Niestety, codzienne spacery do pracy były dla niego o wiele większym szokiem, niż powrót do domu. Nieważne, czy wychodził rano, czy wczesnym popołudniem - w obie te pory na ulicy było sporo ludzi, każdy pędzący w swoją własną, inną stronę, a gdzie tłum, tam też rosnący niepokój Taehyunga. Chłopak nerwowo przełknął ślinę, gdy został zmuszony stanąć przy przejściu dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło z garstką jakichś innych ludzi. Jeden mężczyzna rozmawiał przez telefon, trójka miała na twarzach maski, ale wszyscy razem według niego wyglądali tak, jakby zaraz mieli na niego naskoczyć i coś mu zrobić. Kim poczuł, jak zaczynał się nerwowo pocić pod warstwą swoich ubrań, a jego uprzedzenie do ludzi było tak wielkie, że gdy poczuł jak kogoś ramię dotyka górnej części jego pleców, z cichym piśnięciem odruchowo wychylił się do przodu, robiąc mały krok, aby przerwać kontakt - postawiłby między sobą, a nieznajomym jeszcze większą odległość, gdyby w tym właśnie momencie motor wyścigowy nie przejechał mu przed nosem z zaskakującą prędkością, przez co jakaś obca dłoń zacisnęła się na jego ramieniu, ciągnąc go do tyłu, w bezpieczny azyl chodnika.
Nie miało to pożądanego efektu, bo fakt - Taehyung był już bezpieczny, poza zasięgiem ulicy oraz kół rozpędzonych pojazdów, ale uścisk miał na nim fatalne działanie. W jednej sekundzie wydało mu się, że palce nie były na jego ramieniu, ale dookoła jego szyi; że wcale go nie ratowały, ale starały się wycisnąć z niego życie w sposób bardziej okropny, niż zrobiłaby to pędząca maszyna i chłopak z pewnością zniósłby to okropnie i popadł w histerię, gdyby nie trwało to tak krótko. Prędko dłoń nieznajomego zniknęła, rozpłynęła się jak sen po przebudzeniu, a gdy chłopak gorączkowo odwrócił się, w tym samym momencie tłum gwałtownie ruszył naprzód, gdy tylko zieleń świateł po drugiej stronie ulicy odbiła się w ich tęczówkach. Taehyung został przytłoczony przez ten nagły ruch, który zmusił go pierw do cofnięcia się o parę kroków, a następnie do odwrócenia się i przejścia przez ulicę razem ze wszystkimi innymi, zapominając o nieznajomym, który uratował mu życie, a następnie zginął w tłumie.
Postarał się zrelaksować, przypominając sobie garść tabletek, którą połknął tego ranka. Czasami musiał intensywnie o tym myśleć i upewniać się, że naprawdę je zażył, jeśli nie chciał wpaść w kolejną histerię, więc na tym skupił swoje myśli. Wbił spojrzenie w chodnik, znając aż za dobrze trasę prowadzącą do jego miejsca pracy, więc nie zauważył w ogóle kobiety, która stanęła przed nim i ewidentnie coś od niego chciała. Zwrócił na nią uwagę dopiero wtedy, gdy się odezwała.
- Przepraszam - zawołała, zbliżając się o parę kroków, co automatycznie sprawiło, że serce bruneta zamarło mu w piersi. - Jest pan stąd? Z Daegu?
Tak samo, jak serce Taehyunga przed chwilą przestało bić, tak i teraz brutalnie przyśpieszyło uderzenia, pompując do jego żył więcej krwi, niż tak naprawdę było to potrzebne. Nagle było mu sucho w gardle, a Kim, nie wiedząc co zrobić, jak się zachować, czując ten nagły uścisk w klatce piersiowej, po prostu ominął kobietę szybkim krokiem, jakby ona w ogóle nie istniała, chcąc się oddalić jak najprędzej, błagając w myślach o to, że ta po prostu by odpuściła, ale... Wcale się tak nie stało.
Gdy poczuł uścisk na nadgarstku, było to zupełnie tak, jakby znowu siedział na łóżku w tamtym pokoju, z obniżonym wzrokiem, bojąc się nawet spojrzeć w twarz człowiekowi, którego miał przed sobą. Jakby znowu żył we wiecznym strachu przed tym, czy następny dotyk ze strony któregoś z nich byłby bolesny czy seksualny, fałszywie przyjemny i sztucznie miły aż do porzygu, a sam nie wiedział, która z dwóch opcji była tą gorszą. Taehyung bał się dotyku ludzkiego, było mu po nim niedobrze i uciekał od niego, kiedy tylko mógł, bo gdy tylko wyczuwał, że któryś z takich gestów był stuprocentowo intencjonalny, jego umysł zaczynał szaleć i podkładał mu pod nos najgorsze scenariusze, tym samym obcinając mu dopływ tlenu do organizmu.
Oddychanie zaczęło być dla niego poważnym problemem, gdy został zmuszony do zatrzymania się, a kobieta stanęła ponownie przed nim, teraz mierząc go trochę zmieszanym, nie do końca rozumiejącym wzrokiem.
- Jest pan z Daegu? - ponowiła pytanie. - Potrzebuję pomocy, czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie jest najbliższa stacja metra i na którą linię muszę wsiąść, aby dostać się jak najbliżej centrum miasta? Ale żeby nie była zbyt zatłoczona o tej porze...

Linia pierwsza przejeżdża od Daegok do Ansim, druga od Munyang do Yeungnam, a trzecia z centrum do Yongji, ale jest jednokierunkowa, więc powinna pani wybrać pomiędzy pierwszymi dwoma. Niestety, wszystkie będą teraz pełne.

Wiedział jak odpowiedzieć, mógłby to bez trudu zrobić, pomóc człowiekowi, który nie był stąd i ewidentnie był zagubiony, desperacko szukając jakiejś pomocy. Ale...
- Przepraszam, nie mówię po koreańsku.
To zdanie, wypowiedziane z mocnym akcentem z Daegu - brzmiał jak szum rozwścieczonego morza, jak kamienie ocierające się o siebie na jego brzegu, jak nocny ruch na ulicy, jak samoloty startujące z dużego, lokalnego lotniska - którego chłopak nie potrafił ukryć, było tak ewidentnym kłamstwem. Taehyung spanikował, nie potrafiąc spojrzeć nawet kobiecie w twarz, wciąż odrażony, zniesmaczony i wystraszony jej dotykiem, więc prędko odwrócił się na pięcie i jak najszybciej popędził w stronę swojej księgarni.
Biegł i musiał wyglądać przy tym głupio, niedorzecznie, bo przecież nie zostawiał za sobą żadnego poważnego niebezpieczeństwa, a tak naprawdę czuł się tak, jakby miał za plecami prawdziwe zagrożenie dla swojego życia. Po krótkiej chwili zabrakło mu tchu, bynajmniej nie z wysiłku, ale z psychicznego stresu, a w oczach zebrały mu się łzy, które były tak nieprzyjemne w kontakcie z chłodnym, jesiennym powietrzem. Zwolnił swoje tempo, próbując się uspokoić i nie patrząc na nikogo dookoła, tylko na chodnik, na własne dłonie, które ocierały właśnie obszar ciemnej, przez brak odpoczynku, skóry pod oczami, jakby chcąc zatrzymać łzy. Na jego szczęście, żadna z nich nie spłynęła po jego policzkach, ale jego serce wciąż mocno drżało, gdy pchnął drzwi do księgarni.
Miejsce to było dość przestronne, co oznaczało tyle to, że Taehyung miał naprawdę spory wybór książek do dyspozycji, ale i tak lubił powracać do swoich ulubionych. Gdy nie musiał niczego konkretnego robić, gdy nie miał żadnych klientów, gdy wszystkie tomy były na swoim miejscu i gdy nie było nowego towaru do rozpakowania, chłopak po prostu wybierał sobie coś z półki i siadał do czytania, zapominając o całym bożym świecie. To samo miał zamiar zrobić i teraz, aby zapomnieć o niewygodnym incydencie z kobietą, który połechtał jego stany lękowe.
Hae wstała ze swojego miejsca z uśmiechem, kiedy tylko go zobaczyła. Prócz niej i Kima, pracował tu jeszcze jeden chłopak, z którym brunet prawie w ogóle się nie widywał, bo ich zmiany prawie nigdy się nie spotykały. Cieszył się, że nie musiał pracować z jakąś osobą trzecią, bo wtedy nawet godziny spędzane w pracy byłyby dla niego torturą niezręczności: w ten sposób, miał przynajmniej okazję na stworzenie jakiegoś własnego, przyjemnego miejsca, w którym na parę chwil jego problemy się nie liczyły.
- Jeszcze ich nie było - poinformowała go miło dziewczyna, zbierając swoje rzeczy. Zawsze była dla niego życzliwa, mimo tego, że Taehyung bywał dziwnym znajomym z pracy. Na szczęście, nic konkretnego o nim nie wiedziała.
- To dobrze - odparł jej, a dźwięk jego własnego głosu zdał się go zaskoczyć, jakby wcale nie był przyzwyczajony do słyszenia go. Zacisnął usta w wąską linię w lekkim skrępowaniu, skinął koleżance głową na pożegnanie i zajął miejsce za ladą, przy komputerze, który głównie służył do przeglądania spisu książek i chociaż cały czas miał połączenie z internetem, Kim nigdy go nie używał, faworyzując książki.
Popołudniowe zmiany były jego ulubionymi z jednego powodu: miał wtedy okazję widzieć swoją ulubioną klientkę. Dzieci były chyba jedynymi istotami na świecie, które nie irytowały jego wszelkich instynktów i chorób, ale je łagodziły i uspokajały. Taehyung najzwyczajniej w świecie je uwielbiał, sądził, że były okropnie rozkoszne i pewnie byłby zawsze gotowy się nimi zająć, gdyby nie bał się tak bardzo brać na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności za cudze życie.
