sobota, 4 czerwca 2016

My mind #6

Dzień dobry. Za tak długą nieobecność macie prawo mnie zlinczować, ale mam tak dużo problemów od dłuższego czasu, że gdy uda mi się mieć chwilę wolnego czasu, na pisanie nie mam ochoty. Nie liczę, że mnie zrozumiecie. 
Ten rozdział nie będzie ostatnim. To jest właściwie jedna trzecia tego, co chciałam napisać... Jednak nie udało się, a nie chcę też bardzo zwlekać z dodawaniem. Także możecie się spodziewać jeszcze jednego lub dwóch rozdziałów, które najprawdopodobniej pojawią się w lipcu lub pod koniec czerwca.  Chcę podziękować ogromnie GinGin, która motywuje mnie mocno i zawsze wali po głowie, gdy chcę zrezygnować ;; Naprawdę jesteś kochana i świetna! ♥
♦♦♦



W pomieszczeniu panowała napięta atmosfera. Na dosyć małej przestrzeni znajdowały się cztery osoby, plus jedna na łóżku. Wszyscy pozostawali w ciszy, wpatrując się w młodego chłopaka, podłączonego do aparatury medycznej, podtrzymującej życie. Miał ciemne włosy, przydługie. Gdyby nie kable i rurki, można by było stwierdzić, że on po prostu śpi. Jednak prawda była zupełnie inna.
Wysoka kobieta, której centymetrów dodawały wysokie szpili, po raz kolejny załkała i mocniej wtuliła się w męża. Ten ze zmartwionym wyrazem twarzy, obejmował swoją żonę, głaszcząc ją uspokajająco po plecach, choć sam był bliski załamania. Nie chciał jednak pokazywać tego przy wszystkich, wolał się poddać temu sam, w zaciszu domowym, bowiem wierzył, że jego syn nadal słyszał to, co dzieje się dookoła niego.
- Proszę państwa, musimy podjąć decyzję - zaczął lekarz.
- To konieczne? - zapytał cicho czarnowłosy nastolatek, pociągając nosem. Uparcie trzymał pacjenta za dłoń, gładząc ją niespiesznie.
- Państwo muszą zastanowić się, co będzie dla syna lepsze. Przebywanie w śpiączce, z której ma tylko czterdzieści procent szans, że się obudzi lub pozwolenie mu na odejście. - Doktor poprawił swój biały kitel, patrząc się na  rodzinę pacjenta ze współczuciem. Jednak on nic nie mógł zrobić, takie były procedury.
- To trudne... - jęknęła zrozpaczona matka. 
Zapanowała długa cisza, której nikt nie chciał przerywać. Pikanie aparatury robiło się nieznośne, a każdy z obecnych miał wzrok ulokowany w młodego chłopca, leżącego na szpitalnym łóżku. W pewnym momencie najmłodszy z obecnych wykonał krok w przód, a potem usiadł na łóżku. Pogłaskał chłopca po dłoni, nie mogąc opanować łez. Odgarnął mu przydługie kosmyki z twarzy, gładził drugą dłonią ramię, aż w końcu się nachylił, składając delikatnego całusa na poliku chłopca. 
- Jungkookie... - zaczął z bólem w głosie. - Czemu mi to robisz? - spytał cicho, przymykając oczy, z których poleciało jeszcze więcej kropel. - Kochanie, tyle na ciebie czekałem - załkał żałośnie, nachylając się nad chłopakiem. - Czekaj na mnie, kiedyś do ciebie dołączę - szepnął mu na ucho, cmokając go w nie delikatnie, a potem odsunął się, by zrobić miejsce rodzicom chłopca. 
Rodzice podeszli powolnie, a matka obiegła syna, płacząc cicho. Ojciec pogłaskał tylko go po głowie. Chciał być silny, dla innych. Dla swojej żony, a nawet i dla chłopaka, który pomimo śpiączki Jungkooka, dalej przy nim był, przychodził codziennie i nie opuszczał przez tak długi okres czasu. 
- To dobra decyzja - oznajmił doktor Kim, podchodząc do łóżka. - Nie ma już dla niego ratunku - dodał ponuro. Ta część pracy była dla niego okropna. Starał się, walczył o chłopaka wraz z jego najbliższymi, ale niestety. Ciało nastolatka pozostawało odporne na wszelkie próby wybudzenia go, a ku większej tragedii nie mogli podać oni zbyt ryzykownych środków, gdyż wcześniejsze uzależnienie chłopaka od różnego rodzaju leków bardzo wyniszczyło jego organizm. - Zrobię to, gdy państwo odejdą, to nie będzie przyjemny widok - powiedział.