Ta jedna dziewczynka odwiedzała księgarnię dość często - Tae z pomocą Hae stwierdził, że co najmniej trzy razy w tygodniu, zazwyczaj zaraz po szkole, jak świadczył o tym mały, puchaty plecaczek w kształcie głowy tygryska, który mała miała zawsze na plecach. Szła do części pomieszczenia przeznaczonej na książki dla dzieci i spędzała tam sporo czasu, dopóki jej się nie nudziło, albo dopóki jej opiekun nie przekonywał ją, że powinni wrócić do domu i coś zjeść. Jej wizyty były dla chłopaka małą dawką pewnej radości, która w gruncie rzeczy trwała krótko, ale to wciąż było lepsze, niż nic. Dawały mu one poczucie takiej rodzinności oraz normalnego życia, którego on nigdy nie zasmakował.
Tym razem doczekał się jej przybycia podczas czytania jakiejś książki historycznej na temat Japonii, gubiąc się przy tym wiele razy pośród tych wszystkich nazwisk ludzi potężnych, którzy za tamtych czasów żyli. Od skoku w przeszłość oderwał go dźwięk otwieranych drzwi, a następnie ten radosny głosik, który jak zawsze opowiadał coś mężczyźnie, który ją przyprowadzał. Taehyung chcąc nie chcąc usłyszał coś na temat jej dnia w szkole, o nauczycielce od matematyki, która naciskała na to, aby mała nauczyła się dobrze tabliczki mnożenia mimo tego, że dziewczynka uważała to za wyjątkowo nudne. Chłopak uśmiechnął się niewidzialnie pod nosem, powoli podnosząc wzrok na tą dwójkę i obserwując ich ze swojego miejsca, w przypadku gdyby coś chcieli, chociaż był pewien, że nic takiego, by się nie stało. Dziewczynka była jednym z tych klientów, którzy przychodzili, przeglądali i wychodzili bez kupowania niczego, a ani ona, ani jej opiekun nie zwracali na niego najmniejszej uwagi, nie witając się nawet po wejściu.
Kim oczywiście zwrócił także uwagę na to, z kim mała przychodziła. Był to zawsze ten sam mężczyzna, młodo wyglądający - zbyt młodo, aby mógł być jej ojcem, chociaż kto wie, może istniała i taka możliwość. Wszelkie wątpliwości bruneta zostały jednak rozwiane, gdy usłyszał jak dziewczynka parę razy nazywała swojego opiekuna oppą, co oznaczało, że ten był prawdopodobnie jej bratem. Taehyung nie mógł stwierdzić, czy byli do siebie podobni, bo nigdy nie odważył się położyć swojego wzroku na mężczyźnie dłużej, niż na półtora sekundy, jakby było w nim coś groźnego, niebezpiecznego. Jego gesty i czyny były niesamowicie opiekuńcze, uśmiechy skierowane do siostry stuprocentowo słodkie i ciepłe, a jednak miętowy odcień włosów, porozrywane jeansy na szczupłych nogach oraz fobia społeczna Taehyunga sprawiały, że ten nie był w stanie mu jakkolwiek ufać. Może zwyczajnie dlatego, że był mężczyzną. A może tylko dlatego, że był po prostu człowiekiem zdolnym do wszystkiego.
Jak zwykle, drobna brunetka pobiegła do swoich ulubionych regałów, zasłoniętych przed oczami sprzedającego przez inne półki. Do uszu Taehyunga doszedł dźwięk przyjemnej rozmowy pomiędzy rodzeństwem, cichy śmiech dziewczynki oraz prychnięcia mężczyzny, akompaniowane przez przedrzeźniający ją ton, aby tylko mała się uśmiechnęła. Brunet wsłuchał się w te przyjemne odgłosy, powracając spojrzeniem do swojej książki, ale przerywając czytanie, aby móc się chociaż trochę nacieszyć szczęściem jakiejś przypadkowej, normalnej rodziny. Przecież chyba tylko to mu pozostało.
Po jakiejś chwili niespodziewanie usłyszał kroki, może nie tak ciężkie, bo prawie niezauważalne, lecz stawiane ostrożnie i skrupulatnie, przez co nie mogły należeć do dziecka. Brat o blado miętowych włosach wyszedł zza regałów przeznaczonych dla dzieci, zaczynając rozglądać się po tych obok, ewidentnie czegoś szukając.
- Oppa, jest tam? - odezwała się mała, radośnie podskakując do niego i stojąc na palcach, aby móc zerknąć na wyższe półki. - Musi tam być, tak długo już czekam!
- Nigdzie nie widzę, ty mały, nikczemny elfie - mruknął mężczyzna, nagle podnosząc wzrok i rozglądając się po pomieszczeniu. Gdy jego chłodne spojrzenie zatrzymało się na Taehyungu, ten poczuł nieprzyjemny dreszcz oraz zaciskający się węzeł w gardle, ale zarazem konieczność zaoferowania pomocy. Po to tu przecież był.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał grzecznie, jednak jego głos wydostał się z jego ust w bardziej drżącej formie, niż on się tego spodziewał. Poczuł nagły, ogarniający go wstyd; był po prostu sobą zażenowany, tym, jak bardzo sobie nie radził.
- Tak, poproszę. - Słysząc to stwierdzenie, Tae automatycznie wstał ze swojego miejsca, jednak w tym samym momencie mężczyzna podszedł do kasy, mierząc go spojrzeniem, które unieruchomiło go w miejscu. Brunet poczuł, jak dłonie zaczynały mu się pocić, a serce nieprzyjemnie kołatać.
- Moja mała już od dwóch tygodni przychodzi tu sprawdzając, czy przyszła jej książka. Jakiś z pracowników zapewnił mnie, że przyszłaby niebawem, a to miało być już... tydzień temu. - Klient nie wydawał się zadowolony z tego faktu, przez co presja zaczęła rosnąć w organiźmie Taehyunga, naciskając na jego klatkę piersiową. A co gdyby się na niego wściekł i coś mu zrobił? Co gdyby zaczął krzyczeć, albo zniszczyłby coś w sklepie? Wtedy wina byłaby Taehyunga...
- Może to nawet ty mi to powiedziałeś? - Mężczyzna wygiął ostro jedną brew w łuk, nie spuszczając swojego wzroku z pracownika. Dziewczynka potruchtała do jego boku, kładąc rączki na wysokim blacie i stając na palcach, aby tylko zobaczyć jak najwięcej.
- Nie, na pewno, ja nigdy z panem... z panem nie rozmawiałem - Taehyung zająkał się, cały czas stojąc tam jak wryty, chociaż pewnie powinien coś z tą sytuacją zrobić. Nie potrafił jednak, gdy klient mierzył go takim spojrzeniem. - Przepraszam za niewygodę, zapewne zaszła jakaś pomyłka. Już... już to sprawdzę.
Brunet odwrócił się w stronę włączonego już od dawna komputera i drżącymi dłońmi włączył specjalną wyszukiwarkę książek zainstalowaną do systemu.
- Jak... Jaki tytuł ma książka?
- Nie mam bladego pojęcia - burknął miętowowłosy, po czym spojrzał w dół, na siostrę. - Elfie, jak się to twoje coś nazywało?
- Magiczne przygody w Krainie Koni!
Entuzjastyczna, wręcz wykrzyknięta wypowiedź dziewczynki zdała się jakoś rozchmurzyć jej starszego brata, który prychnął rozbawiony pod nosem i podniósł swój, już nie tak chłodny, wzrok na Taehyunga, jakby przepraszającym tonem.
- No tak, ostatnio ma bzika na punkcie tych całych koni.
Taehyung wpisał w wyszukiwarkę podany tytuł, chociaż przez swoje drżące dłonie musiał parę liter napisać kilkakrotnie. Wreszcie jednak znalazł to, co było zainteresowaniem jego klientów i gdy tylko otworzył odpowiednie okno, znalazł informację, której potrzebował.
- Faktycznie, książka przyszła już tydzień temu - odezwał się trochę zbyt cicho, niewyraźne, nagle czując się słabo, mając przed oczami własną pomyłkę. - Ale nikt jeszcze jej nie wypakował i nie wystawił na półki. Przepraszam najmocniej, to musiał być jakiś błąd...
Niski, głęboki głos Kima całkowicie nie pasował do jego zachowania, bo wydawał się teraz taki zastraszony, pełen obaw. Był pewien, że to wszystko było jego winą, bo wydawało mu się, że któregoś dnia był zbyt zmęczony, aby dokończyć rozpakowywanie towaru i chciał zlecieć Hae to, co pozostało, ale chyba o tym zapomniał... A teraz miał problem. Chyba nawet duży problem, bo niezadowolony klient nigdy nie oznaczał czegoś dobrego. To była jego wina, jego wina, jego wina i chociaż było to coś tak małego, on czuł się z tym tak niesamowicie okropnie.
- Mniej przepraszania, więcej działania - mruknął klient, co sprawiło jedynie, że stres Taehyunga się powiększył. Niemalże zadrżał przed nim, ale miętowowłosy niczego nie zauważył, spoglądając na swoją siostrę i delikatnie głaszcząc ją po włosach. - Dostaniemy wreszcie tę książkę, czy mam iść ją zamówić gdzieś indziej?
- Tak, tak, oczywiście - odparł pośpiesznie Tae, po czym nie mógł powstrzymać się przed dodaniem kolejnego przepraszam.
Wyszedł zza kasy i szybko skierował się w stronę małego magazynku na tyle sklepu, w którym przechowywali wszystkie paczki i najnowsze książki. Pamiętał dobrze, gdzie zostawił pudło z książkami o koniach dla dzieci i gdy spojrzał w tamtym kierunku przekonał się, że faktycznie nikt się nimi nie zajął; chwycił więc za stołek czekający w kącie i podstawił ją pod odpowiednią półkę. Wchodząc na niego, aby sięgnąć po odpowiednie pudło, czuł jak mocno serce waliło mu w piersi, bynajmniej nie dlatego, że był w niestabilnej pozycji. Bardziej niestabilny był w tym momencie jego stan mentalny.
Chwycił za pudło i zerknął na dół, chcąc zejść, ale jakiś nagły strach zablokował go w miejscu. Ruszył jedną stopą w dół, starając się sięgnąć podłogi, jednak jęknął żałośnie z przerażenia, gdy nie znalazł jej nigdzie i zachwiał się na stołku.
- Pomóc ci? - Głos klienta doszedł do niego i sama myśl o tym, że ten widział go poprzez otwarte drzwi, takiego bezradnego, nie radzącego sobie z normalną sytuacją w życiu każdego człowieka, sprawiła, że poczuł się gorzej z samym sobą. Oddychanie stało się dla niego nieco cięższe.
- Nie, jest w porządku, dam sobie radę... - wymamrotał niewyraźnie, ale w tym samym momencie zachwiał się ponownie i musiał chwycić się dłonią półki, aby nie runąć na ziemię. W efekcie, pudło wypadło z jego objęć, jeszcze zapakowane książki rozsypały się po całej podłodze, a Taehyung poczuł ból w sercu oraz łzy napływające do jego oczu. Był taki beznadziejny, taki nieporadny, do niczego się nie nadawał...
Zacisnął mocno oczy w zażenowaniu, spuszczając głowę i wciąż kurczowo trzymając się półki, jakby była ona jego ostatnią nadzieją na przetrwanie. Zachciał jęknąć bezradnie, gdy usłyszał kroki wchodzące do malutkiego pomieszczenia; w jego głowie pojawiła się znowu ta scena, gdy kulił się w nocy na niewygodnym łóżku pod pościelą, odwrócony plecami do drzwi, zza których w każdym momencie mógł wyłonić się jego najgorszy koszmar, aby go dotknąć, ścisnąć, uderzyć, maltretować. Jego oddech nieregularnie przyśpieszył.
- No dalej, schodź stamtąd - usłyszał, ale brzmiało to dla niego tak nierealnie, że nie zareagował w ogóle. Dopiero dotyk na łydce na niego zadziałał, jednak negatywnie, bardzo negatywnie. Uciekając od niepożądanego dotyku, który był dla niego taki okropny, ohydny i obleśny, odsunął gwałtownie nogę od dłoni klienta, po raz kolejny chwiejąc się na stołku i w efekcie zaciskając i oczy, i dłonie mocniej.
- Proszę mnie nie dotykać - wyjęczał żałośnie, a pierwsze łzy zmoczyły mu nieco obszar pod oczami. Cieszył się, że nie zaświecił światła w pomieszczeniu i że dzięki temu tkwił teraz w półmroku. - Ja... dam sobie radę. Już... Już schodzę...
Później nie pamiętałby nawet, co się wydarzyło przez te dwie minuty, gdy starał się opanować odruchy lękowe własnego ciała i zejść ze stołka nie tylko w jednym kawałku, ale także z jak największą ilością tej drobnej godności, która mu pozostała. Miętowowłosy klient nie usiłował go już dotknąć, chociaż Taehyung słyszał, że coś do niego mówił, jednak nie potrafił rozróżnić jego słów - był zbyt skupiony na drżeniu swoich własnych mięśni ramion i nóg, gdy ostrożnie stawiał pierwszą stopę na podłodze, cały czas kurczowo trzymając się półki przed nim, niczym kapitan szczątków swojego tonącego statku. W tym przypadku, tonęły resztki człowieczeństwa Taehyunga.
Gdy znalazł się wreszcie na bezpiecznym lądzie, gorączkowo odwrócił się w stronę swojego klienta, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o tym, że musiał jeszcze go obsłużyć, ale przede wszystkim o tym, że niesamowicie się przed nim wygłupił.
- Przepraszam najmocniej, już... - Taehyung drżał cały, jednak gdy spojrzał w dół zobaczył coś, czego w ogóle się nie spodziewał.
Mężczyzna zbierał wszystkie książki, które wypadły z pudła, starannie układając je w nim ponownie, podczas, gdy jego siostra siedziała niedaleko na podłodze, z jedną kopią swoich Magicznych przygód w Krainie Koni, którą dopiero rozpakowała. Jednak to, co zaskoczyło bruneta najbardziej, było brakiem jakiejkolwiek złości czy gniewu ze strony jego klientów. Miętowowłosy sprawiał wrażenie wręcz spokojnego, gdy kucał tak przy porozrzucanych książkach w swoich porozrywanych jeansach, czarnej, za dużej i za długiej koszulce przykrytą jakąś bluzą oraz tak samo czarną czapką na nietypowych włosach. Zbierał tomy cierpliwie, dokładnie, kładąc je ponownie na ich właściwe miejsce. I chociaż sytuacja wyglądała na pozytywną, była ona tak niecodzienna, tak niespodziewana, że nie zdołała uspokoić nerwy Kima - wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej je poszarpała.
- Proszę, już sam to zrobię - wyjęczał wręcz z desperacją, rzucając się na kolana przed klientem i zaczynając szybko zbierać książki drżącymi rękoma, które nie były w stanie ładnie je poukładać. - Niech pan... Niech pan już podejdzie do kasy. - Taehyung zwiesił mocno głowę, nie pozwalając, aby w jego polu widzenia pojawiło się cokolwiek innego, prócz podłogi, książek i pudła, bo tak cholernie się samego siebie wstydził i w gruncie rzeczy dopiero teraz przypomniał sobie o łzach, które starł z policzków nerwowym gestem rękawem swojej koszuli.
- Mogę ci pomóc, przecież nigdzie nam się nie spie-
- Oppa, patrz na to! - wykrzyknęła nagle dziewczynka, podchodząc do brata i pokazując mu jedną ze stron. Ten spojrzał na nią i uśmiechnął się na to, co brunetka mu pokazywała, ale jego wzrok samowolnie przesunął się ponownie na Taehyunga.
- Cudnie. Wreszcie masz to, czego tak bardzo chciałaś - odezwał się, podnosząc z podłogi i gładząc małą po włosach. - Warto było tyle czekać, co? Czasami w życiu tak jest, że im dłużej na coś czekasz, tym większą masz później z tego radość. - Spojrzał na bruneta, chociaż ten nie mógł tego zauważyć, zbyt zajęty zbieraniem porozrzucanej po podłodze własnej godności. - Będziemy czekać przy kasie.
Słysząc oddalające się kroki, Taehyung poczuł okropny uścisk w sercu. Wiedział doskonale, że do końca pobytu swoich klientów w sklepie próbowałby jeszcze z całych sił udawać normalnego i całkowicie zrównoważonego psychicznie człowieka - chociaż nie wiedział, czy miętowowłosy łatwo dałby się nabrać na to kłamstwo po tym wszystkim, co widział - ale w momencie, w którym ci przekroczyliby próg księgarni... Brunet rozpadłby się na milion kawałków. Jego jedyną nadzieją było to, aby nikt więcej już tu nie przychodził aż do końca jego zmiany.
Pośpieszył się ze zbieraniem książek, ale gdy pozbierał już połowę z nich stwierdził, że jednak wolał nie zmuszać rodzeństwa na jeszcze dalsze oczekiwanie, bo przez to mogliby mieć jeszcze gorsze mniemanie o tym miejscu, niż na chwilę obecną. Sprzedawca podniósł się więc z podłogi, przetrzepał spodnie drżącymi dłońmi, aby nie wyglądać aż tak tragicznie, jeszcze raz przetarł nimi policzki, upewniając się, że nie były już one wilgotne, po czym wyszedł z pomieszczenia. Po wyrazie jego twarzy zapewne dobrze było widać, że coś było z nim nie tak, ale nie mógł niczego z tym zrobić.
Bez słowa, podszedł do kasy, wziął książkę od małej dziewczynki i przeskanował ją, odczytując jej cenę na wyświetlaczu i następnie pakując tom do małej reklamówki. Wyciągając dłoń po pieniądze, cały czas wbijał ostentacyjnie wzrok w dół, zbyt zawstydzony samym sobą, aby spojrzeć swojemu klientowi w twarz. Musiał to jednak zrobić, gdy jego usta zostały muśnięte przez ostatnie, drżące i niepewne przepraszam, a gdy jego spojrzenie uniosło się ku górze, zostało bezkompromisowo i okrutnie złapane oraz zatrzymane w miejscu przez inną parę tęczówek. Ciemnych tęczówek, w które patrzył po raz pierwszy i czuł przez to okropny węzeł w gardle.
- Nic się nie stało.
Jego klient się w niego wpatrywał, a Taehyung stał jak wryty, nie zauważając nawet tego, że przez te parę chwil jego drżenie ustało. A następnie miętowowłosy skinął mu głową, wziął siostrę za rękę i razem z nią wyszedł z księgarni.
*
Tej nocy koszmary były całkowicie inne, ale wciąż były koszmarami.
Po tym, jak drzwi księgarni zamknęły się za klientem o nietypowym kolorze włosów, a Taehyung spojrzał na ekran komputera, zauważając, że mało brakowało do końca jego zmiany, jego nerwy nie wytrzymały ani sekundy więcej. Poczuł, jak nagle jego płuca zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa i nie wpuszczały już do organizmu tlenu, a w głowie zakręciło mu się zupełnie tak, jakby miał go w sobie za wiele. Zadrżał na swoim stanowisku, niemalże upadając na podłogę, jednak w jakiś sposób udało mu się doczołgać do łazienki na zapleczu, rezerwowaną specjalnie dla personelu księgarni. Tam usiadł na podłodze pod ścianą, przyciągając do siebie kolana, niemalże przyciskając je sobie do twarzy, oddychając szybko, nieregularnie, kłopotliwie, a zarazem czując się tak, jakby wstrzymywał oddech już przez dobre pięć minut i powoli się dusił. W głowie kręciły mu się myśli o tym, że był idiotą, że wygłupił się przed swoim klientem zupełnie, że popełnił ogromny błąd, że nie zasługiwał na tę pracę, ani na żadną inną, że powinno go tu nie być, że powinno go w ogóle nie być, że powinien się zabić i że nie wziął ze sobą leków, bo zażył je z samego rana i nie sądził, że byłyby mu potrzebne tak prędko.
Atak paniki naskoczył na niego właśnie tam, w niestarannie wyczyszczonej łazience, a podczas, gdy łzy moczyły mu twarz i zdawały się chcieć na siłę wlać mu do ust, aby go udusić, pomyślał o tym, że ściana za jego plecami była w tym momencie dla niego większym wsparciem, niż jakakolwiek istota żyjąca, a to sprawiło, że rozpłakał się jeszcze bardziej. Zaciskał oczy, dłońmi częściowo zakrywał twarz i z początku próbował powstrzymać swoje żałosne łkanie, ale finalnie okazało się ono zbyt silne i zabrzmiało w tych czterech ścianach wyraźnie i jeszcze bardziej beznadziejnie, odbijając się echem pomiędzy płytkami, prawdopodobniej rozbrzmiewając także poza drewnianymi drzwiami.