Zebrani kiwnęli głowami, patrząc się jeszcze na chłopaka. Nie chcieli odejść. Chcieli być przy swoim dziecku, przyjacielu jak najdłużej. Nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że jutro nie mieliby po co przychodzić do szpitala. Dla wszystkich był to rytuał, który każdego dnia musiał się odbyć. I tak z dnia na dzień mieliby go przerwać? Pozwolić, pogodzić się z utratą tak bliskiej osoby? Nie, to niemożliwe. Każdy z nich czuł, że nigdy się z tym nie pogodzi. 
Siedzieli długo, bardzo długo. Do zmierzchu. Wtedy państwo Jeon postanowili wyjść i podpisać wszelkie potrzebne papiery, które ukrócą cierpienie ich syna. A brunet? On siedział. Dalej trwał przy Jungkooku, trzymając go za rękę, głaszcząc po policzku i szepcąc do niego. Nic konkretnego. Wspominał ich wspólne chwile, mówił jak bardzo za nim tęsknił, co działo się w jego życiu przez te trzy lata, opowiadał o Taehyungu, z którym się zaprzyjaźnił i który podobnie jak Jung był w śpiączce. Chłopak nawet przychodził z nim do Kooka, a z tego co dowiedział się od lekarza, zdarzało się, że przychodził sam.
Brunet podniósł się, sięgając po swoją kurtkę, gdy usłyszał pisk aparatury. Serce mu stanęło, a sam w zdziwieniu i w strachu zaczął przyglądać się Jeonowi. Po chwili znów usłyszał kolejny dźwięk, tym razem poprzedzający serię. Brunet mocniej ścisnął materiał, a później zauważył jak śpiący nastolatek porusza ręką. Otworzył usta, a nie minęło kilka sekund, Jungkook otworzył powieki.
- Doktorze! - wrzasnął brunet. - On żyje! 

~*~

Ból, który powolnie rozrywał moje ciało, który wchodził w każdy zakamarek mojej komórki był nie do zniesienia. Chciałem płakać, krzyczeć, piszczeć, uciekać, byleby jakoś sobie ulżyć. Chociaż w najmniejszym stopniu, ale niestety... Z jakiejś przyczyny nie mogłem tego zrobić. To dobijało mnie jeszcze bardziej. Po prostu trwałem w tej ciemności, która zdawała się tylko pogłębiać. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, ale przez myśli przechodziły mi różne, ciemne scenariusze. Chciałem się już wybudzić lub zginąć, byleby przestało mnie tak strasznie boleć. I nagle, powoli, można powiedzieć w ślimaczym tempie zaczynało to mijać. Powoli odrętwienie czy ostry ból zaczął znikać, a ja czułem jak wracają siły. Niepewnie poruszyłem dłonią, ale nie byłem pewny na ile udało mi się wykonać ruch. Niestety, gdy próbowałem ją podnieść, poczułem jakby piorun przeszedł przez całą moją rękę, więc dałem sobie z tym spokój. Pozostałem w tym dziwnym stanie jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu poczułem się na siłach, by uchylić swoje oczy. Wtedy też uderzyła mnie okropna jasność, przez co ponownie je zamknąłem, biorąc głębszy oddech. Usłyszałem głos niedaleko mnie. Od razu go rozpoznałem. Jimin. Leniwie uchyliłem powieki, przyzwyczajając się do ostrego światła. Widziałem go. Stał nade mną z szokiem wymalowanym na swojej twarzy. Mogłem dostrzec dokładnie jego zmęczenie, opuchnięte oczy i policzki, które również były mokre od łez. Tylko coś się nie zgadzało. Wyglądał na bardziej doroślejszego, miał ciemne włosy, wyraźniejsze rysy. Nie takiego go widziałem ostatnio. Gdzie podział się ten ognisty pomarańcz? Przecież duchy nie farbują włosów...
- Jimin - wyszeptałem, a on od razu złapał mnie za rękę.