Gdy Taehyung wrócił do głównego pomieszczenia, jego oczy były zaczerwienione, skóra policzków oraz szyi wciąż mokra, ślady łez widoczne na koszuli oraz rękawach, ale to akurat go nie obchodziło. Nie dzisiaj, nie teraz.
Wróciwszy do domu, nie odczuwał zainteresowania do czegokolwiek. Nie chciał jeść, nie chciał iść pod prysznic, nie chciał się przebrać, nie chciał oddychać, ale do tego akurat był zmuszany przez odruchy własnego ciała. W gruncie rzeczy, nie chciał nawet zasypiać, ale leżąc bezczynnie na kanapie w salonie i pusto wgapiając się w jedną ze ścian, pogrążony we własnej ciszy, prędzej czy później musiało to nastąpić.
Jego koszmary przedstawiały teraz nową twarz, a Taehyung od razu znienawidził to, że kolejne rysy odpowiadały jego największym lękom i obawom, kolejne szczegóły i kolejne barwy. Teraz była to jasna, nieskazitelna cera, jak u porcelanowej lalki, dość małe, ciemne oczy, nos lekko, zadziornie uniesiony do góry, malinowe usta, ostre kości policzkowe, kolor miętowy oraz trójkąty, dużo trójkątów. Teraz była to twarz miętowowłosego klienta.
Naśmiewała się z niego, a jej uśmiech był karykaturą tego, co Kim widział u mężczyzny nie tak rzadko, gdy ten uśmiechał się do swojej siostry. Nie był jednak spokojny, miły oraz otoczony pewną rodzinną aurą, jak wtedy - teraz był nikczemny, zły, wredny, przesiąkniętym niesłychanym jadem i zepsuciem, które Taehyung do tej pory ujrzał jedynie w paru konkretnych osobach ze swojej przeszłości. Cały koszmar koncentrował się na tym właśnie śmiechu, na bolących słowach rzucanych w jego stronę, na nieudanych próbach ucieczki oraz krzykach gasnących jeszcze w gardle.
Gdy się obudził w środku nocy, był cały spocony oraz oblany pewnością, że ta twarz od tego dnia należała do tych, których nienawidził najbardziej ze wszystkich.
*
Na szczęście okazało się, że nie musiał jej widzieć przez następne parę dni. Wracając do pracy potrafił myśleć tylko o tym, że teraz jego największa do tej pory przyjemność zamieniłaby się w najgorszą zmorę, oraz wstydził się przyznać Hae do tego, że nie czekał już na małą, słodką dziewczynkę oraz jej brata, a jeszcze bardziej bał się powiedzieć jej, aby nie informowała go już jakkolwiek na temat częstotliwości ich wizyt. Nagle, jedyną rozrywką Taehyunga w pracy stały się książki same w sobie.
Rodzeństwo już się nie zjawiło, chociaż mimo tego brunet za każdym razem drżał i denerwował się od rozpoczęcia swojej zmiany, aż do godziny, w której zazwyczaj tamta dwójka odwiedzała księgarnię. Było mu niedobrze i codziennie obawiał się, że ten dzień byłby jednak dniem ich powrotu, ale nigdy tak nie było. Prawdopodobnie powinien się tego spodziewać, skoro dziewczynka dostała książkę, której tak bardzo chciała, ale i tak jakaś część niego była przekonana, że to jego wina, że to on odstraszył ich od tego miejsca i że to przez niego jego szef stracił jakichś potencjalnych, bardzo dobrych klientów.
Gdy mijały te dwie godziny kulminacji strachu, chłopak powracał do czytania i starał się skupić tylko na tym, jeśli nie miał nic innego do zrobienia. Teraz już skrupulatnie wypełniał swoje obowiązki i nie odstawiał żadnych pudeł do rozpakowania na później, ani nie starał się oddawać swoich zadań pozostałej dwójce pracowników, tylko robił wszystko jak najprędzej, następnie przynajmniej pięć razy upewniając się, że wykonał wszystko. Zaczął panicznie bać się tego, że pewnego dnia mógłby ponownie nawalić w ten sam sposób, powodując powtórkę tamtej sytuacji. W międzyczasie, gdy tylko słyszał jakiś dziecięcy głos, a następnie otwierane drzwi, od razu zwieszał głowę i podnosił wzrok tylko wtedy, kiedy był już pewien, że nie było to to dziecko.
Nadeszła zima, a wraz z tym zmieniły się jego godziny pracy. Nie przeszkadzało mu to jakkolwiek, gdyż tak naprawdę Taehyung prócz pracy nie zajmował się w swoim życiu wieloma innymi rzeczami: nie miał przecież przyjaciół, z którymi mógł wyjść na miasto, ani psa, który ciągnąłby go do parku na spacery. Nie chodził na studia, nie kontaktował się ze swoją rodziną, nie znał innej rozrywki, prócz książek i muzyki, a jego samotność coraz bardziej dawała się we znaki w zimie, gdy w każdą niedzielę siedział sam w domu pod kocem, z książką w jednej dłoni, kubkiem herbaty w drugiej, z wzrokiem co chwilę oddalającym się od ekranu telewizji, w której ciągle leciały jakieś durne seriale, tęskno zmierzającym ku książką na półkach mówiących o Północnej Europie.
Brunet pracował teraz głównie na ostatnich zmianach, przez co rzadko kiedy widywał się z Hae, co w gruncie rzeczy nie robiło mu wielkiej różnicy, gdyż i tak nie potrafił z nikim nawiązać jakiejkolwiek przyjaznej relacji. Współpracownik, który siedział za ladą na zmianie przed tą jego, miał na imię Namjoon, a Taehyung wiedział o nim zaledwie tyle, że nie był stąd - gdyż był pozbawiony typowego, mocnego akcentu w wymowie - i że za każdym razem, gdy wręczał mu klucze do księgarni, ten lubił mu powtarzać, aby nie zapomniał zamknąć drzwi na noc przy wyjściu.
Życie Kima było niesamowicie monotonne i nudne, jednak nie miał nikogo, z kim mógłby na to narzekać. Jego dni były złożone z książek, ostrego, chłodnego powietrza, które raniło mu usta, szalików zsuwających mu się z twarzy, lodowatych dłoni i klientów, którzy nawet nie mieli zainteresowania w książkach, ale wchodzili po prostu dlatego, że za drzwiami księgarni było o wiele cieplej, niż na zewnątrz. Taehyung przyzwyczaił się już do nich, chociaż nie mógł powiedzieć, że obecność innych ludzi nie stresowała go w ogóle. Jego stany lękowe wcale się nie polepszyły, a on cały czas czuł się taki nieludzki, zastraszony i tchórzliwy, jak poprzednio.
Może tylko jedna rzecz zmieniła się w jego rutynie - Kim Taehyung odkrył urok kawy na zamówienie. Niby coś tak prostego, jednak chłopakowi nigdy podobny pomysł nie przyszedł do głowy, dopóki pewnego ciemnego, chłodnego popołudnia nie zobaczył jednego dostawcę przy drzwiach butiku, który mieścił się parę budynków dalej od jego księgarni. Brunet w sumie nigdy nie był wielkim fanem kawy, jednak gdy stwierdził, że przydałoby mu się coś ciepłego, co dodałoby mu otuchy podczas pracy i gdy zdobył numer najnowszego Keopi Shob w okolicy, zaczął brać ze sobą własne pieniądze do pracy, czego zazwyczaj do tej pory nie robił.
Kawa stała się więc jego drugą przyjaciółką w pracy, tuż po książkach, które w dalszym ciągu stanowiły pewną obecność w jego życiu. Z początku starał się nie zamawiać ciepłego napoju zbyt często, nie tylko żeby się nie uzależnić, ale także z obawy, że zbyt duża dawka kofeiny źle zadziałałaby na jego stany lękowe; pierwszy tydzień przeminął z dwoma kubkami, drugi tak samo, jednak już przy trzecim i czwartym sytuacja zaczęła wymykać mu się spod kontroli, aż doszło do tego, że Taehyung dzwonił do firmy codziennie, zazwyczaj pod wieczór, aby zapewnić sobie komfort ciepłego kubka pomiędzy zmarzniętymi, wiecznie pozacinanymi przez kartki palcami. Dla odmiany, czasami zamawiał herbatę, jednak to właśnie kawa - cappuccino z nutką karmelu oraz szczyptą imbiru - z dnia na dzień wywalczyła sobie tak wysokie miejsce w liście jego priorytetów.
Tego wieczoru było wyjątkowo chłodno i nieprzyjemnie. Na zewnątrz padało i mimo jeszcze stosunkowo wczesnej pory, w księgarni już od dobrych dwóch godzin świeciło się światło, tworząc dość nieprzyjemny, nienaturalny kontrast z ciemnym, zachmurzonym niebem. Nieprzyjazna pogoda była także powodem małej ilości klientów tego dnia, a brunet czuł się trochę winny za to, że taki stan rzeczy w ogóle mu nie przeszkadzał, bo odkąd dotarł do pracy - przebijając się przez wichurę i moknąc przy tym kompletnie, bo jak zwykle zapomniał wziąć parasolki - tkwił na swoim stanowisku, czytał jakąś nową książkę przygodową, która dopiero trafiła na półki, i jeszcze nikt nie ośmielił się mu przerwać.
Dźwięk deszczu w jakiś dziwny, jednak wręcz wrodzony sposób uspokajał jego nerwy, które zazwyczaj byłyby okropnie poszarpane o tej porze dnia. Powoli sprawiał, że Taehyung stawał się niemalże senny, czego nie doświadczył od naprawdę długiego czasu i aż żałował tego, że nie znajdował się już w domu na swoim łóżku. Wiedział jednak, że miał na co czekać, bo chwilę później usłyszał otwierane drzwi wejściowe i wiedział, że z tak wyglądającą sytuacją za oknem, mogła to być tylko jedna osoba: dostawca kawy.
Oczy chłopaka wreszcie oderwały się od książki i wręcz lekko się zaświeciły na znak, że jego humor w jakiś sposób zdołał się poprawić. Ten błysk jednak prędko wygasł i umarł, gdy tylko brunet podniósł wzrok i zerknął w stronę drzwi.
Twarz, którą zobaczył sprawiła, że jego serce podskoczyło w piersi, a wszelkie wspomnienia, które były z nią powiązane, znowu zaczęły nawiedzać jego umysł. Trzęsące się dłonie, poplątane myśli, poszarpane słowa, niestabilne nogi, przyspieszający oddech, wielkie poczucie wstydu i zażenowania, tysiące głosów w głowie, mówiących mu, jaki beznadziejny i żałosny jest, gorące łzy spływające po jego chłodnych, niemalże martwych policzkach, tak samo martwych, jak jego dusza. To wszystko powiązane z jedną twarzą, jasną, nieskazitelną cerą, małymi, ciemnymi oczami, zadziornie uniesionym do góry nosem, malinowymi ustami, ostrymi kościami policzkowymi oraz, przede wszystkim, z kolorem miętowym.
- Cappuccino z karmelem i imbirem, to dla pana? - Miętowowłosy klient odezwał się, wpatrując w malutką kartkę, którą miał w ręce. Była ona pognieciona, mokra i poszarpana przez wiatr, zresztą jak sam mężczyzna, który ze zdecydowanie niezbyt zadowolonym tonem podchodził do miejsca, za którym siedział Taehyung. Ten wpatrywał się w niego i w myślach błagał, aby miętowowłosy nie podniósł wzroku.
- T-tak... To dla mnie. - Brunet podniósł się gwałtownie, niemalże wybiegając zza swojego stanowiska, aby pójść na zaplecze po portfel, który zostawił w kieszeni kurtki. Tak naprawdę była to ucieczka przed tym facetem, przez zażenowaniem, który przejmował kontrolę nad Kimem, ilekroć przypominał sobie o tamtym wydarzeniu; podczas gdy pochylał się nad swoim ubraniem, wsuwając dłoń do kieszeni, do oczu napłynęły mu łzy, które wciąż w nich błyszczały, gdy brunet wrócił, aby zapłacić.
Trzęsącą się dłonią wyciągnął banknot i podał go pracownikowi. Nagle księgarnia stała się taka chłodna, nieprzyjemna, nieprzytulna i nieprzystępna, dokładnie tak, jak świat za oknem, a już nawet zapach kawy, karmelu i imbiru nie potrafił dać Taehyungowi chociaż trochę komfortu. Nie wtedy, gdy ten mężczyzna tu był.
- Gdy tylko zobaczyłem adres, wiedziałem, że to dla ciebie.
Te słowa zawisły w powietrzu, podczas gdy Kim ostentacyjnie wbijał wzrok w swój kubek i czekał na resztę, którą miał mu podać miętowowłosy. Przełknął nerwowo ślinę, nie czując się wystarczająco komfortowo, aby mu odpowiedzieć, jednak jednocześnie wiedząc, że musiał, że powinien. Po chwili poczuł na sobie wzrok mężczyzny i wyciągnął w jego stronę dłoń, przyjmując od niego monety.
- Dlaczego... Dlaczego pan tak uważa?
Na twarzy miętowowłosego pojawił się mały uśmieszek, jakby tak naprawdę nie spodziewał się jakiejkolwiek odpowiedzi i był teraz z niej zadowolony. Ten grymas stanowił ogromny kontrast z jego stanem, mokrymi ciuchami i poszarpanymi włosami.
- Bo to do ciebie pasuje.
Taehyung nie wiedział, co to miało znaczyć. Nie wiedział i bał się prawdziwego znaczenia, a zarazem interesowało go to i intrygowało, bo te słowa brzmiały tak poetycko, jakby napisał je jeden z jego ulubionych pisarzy. Kim poruszał się niespokojnie na swoim miejscu, wciąż unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego, co tamten musiał zauważyć, gdyż od razu zaczął się wycofywać.
- Muszę już iść, mam jeszcze inne zamówienia w okolicy, a pogoda ze mną nie współpracuje - burknął, brzmiąc tak, jakby był obrażony na cały świat. - Miłej pracy życzę. I smacznej kawy.
Taehyung nie usiadł i pozostał na swoim miejscu, stojąc tam jak wryty, jeszcze długo po tym, jak drzwi zamknęły się za jego miętowowłosym klientem.
*
Następne tygodnie brunet spędził na myśleniu o tym, w jaki sposób kawa z karmelem i imbirem do niego pasowała.
Szukał odpowiedzi we wszystkim, co go otaczało, a jednak nigdy nie zadał sobie tego pytania na głos, ani komukolwiek innemu. Wolał udawać, że nic z tego wszystkiego się nie wydarzyło, że te słowa wcale go nie zaintrygowały; gdyby komuś o tym opowiedział, czy nawet gdyby to gdzieś napisał, albo wypowiedział to sam do siebie przed lustrem, to zdarzenie nagle byłoby o wiele bardziej realne, niż do tej pory mu się wydawało. Chciał to zignorować, chciał przestać chcieć się dowiedzieć, dlaczego kawa, karmel i imbir do niego pasowały, a w międzyczasie przestał składać zamówienia w swojej ulubionej kawiarni.
Zaledwie parę dni temu stwierdziłby, że nie wytrzymałby ani jednego dnia bez jakiegokolwiek z tych cudownych, ciepłych napoi, jednak możliwość kolejnego spotkania z miętowowłosym za bardzo go przerażała, aby mógł ryzykować. Czasami, gdy szedł ulicą i widział akurat któregoś z pracowników wchodzącego do butiku nieopodal jego miejsca pracy, tęsknie podążał wzrokiem za kubkami kawy, ale powtarzał sobie w myślach, że nie dałby się złamać. Tymczasem myślał o karmelu i imbirze.
Jednego z tych dni doszedł do wniosku, iż powinien dobrze przemyśleć sobie swoją miłość do deszczu oraz chłodnej pogody.
W pracy był zaledwie pół godziny, gdy na dworze zaczęły rozbrzmiewać potężne grzmoty, które zdawały się chcieć przedrzeć poprzez ściany i szyby, aby tylko dotrzeć do niego. Zupełnie irracjonalnie, Taehyung zaczął się najzwyczajniej w świecie bać. Jak małe dziecko, siedząc na swoim krześle próbował czytać, jednak nie potrafił; huki oraz nagłe błyski rozpraszały go, przerażały, sprawiały, że podskakiwał na miejscu i drżał co chwilę, nie mogąc skupić się na jedynej rzeczy, która mogłaby go w tym momencie uspokoić. Niestety, ani dawni królowie, ani fioletowi kosmici, ani bestie pochodzące z najczarniejszych zakątków morza, nic nie potrafiło go uspokoić - żadna z tych niezliczonych książek, po które brunet sięgnął tego popołudnia.
Sam nie wiedział jak, ale jego dłoń wreszcie pobiegła w stronę komórki. Wmawiał sobie, że komfort ciepłego kubka w dłoni był tym, czego mu teraz brakowało, ale może prawda była inna; jednak nieważne, jaka była jego motywacja, Kim po prostu wybrał numer do kawiarni, po raz pierwszy od paru tygodni solidnej przerwy nie od kofeiny, lecz od miętowej, niesfornej czupryny włosów.
Czas oczekiwania dłużył mu się niesamowicie, bardziej, niż zazwyczaj; z powodu pogody jego zamówienie zapewne doszłoby z pewnym opóźnieniem, a on kompletnie nie wiedział czym się tymczasem zająć. Siedział i wpatrywał się we własne dłonie, czasami w okno, bojąc się myśleć o tym, co właśnie zrobił. Był to niby czymś tak niewielkim, a jednak oznaczało to dla niego ogromny stres, chociaż przez ułamek sekundy jego umysł zaczął się łudzić, że byłoby to jednak dla niego okazją do niewypowiedzianej ulgi.
Chłopak dość widocznie zadrżał na dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. Jego usta niemalże odruchowo zacisnęły się w cienką linię, a oczy nagle nie wiedziały, na czym się położyć; brunet pierw rozejrzał się dookoła, ale słysząc niemrawe dzień dobry wypowiadane przez znany mu już głos, zdecydował się wreszcie spojrzeć przed siebie.
Stan miętowowłosego był jeszcze gorszy, niż ostatnim razem. Teraz nie tylko kurtka, ale także ubrania pod nią były mokre, efekt działania zarówno deszczu, jak i wiatru; niektóre kosmyki włosów przyczepiły mu się do czoła, na którym lekko zmarszczone brwi okazywały jego dość ewidentne niezadowolenie. Taehyung od razu poczuł działanie, jakie miała obecność tego człowieka w tym właśnie miejscu; poczuł tak doskonale jej negatywne efekty związane ze zdarzeniami z przeszłości, ale poczuł także coś innego, nowego. Coś, co stanowiło mur ochronny przed nieprzyjemną sytuacją za oknem.
- Nie wierzę, że zawsze musisz składać zamówienia przy takiej pogodzie - mruknął mężczyzna, kładąc kubek na stole przed Tae. - Ale wcale ci się nie dziwię, jak za oknem jest beznadziejnie, wtedy nachodzi człowieka największa ochota.
Brunet przełknął ślinę, bez słowa zaczynając szukać swojego portfela po kieszeniach spodni. Zauważył, że mężczyzna zawsze starał się nawiązać z nim jakąś rozmowę, jednak jego wysiłki szły na marne, bo ilekroć przy nim był, Taehyung czuł się tak, jakby w ustach miał Saharę.
- Mam dużo zamówień z tej okolicy. - Miętowowłosy mówił do niego dalej, podczas, gdy chłopak podawał mu pieniądze. Dźwięk jego głosu był taki przyjemny w porównaniu do grzmotów i huków pochodzących z nieba. - Dużo jest takich zmarzniętych pracowników sklepów, jak ty. Czasami czuję się jak wasz wybawca.
Gdy pracownik wyciągnął w jego stronę resztę, brunet wreszcie spojrzał mu w twarz i ujrzał na jego ustach malutki uśmiech. Zaledwie wczoraj wydałoby się mu, że ten się z niego naśmiewał i wspominał to, co stało się tamtego dnia, gdy klient przyszedł do niego z siostrą, jednak w tym momencie umysł Taehyunga tak desperacko potrzebował czegoś pozytywnego, że zamienił w to właśnie ten mały grymas.