- Kookie, wreszcie się obudziłeś! - powiedział z entuzjazmem, a potem ponownie zapłakał z wielkim uśmiechem na ustach. - Zaraz powinien przyjść lekarz, pójdę po twoich rodziców - dodał szybko, a ja tylko zmarszczyłem nos.
- Jak to? Przecież oni cię nie widzą... - mruknąłem słabo, kaszląc po chwili.
Park spojrzał na mnie w zdziwieniu jakby nie wiedział, co się dzieje, co mnie również wprowadziło w osłupienie. Nie bardzo wiedziałem, co się dzieje i wtedy też do sali wszedł lekarz, którym okazał się być doktor Kim. Zmarszczyłem nos, bo on także różnił się od mojego poprzedniego wyobrażenia.
- Proszę cię żebyś nas zostawił. Muszę go zbadać i przeprowadzić wywiad - oznajmił lekarz, uśmiechając się przyjaźnie do Jimina, który kiwnął głową. - Możesz poinformować o tym jego rodziców, ale zobaczyć będą się mogli z nim kiedy skończę - dodał.
Min szybko opuścił pomieszczenie, cały czas przyglądając się mi. Gdy zostałem sam na sam z lekarzem poczułem się dziwnie i nieswojo. Zaniepokoiła mnie cała ta sytuacja. Wygląd, zachowanie mojego najlepszego przyjaciela. Nie miałem pojęcia, co dookoła się dzieje, a wszystkie wydarzenia pamiętałem jak zza mgły.
- Najpierw cię zbadam, dobrze? - spytał doktor, uśmiechając się do mnie. - Jestem Kim SeokJin - przedstawił się i podszedł bliżej.
Kiwnąłem tylko głową, a ból powrócił. Skrzywiłem się, ale nie mogłem wykonać ruchu. Leżałem, wpatrując się w mężczyznę, mając wrażenie, że mój mózg zaraz wybuchnie. I gdy miałem zamiar zacząć krzyczeć, wszystko wróciło do normy. Poza wyjątkiem dziwnej pustki, a gdy ponownie spojrzałem na osobę w kitlu, nie miałem pojęcia, dlaczego przed chwilą wydał mi się znajomy.
Czułem się senny i zmęczony, ale poza tym ten okropny ból, który czułem na początku kompletnie zniknął. Cieszyło mnie to, choć ta sytuacja wprawiała mnie w lekkie przerażenie. Nie rozumiałem co się dzieje. Lekarz zbadał mnie bardzo dokładnie, zapisując coś w swoich notatkach, a potem zlecił jeszcze kilkanaście dodatkowych. To wszystko było dziwne, a co najdziwniejsze; nie pamiętałem dokładnie jakim cudem znalazłem się w szpitalu. Nie byłem w stanie przypomnieć sobie zbyt wielu szczegółów, które miały miejsce zanim tutaj trafiłem. Czułem, że mój umysł był kompletnie pusty, zmęczony i niezdolny do niczego, oprócz rejestrowania zachowania lekarza, który badał mnie za pomocą stetoskopu. Skupiłem się, by cokolwiek dobie przypomnieć, ale nic konkretnego nie chciało do mnie dotrzeć. Pamiętałem rudowłosego Jimina, który zmarł wypadku i który zawsze przy mnie był, pamiętałem zapłakaną matkę i zatroskanego ojca, którego smutny wyraz twarzy bardziej opisano, by jako niezadowolony. Nic konkretnego. Nie wiedziałem, co robiłem, żadnego konkretnego wydarzenia...
- Powiedź mi, pamiętasz jak się nazywasz? - spytał mnie doktor, a ja przeniosłem na niego leniwie wzrok.
- Jeon Jungkook - odpowiedziałem, a on kiwnął głową, pomagając mi podnieść się do siadu.
- Jak się czujesz? - zadał kolejne pytanie, siadając na stołku obok mojego łóżka.
- Dziwnie. Lekko kręci mi się w głowie i... nie wiem... dlaczego tutaj jestem? - Zamrugałem kilkakrotnie, biorąc głębszy oddech.
- Wszystko po kolei. Jakie jest ostatnie wydarzenie, które pamiętasz?