- Życzę smacznego. - Mówiąc tak, pracownik zaczął oddalać się w stronę drzwi, a ciało Kima ogarnęła nagła, nieusprawiedliwiona i nieoczekiwana panika. Jego serce zdało się chcieć wyrwać z jego piersi w stronę mężczyzny, oddalającego się powoli i zostawiającego go samego w takiej beznadziejnej sytuacji, jednak Taehyung nic nie powiedział. Przecież wygłupiłby się, gdyby próbował go zatrzymać...
W tym samym momencie, jeszcze zanim miętowowłosy zdążył położyć dłoń na klamce, całe niebo zabłysło, przez sekundę będąc oświetlone jak w dzień przez nagły piorun rozprowadzający się po całym błękicie, rozdzielając go na pół niczym biała blizna. Zaledwie parę chwil później, uszy bruneta zostały zaskoczone przez potężny huk, najpotężniejszy tego wieczoru - tak głośny i wyraźny, że chłopak poczuł, jak ścisnął mu płuca i mocno złapał za serce. W tym oślepiającym go blasku, chłopak zobaczył twarz, którą tak dobrze znał, która zakryła wszystko inne i na ten ułamek sekundy stała się centrum jego uniwersum, przejmując kontrolę nie tylko nad jego umysłem, ale także ciałem, dokładnie tak, jak robiła to kiedyś, a Tae nie lubił tego, nie znosił, nienawidził...
Nawet nie zauważył, gdy osłupiały i zaskoczony wykonał parę kroków w tyłu, uderzając plecami o regał. Zupełnie irracjonalnie, przeraziło go to jeszcze bardziej niż cokolwiek do tej pory i z jego gardła wydostał się zduszony, słaby krzyk, wraz z którym chłopak upadł na podłogę, tracąc równowagę w starciu z meblem. Kolejny huk zagłuszył jego upadek, ale mimo tego drugi mężczyzna, który wciąż był w pomieszczeniu, zauważył całą tą dziwną sytuację.
Taehyung już chwilę później poczuł przy sobie jego obecność, mimo zamglonych przez łzy oczu. I od razu ogarnął go ogromny wstyd, który powiększył się, gdy tylko jego frenetyczna próba powrotu do pozycji na dwóch nogach zakończyła się fiaskiem, gdyż jego łokieć poślizgnął się na podłodze, a on po raz drugi uderzył o nią głową.
- Spokojnie, spokojnie, to tylko burza.
Ton nieznajomego był życzliwy i starał się być uspokajający, ale Tae wiedział, że to nie była tylko burza. Wiedział, że nie tego przestraszył się tak bardzo; wiedział, że to powracające odłamki przeszłości tak na niego zadziałały, jak zresztą zdarzało się często, spychając go na sam skraj załamania nerwowego.
- Ja... ja nie... nie mogę... - wydyszał niewyraźnie, sam nie wiedząc, co dokładnie chciał powiedzieć. Czuł się ślepy, gdyż jego wzrok przesuwał się samoistnie z jednego obiektu na drugi w niesamowitym tempie, przez co jego mózg tak naprawdę nie mógł zarejestrować jakiegokolwiek wyraźnego obrazu. Ponad tym wszystkim, ponad przyspieszonym oddechem i żenującą bezradnością, był dotyk, przed którym nie mógł się już obronić.
Silny uścisk z początku nie spodobał mu się i wyrwał z jego gardła kolejny krzyk, jednak brunet nagle poczuł się zbyt zmęczony, aby móc jakkolwiek z nim walczyć. Poddał się, oddał tym obcym dłoniom kompletnie, zupełnie tak, jak kiedyś i od razu zaczął się bać konsekwencji, ale nie miał siły nawet na to, aby czegokolwiek konkretnego się spodziewać. Jednak po krótkiej chwili poczuł, jak ten niechciany uścisk dawał mu nacisk oraz pomoc, aby mógł wstać i wreszcie udało mu się to dokonać, mimo poczucia braku jakichkolwiek sił w kończynach dolnych.
- Wszystko w porządku?
Pytanie pochodziło gdzieś z jego przodu, jednak Taehyung miał zaciśnięte oczy. Czuł, jak jego ciało drżało i wyszukał dłonią blatu swojego biurka, następnie w ten sam sposób znajdując swoje krzesło i na nim siadając. Wtedy położył ręce na kolanach, zaczął głęboko oddychać i zmusił się do tego, aby otworzyć oczy.
Miętowowłosy wciąż przy nim stał, czuł to. Nie wiedział dlaczego, ale jego obecność była dla niego tak ewidentna, jak ostry zapach mięty pośród łąki kwiatów, czy inwazyjny zapach paliwa, który zawsze męczył jego nos. Jakby był czymś konkretnym, czymś, co mógł dotknąć, lub pokroić i zmieścić w słoiku.
- Już... już dobrze - odezwał się cicho, chociaż nie było to prawdą. Cały czas czuł się wysoce niestabilny.
Mężczyzna przykucnął u jego boku, aby móc spojrzeć na jego twarz od dołu, skoro brunet wciąż wbijał wzrok we własne dłonie na swoich kolanach.
- Co się stało?
Pytania, dużo pytań. Za dużo pytań, na które Kim nie chciał odpowiadać, nie chcąc zdradzać jakiemuś nieznajomemu swoich najczarniejszych sekretów, ale także dlatego, że po prostu czasami sam nie wiedział już, dlaczego był, jaki był. Taki zupełnie popieprzony, bezradny i zwyczajnie żałosny. Nienawidził siebie za te wszystkie cechy.
- Po prostu... trochę się przestraszyłem. To... to głupie, wiem. Jestem głupi.
Stwierdzenie, po którym nastąpiła cisza. Taehyung nie odważył się poruszyć ze swojego miejsca, ani nawet drgnąć. Miętowowłosy jednak powrócił do pozycji stojącej i przyglądnął mu się na chwilę. Wreszcie ruszył się do przodu, biorąc kubek gorącej kawy z biurka i podając napój siedzącemu.
- Proszę, napij się - zachęcił go. - Słodki karmel dobrze ci zrobi.
Brunet posłuchał polecenia, sam nie widząc żadnego lepszego wyjścia z tej sytuacji. Zaakceptował z jego strony kubek, skrupulatnie uważając na to, aby ich palce się nie dotknęły podczas przekazania napoju. Absolutnie nie chciał więcej kontaktu fizycznego.
Upił jeden łyk, mimo tego, że kawa parzyła go niesamowicie w gardło. Przełknął ją i sięgnął po drugi łyk, czując, jak przyjemny, słodki smak karmelu rozprowadzał się po całej jego jamie ustnej, imbir lekko go piekł, spływając w dół jego przełyku, a kawa od razu miała na nim lekki efekt pobudzający. Kawa, karmel i imbir. Słowa miętowowłosego sprzed kilku tygodni znów zagościły pomiędzy jego myślami.
- Jest... bardzo dobra. Najlepsza w okolicy - wydukał niepewnie, sam nie wiedząc dlaczego konkretnie się odezwał. Do tej pory i tak była to najdłuższa rozmowa, którą miał z kimkolwiek od wielu, wielu miesięcy.
- Właśnie z tego słyniemy - twierdząc tak, mężczyzna uśmiechnął się lekko. - Chociaż mało kto zamawia karmel i imbir. W gruncie rzeczy, na mojej zmianie tylko ty.
Taehyung nie wiedział, dlaczego nieznajomy w ogóle zwrócił na ten szczegół uwagę. Po jego wypowiedzi ponownie zapadła cisza, przerywana jedynie przez odgłos wydawany przez bruneta, gdy ten upijał swoją kawę. Minęły dwie minuty pustego, niezręcznego patrzenia się przed siebie, zanim pracownik znowu zdecydował się odezwać.
- Skoro już w porządku, ja pójdę i nie będę przeszkadzał - powiedział, oddalając się o parę kroków od biurka i lustrując bruneta wzrokiem. - Jeszcze raz, smacznego i miłego dnia... Popołudnia. Wieczoru.
Zaczął oddalać się w kierunku drzwi i Taehyung wiedział, że tym razem już na dobre. Że tym razem naprawdę zostałby sam na sam z burzą oraz książkami, z których nie był w stanie skorzystać w tak krytycznym momencie. Nie chciał zostać sam teraz, gdy czuł się na skraju kolejnego ataku i to uczucie towarzyszyło mu przy każdym zagrożeniu pobudzającym jego stany lękowe, ale tym razem było inaczej. Bo tym razem miał kogoś nieopodal i ten ktoś jako pierwszy okazał zainteresowanie jego stanem...
- Poczekaj - Taehyung niemal krzyknął odruchowo, chwilę później paląc się ze wstydu. - Niech... niech pan poczeka.
Miętowowłosy odwrócił się, a brunet tak naprawdę po raz pierwszy od dłuższego czasu dobrze ujrzał jego twarz. Zadarty do góry nos, ostre kości policzkowe, malinowe usta, dość małe oczy. Kim przełknął nerwowo ślinę i poczuł, jak jego policzki robiły się gorące, a łzy w jego oczach błyszczały bardziej, niż do tej pory.
- Czy mógłby... mógłby pan tutaj... na chwilę...
Zaklął na siebie we własnych myślach. Nie potrafił nawet dokończyć idiotycznego zdania.
- Zostać? - Mężczyzna zrobił to za niego, co jedynie potęgowało zawstydzenie bruneta. Zwiesił głowę, przytakując mu jej ruchem. Bał się zostać sam, tak cholernie się bał i czuł, że teraz się do tego przed nim przyznawał, że był w jego oczach głupim dzieckiem.
- To było moje ostatnie zamówienie na dzisiaj, a też nie przepadam za burzą. Myślę więc, że da się zrobić.
*
W pomieszczeniu głośno rozbrzmiał dźwięk przyspieszonego bicia serca Taehyunga, gdy ponownie zapadła między nimi cisza. Brunet siedział na swoim miejscu i zdawał się chcieć schować za swoim kubkiem kawy, podczas gdy miętowowłosy powracał z zaplecza, gdzie pozostawił swoją mokrą kurtkę tak, jak Kim mu zalecił. Uprzednio mężczyzna jeszcze zadzwonił do kawiarni, by upewnić się, że ostatnie zamówienie jego zmiany faktycznie zostało dostarczone; swoje spóźnienie w powrocie usprawiedliwił kłamstwem, że burza gdzieś go momentalnie zablokowała.
Obecność tej osoby cały czas była dla Taehyunga tak nieznośnie ewidentne i dająca o sobie znać, jednak z drugiej strony dawała mu poczucie bezpieczeństwa, dla którego mógł przebrnąć przez tą niesamowitą niezręczność ciszy rozlewającej się pomiędzy dwójką nieznajomych, z której jeden z nich kompletnie wygłupił się przed drugim nie jeden raz, ale już dwa. Brunet był ciekaw, ile jeszcze upokorzenia był w stanie przełknąć.
- Chyba lubisz to miejsce? - odezwał się nagle mężczyzna, przeczesując wzrokiem pomieszczenie pełne regałów. Na koniec jego wzrok zatrzymał się na chłopaku, który poczuł się tak głupio z tym, że nieznajomy przed nim stał, podczas gdy on siedział. - Zawsze gdy przychodziłem widziałem cię, jak coś czytałeś.
Po co miętowowłosy w ogóle zwracał na niego uwagę?
- Niech pan usiądzie - powiedział niepewnie Tae, podnosząc się i idąc na zaplecze, powracając chwilę później ze stołkiem, na którym kiedyś niemalże się przewrócił. Podał go mężczyźnie i ponownie usiadł na swoim miejscu. - Tak, bardzo... bardzo lubię książki. Odprężają mnie. - Jakby na potwierdzenie własnych słów, przesunął dłonią po stronie książki, którą akurat miał przy sobie. To, że tego dnia nie był w stanie nic przeczytać, wcale nic nie znaczyło.
- Hm - mężczyzna mruknął, ale nie zabrzmiało to tak, jakby był zadowolony. - Mnie jakoś nigdy szczególnie do tego nie ciągnęło. Raczej mnie to nudziło. Ale moja kuzynka, to coś zupełnie innego. Sam przecież widziałeś.
Taehyung przytaknął ruchem głowy, wewnątrz siebie zapamiętując, że dziewczynka nie była siostrą tego mężczyzny, tylko jego kuzynką. Obraz rodzinny, który do tej pory miał w głowie, uległ lekkiej zmianie, ale przyjazne i ciepłe relacje tej dwójki niczym się nie różniły od tych poprzednich. Wciąż w jakiś sposób sprawiały, że było mu ciepło w środku.
Na zewnątrz padł grzmot, który zdołał odwrócić ich obu uwagę od samych siebie. Spoglądając w stronę okna, brunet zadrżał lekko, mocniej zaciskając palce na kubku.
- Cholerna pogoda - zaklął niecierpliwie drugi mężczyzna, poruszając się na swoim miejscu. - Coś mi się zdaje, że będziesz skazany na moją obecność na nieco dłużej.
*
Miętowowłosy wcale się nie mylił, bo został zmuszony na pobyt w księgarni o długości niemalże trzech godzin, zanim sytuacja na dworze uspokoiła się na tyle, aby on mógł bezpiecznie wrócić do swojej firmy. Taehyungowi ten czas dłużył się niezmiernie, ale zdecydowanie nie tak bardzo, jak gdyby był zmuszony przebywać w budynku sam.
Podczas tego czasu dowiedział się niektórych rzeczy o nieznajomym, który wypełniał niezręczną ciszę słowami nie wymagającymi od bruneta jakichkolwiek odpowiedzi. Właśnie to spodobało się Kimowi najbardziej: słuchał, bo chciał, ale nie był zmuszany do wypowiadania się, do pokazywania swojej własnej opinii na dany temat... Chociaż czasami wtrącał swoje dwa grosze i otwierał buzię, aby powiedzieć ledwo parę słów. Mimo tego, była to najdłuższa rozmowa, której Taehyung był częścią od długiego czasu.
Dowiedział się, że miętowowłosy od niedawna pracował w kawiarni. Nie przychodził już ze swoją kuzynką, którą kiedyś tak ochoczo się opiekował, gdyż przeprowadziła się ona z rodzicami do innego, mniejszego miasteczka, gdzie życie byłoby zdecydowanie łatwiejsze dla takiej dość ubogiej rodziny. Mężczyzna nie lubił czytać, nie lubił też sportu, interesował się natomiast muzyką; wolał kawę od herbaty, jesień od lata i Daegu od Seulu, wobec którego nie krył wcale jakiejś swojej niechęci, której dawał upust poprzez częste wręcz nadużywanie lokalnego satoori. Oprócz tych wszystkich informacji, które mężczyzna otwarcie mu przekazał, Taehyung zrozumiał też więcej, bo poprzez wszystkie te lata cichej egzystencji nauczył się obserwować. Pojął, że miętowowłosy udawał markotnego i nieprzyjaznego, co chwilę wciskając pomiędzy swoje zdania jakieś przekleństwa czy warknięcia, ale tak naprawdę był ciepły i opiekuńczy - jak wtedy, kiedy był z kuzynką, kiedy podał mu ciepły kubek kawy na uspokojenie, kiedy bez słowa pomógł mu zebrać rozrzucone książki.
Tej nocy Taehyung nie ujrzał już w swoich koszmarach ostrych kości policzkowych czy niesfornej czupryny o zmytym, miętowym kolorze.
Zaczął jednak zauważać, że tęsknił. Już od dnia tuż po ich ostatnim spotkaniu. Zdawał się tęsknić za tym inwazyjnym poczuciem czyjejś obecności, które zazwyczaj spychało go na granicę paniki, chociaż tamtego popołudnia uspokoiło go nieco przed burzą. Tęsknił za niskim, wiecznie zmęczonym tonem głosu usłanym specyficzną chrypką oraz akcentem nawet mocniejszym, od jego własnego; głos ten brzmiał jak powoli budzący się do życia wulkan, jak głębiny oceanu, jak szum wiatru w głębi lasu, a oczami wyobraźni Taehyung mógł zobaczyć jego kolor oraz głębokość. Zdał sobie sprawę z tego, że myśli o tym nieznajomym nie pozwalały mu już skupić się na czytaniu, bo przypominały mu o tym, że w każdym momencie mógłby sięgnąć po komórkę, zadzwonić pod odpowiedni numer i sprawić, aby to wszystko stało się jeszcze raz.
Ale on nigdy tego nie robił. Tkwił przy przekonaniu, że tamtego popołudnia obecność nieznajomego była dla niego przyjemna tylko dlatego, że na zewnątrz istniało coś, co przerażało go o wiele bardziej, niż kontakt fizyczny z drugim człowiekiem. Taehyung wiedział, że wcale nie wyzdrowiał magicznie. A w następne dni nie było żadnej burzy, czyli nie było też żadnego pretekstu po to, aby zadzwonić po kawę i jego miętowowłosy lek na uspokojenie.
Zamiast tego, jego lek przyszedł do niego. Zupełnie jakby wiedział, że akurat go potrzebował.
Tego dnia dźwięk otwierających się drzwi nie był nowością, gdyż w księgarni pomiędzy regałami kręciło się sporo klientów, więc tym razem Taehyung nawet nie podniósł głowy znad swojej książki, wiedząc, że nowy przybyły i tak nie zwróciłby na niego nawet najmniejszej uwagi. Dopiero gdy usłyszał kroki zbliżające się w jego stronę, a następnie dłoń kładącą się na książce, którą właśnie czytał, spojrzał przed siebie.
- Dzisiaj nie mam kawy, ale mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz? - Miętowowłosy rzucił w jego stronę nieprzekonany półuśmiech, który chyba był już jego znakiem rozpoznawczym. - Przechodziłem niedaleko i stwierdziłem, że wpadnę.
Kim nie miał pojęcia jak zareagować, ani co odpowiedzieć. Zdezorientowany, zamrugał kilkakrotnie oczami, patrząc na to, jak mężczyzna brał jego książkę, precyzował jej tytuł wypisany na okładce, a następnie niedbale ją zamykał i odstawiał na bok, nie dając nawet brunetowi możliwości do zapisania sobie, na której stronie skończył czytać.
- Odstaw książki na bok i porozmawiaj ze mną, hm? - zaproponował mężczyzna, pochylając się w jego stronę i siadając na stołku, który wciąż był w tamtym miejscu, odkąd nieznajomy był tu po raz ostatni. - Jesteś ciągle przy książkach, potrzebujesz jakiejś odmiany od czasu do czasu.
Brunet nie odezwał się, nie wiedząc, co mógłby mu w takiej sytuacji odpowiedzieć. Dookoła było pełno klientów, a jednak mimo tego mężczyzna zdecydował się po prostu przed nim usiąść i... i porozmawiać.
- Książki są całkiem w porządku - stwierdził wreszcie, nie mając pojęcia, jaką inną głupotę palnąć. Słysząc to, miętowowłosy zaśmiał się, przez co Taehyung zapragnął zapaść się pod ziemię, tu i teraz. To była zła decyzja.
- Tak, jasne. Jednak sądzę, że rozmowa ze mną może być jeszcze lepsza. Chcesz się przekonać? - Sposób, w który mężczyzna wygiął jedną brew w łuk, zdecydowanie nie oznaczała niczego dobrego, a tak przynajmniej wydawało się Kimowi.
- Przecież... rozmawiałem już z panem. Nawet dwa razy - odezwał się niepewnie.
- Nie wystarczająco - stwierdził tamten, zdecydowany. - Możesz pomyśleć, że jestem samolubny, ale nie wystarcza mi to i przyszedłem po więcej. Chcę z tobą rozmawiać.
Taehyung nie rozumiał nic z tego wszystkiego, ale coraz mniej mu się to podobało. Powróciły do niego dalekie obawy, bo jednak osoba siedząca przed nią była mężczyzną, który mógł być nieobliczalny i zdolny do wszystkiego... Jak niektórzy, których chłopak zdążył już poznać podczas swojego życia. Poruszył się niespokojnie na swoim krześle.
- Dlaczego panu tak zależy?
W odpowiedzi, dostał jedynie wzruszenie ramionami.
Przełknął nerwowo ślinę.
- Chyba po prostu chcę dowiedzieć się więcej. Tak często tutaj bywałem, a jednak nigdy nie zwróciłem na ciebie uwagi, a okazało się, że mogę mieć jakieś nowe znajomości. Ile masz lat?
- Dwadzieścia jeden. Prawie dwadzieścia dwa.
- Młodziutki.
Taehyung postarał się odstawić wszelkie swoje obawy na bok i przypomnieć sobie, jak to było podczas tamtej burzy. Wtedy przecież zaakceptował obecność miętowowłosego dość łatwo jak na siebie i nauczył się nawet ją lubić, dlaczego nie mogło być tak i teraz? W gruncie rzeczy, tamtego dnia mężczyzna został z nim specjalnie za jego prośbą, aby dodać mu otuchy, a teraz Kim powinien okazać mu chociaż trochę wdzięczności.
- Dobrze - przytaknął wreszcie z drobnym westchnięciem. Poruszał się niespokojnie na swoim miejscu, próbując znaleźć jakąś bardziej wygodną pozycję. - Co chciałby pan wiedzieć? - zadając to pytanie, postarał się spojrzeć drugiemu w twarz, jednak okazało się to dla niego wyjątkowo trudne.
- Cokolwiek.
Ani ta odpowiedź, ani cwaniacki uśmieszek na twarzy miętowłosego nie okazały się być dla Taehyunga wielką pomocą. Westchnął ponownie, oddalając się od niego wzrokiem i szukając czegoś, co mogłoby go uratować z tej sytuacji. Nie znalazł jednak nic, żadnego tematu, który byłby gotowy podjąć.
- Nie jesteś chyba w tym dobry, co? - Ton mężczyzny raczej zaliczał się do tych drwiących, ale w jakiś sposób Tae zdołał znaleźć w nim coś ciepłego i przyjemnego. Dokładnie tak, jak w całej tej nietypowej, złożonej osobowości.
- Raczej nie - wymruczał marnym tonem, wzrokiem powracając do swojej zamkniętej książki, odłożonej gdzieś na bok. Na sam jej widok ścisnęło mu się serce.
- Nic nie szkodzi. Wymyślimy coś.
Mówiąc tak, miętowowłosy zaczął rozglądać się dookoła, po pomieszczeniu, po którym chodziło parę innych ludzi. Taehyung w tym momencie poczuł się wyjątkowo niezręcznie, ze świadomością, że któryś z tych klientów mógłby podsłuchać ich rozmowę, czy chociażby usłyszeć jej kawałek - sam nie wiedział, dlaczego wywoływało to w nim lęk i obawę, ale tak było. Wystarczyło jednak przesunąć wzrok na jego rozmówcę, aby część tego nieprzyjemnego poczucia wyparowała. Rzadko kiedy miał odwagę, aby spojrzeć prosto na miętowłosego, a nigdy jeszcze nie przyglądnął się lepiej jego profilowi, a przynajmniej do tej pory. Kompozycja, które tworzyły wszystkie jego rysy była jednak tak niespotykana i w jakiś szczególny sposób urodziwa, że brunet na chwilę poczuł się tak, jakby zapomniał, jak się oddycha.
- Lubisz mangi? - zapytał się nagle mężczyzna, ponownie przesuwając na niego wzrok i Taehyung sam sobie się dziwił, że nie spojrzał od razu gdzieś indziej. Dopiero po chwili zerknął na półkę z komiksami i mangami, którą miętowowłosy musiał zauważyć tuż przed zadaniem takiego pytania.
- Nieszczególnie - przyznał ze szczerością brunet. - Ale... czasami oglądam anime.
- Naprawdę? - Zaskoczenie w tonie głosu mężczyzny było autentyczne, tak samo jak jego uśmiech. - Ja też. Nawet częściej, niż jest to wskazane przez lekarzy.
Ku własnemu zaskoczeniu, Taehyung nieśmiało, jednak szczerze odwzajemnił jego uśmiech. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto miałby takie same zainteresowania, co on.
To było miłe.
*
Brunet nawet nie zdał sobie sprawy z tego, co właśnie się działo, ale on i nieznajomy tego dnia zdołali porozmawiać naprawdę dużo. Pierwszym tematem okazały się różne japońskie style anime, następnie kultura japońska ogółem, ale później ich rozmowa zaczęła się rozwijać i niemalże nabierać własnego życia, nad którym żadne z nich nie było w stanie zapanować. Wymienili się opiniami, informacjami osobistymi, a w tym wszystkim Taehyung cały czas najbardziej doceniał to, iż miętowowłosy nie zmuszał go do wypowiedzi. Nie dopytywał się, co on o pewnej rzeczy sądził, ani czy się z nim zgadzał - po prostu od czasu do czasu robił krótkie przerwy pomiędzy jedną wypowiedzią, a następną, które Kim mógł wykorzystać lub nie, według tego, jak się czuł. Mężczyzna naprawdę zdawał się go rozumieć, jak nikt inny do tej pory. Taehyungowi się to podobało. Czuł się nieco bardziej bezpieczny.
Parę razy musieli przerwać swoje rozmowy, gdy jakiś klient zbliżał się do kasy z książką w dłoni, a podczas skanowania i wydawania reszty, brunet cały czas czuł na sobie spojrzenie miętowowłosego. Wprowadzało go to w niemałe zakłopotanie i wydawało mu się, że to także nie umykało uwadze mężczyzny, gdyż ilekroć Tae zerkał w jego stronę, ten uśmiechał się do niego lekko, cwaniacko, niemalże niezauważalnie, jakby tylko dla niego. Taehyungowi wtedy ściskało się serce, a dłonie się pociły.
Gdy w pewnym momencie mężczyzna wstał z miejsca i oświadczył, że musiał już iść, Kim rozejrzał się dookoła zaskoczony i lekko zdezorientowany zauważył, że nadchodził także koniec jego zmiany. Nie przeczytał tego dnia ani jednej książki, a jednak czas zleciał mu szybciej, niż kiedykolwiek, i może... może też nieco milej. Bo chociaż kontakt z drugą osobą wciąż wywoływał w nim lęk i panikę, był w stanie zmusić się do tego wszystkiego chociażby po to, aby na krótką chwilę nie poczuć się sam.
- Było przyjemnie - stwierdził miętowowłosy, wstając ze swojego miejsca. Wcisnął dłonie w kieszenie swojej kurtki i spojrzał na bruneta z góry. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzałem ci aż tak bardzo w pracy. Niezbyt wiedziałem, co ze sobą dzisiaj zrobić.
- Niech się pan nie przejmuje - odparł niepewnie Taehyung, wciąż nie wiedząc, dlaczego mężczyzna zechciał przyjść akurat do niego. - Było... całkiem w porządku.
Drugi zaśmiał się soczyście, może trochę złośliwie i nieprzyjemnie, jak dla Kima.
- Niczego więcej od ciebie nie otrzymam, co? Całkiem w porządku - powtórzył za nim lekceważącym tonem, z niedowierzeniem kręcąc głową na boki. - Będę musiał się napracować, żeby usłyszeć z twoich ust jakieś lepsze pochwały.
Taehyung chciał się zapytać, dlaczego mu tak zależało, dlaczego w ogóle zwrócił na niego uwagę, ale gdy miętowowłosy puścił mu oczko, Kim zapomniał kompletnie jak używać języka. Podążył wzrokiem za mężczyzną, podczas gdy ten oddalał się w stronę drzwi, w każdym swoim poruszeniu sprawiając wrażenie takiego pewnego siebie i całkowicie zaabsorbowanego sobą. Dopiero gdy położył dłoń na klamce, brunet zdołał przełknąć nerwowo ślinę i odezwać się w jego stronę.
- Niech pan poczeka - zawołał z większą odwagą, niż mógłby kiedykolwiek u siebie podejrzewać. Kontynuował dopiero wtedy, gdy miętowowłosy odwrócił się w jego stronę. - Jeśli pan będzie chciał... Niech pan kiedyś wróci. Będzie... będzie mi miło. - Jutro. Już jutro, proszę.

Mężczyzna wygiął jedną brew w łuk, uśmiechając się tylko jednym kącikiem ust.
- Mogę to zrobić, ale jest warunek.
Taehyung spiął się cały. Ta sytuacja wcale mu się nie podobała. Nagle wszelkie poczucie bezpieczeństwa zniknęło z jego ciała i chłopak poczuł, jak jego rytm serca przyśpieszył, tak samo jak praca jego płuc; takie słowa nie mogły oznaczać niczego dobrego, a on nie odezwał się, nagle zbyt przestraszony, aby cokolwiek zrobić. Drgnął dość widocznie, gdy mężczyzna się zbliżył i ponownie przed nim stanął.
- Przestaniesz mówić do mnie per pan - oznajmił, bez jakiegokolwiek wstydu patrząc mu prosto w twarz. - Ale hyung jest jak najbardziej mile widziane. Yoongi. - Wyciągnął w jego stronę dłoń, na którą Taehyung spojrzał osłupiały, w pierwszej chwili nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. Dopiero po chwili jego oczy zabłysły.
- Taehyung - odparł, niepewnie ściskając zimną dłoń miętowowłosego... Yoongiego. On odpowiedział mu o wiele silniejszym, jednak równie krótkim uściskiem; jakby czytał mu w myślach i wiedział, że brunet nienawidził jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
- Więc teraz poproś mnie jeszcze raz, TaeTae. - Yoongi był zdecydowany, pewny swojego i patrzył mu w twarz z intensywnością, która zazwyczaj przestraszyłaby Kima. Jednak coś magnetyzującego nie pozwalało mu odwrócić wzroku od tej twarzy.
- Przyjdź jutro, hyung. Proszę - powiedział cichutko, niepewnie, nie chcąc pozwolić ani jednej sekundzie tej konfrontacji spłynąć mu pomiędzy palcami. – Yoongi hyung, przyjdź do mnie jeszcze.
Yoongi uśmiechnął się, zadowolony.


4 komentarze:

  1. Końcówka mnie urzekła. Była strasznie urocza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealne! Uwielbiam i czekam na kolejne części! ♥

    OdpowiedzUsuń