Westchnąłem, starając się ponownie skupić. Przymknąłem oczy, ale na niewiele mi się to zdało. Byłem w stanie przypomnieć sobie mój pierwszy dzień w szkole, pierwsze spotkanie z Jiminem, mojego brata, który po wielkiej kłótni z rodzicami, gdy okazało się, że jest adoptowany wyjechał, to jak nie umiałem sobie poradzić, ale Jimin mi pomagał, ale to na pewno nie było ostatnie wydarzenie. Już miałem się poddać, gdy coś przemknęło przez moją głowę. Światła, krzyki i krew. Pisk opon, wołanie mojego przyjaciela i światła karetki.
Właśnie! Wypadek!
- Um... - zacząłem niepewnie, kaszląc po chwili. - Mój najlepszy przyjaciel wybiegł na jezdnię i potrącił go samochód - powiedziałem cicho, a pan Kim ściągnął ze sobą brwi.
- Którego przyjaciela? - dopytał.
- Jimina. Tego, co stąd wybiegł.
- I co mu się stało?
- Zginął - odpowiedziałem zestresowany, czując jak moje serce zaczyna przyśpieszać, co zakomunikowała piszcząca maszyna. Lekarz kliknął na jeden przycisk, a wszystko ucichło.
Usiadł na miejsce, pisząc przez chwilę coś w swoim zeszycie.
- Jest pan psychiatrą? - Tym razem to ja zadałem pytanie, bo kojarzyła mi się z nim właśnie taka profesja. Nie rozumiałem dlaczego.
Mężczyzna uniósł na mnie swoje zaciekawione spojrzenie.
- Jestem twoim lekarzem prowadzącym - poinformował. - Ale skończyłem kurs psychiatryczny. - Kiwnąłem lekko głową. Skąd przyszła mi do głowy taka teza? Przecież widzę go pierwszy raz na oczy! Czemu wydaje mi się znajomy?! - Ale wracając do twojego przyjaciela... Skoro zginął, to jakim cudem jest tutaj z nami? Przecież był tutaj. Widziałeś go, ja też.
- Ja... - zawahałem się. - Nie mam pojęcia - załkałem, czując jak łzy cisną mi się do oczu.- Niech mi pan powie, co się dzieje!?
Doktor pogłaskał mnie po głowie, odkładając to, co trzymał w drugiej dłoni na bok, a potem przysunął się jeszcze bardziej w moim kierunku.
- Jungkook, jesteś zmęczony. Powinieneś odpocząć - zaczął niepewnie. Ale ja nie miałem ochoty odpoczywać!
- Niech mi pan powie!
Pan Kim westchnął, poprawiając się. Zerknął w kierunku drzwi, jakby zastanawiał się czy ktoś jest za nimi. Wahał się. Widziałem to, a przez to coraz bardziej bałem się prawdy, którą miał mi przedstawić. Jednak oczekiwałem jej z szybko bijącym sercem.
- Wybudziłeś się ze śpiączki - oznajmił, a ja otworzyłem szeroko oczy. Ze śpiączki? Jak to? Kiedy w nią zapadłem? Co się stało? Miałem tak dużo pytań, ale spodziewałem się, że doktor wszystko mi wyjaśni, więc przez łzy wpatrywałem się w niego, prosząc by nie przestawał mówić. - Trzy lata temu ucierpiałeś w wypadku, który pamiętasz. Pobiegłeś za swoim przyjacielem, ale nie on ucierpiał. Zapewne, by tak było, ale wbiegłeś na jezdnię, odpychając go, przez co doznał jedynie złapania kości prawej ręki. Ty zaś uderzyłeś głową o szybę, rozbijając ją, a później doznałeś urazu czaszki. Cudem nie zginąłeś! Od tamtego momentu, aż do dzisiaj nie było z tobą kontaktu - powiedział, a ja otworzyłem delikatnie usta. - Miałeś moment przebudzenia, ale nie otworzyłeś oczu, całkiem niedawno. Przez ten fakt dano ci tylko czterdzieści procent na całkowite wybudzenie.
Przełknąłem głośno ślinę. To brzmiało okropnie, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłem sobie niczego przypomnieć. Nie kojarzyłem momentu, w którym wbiegam na jezdnię, by odepchnąć swojego najlepszego przyjaciela, chociaż to tłumaczyłoby krzyk, który zapamiętałem. Przerażony głos Jimina, płaczliwy, wołający moje imię. Tylko to i nic więcej.
- W takich przypadkach zazwyczaj dokonuje się eutanazji - kontynuował lekarz, a ja poczułem, jak robi mi się słabo. Chcieli mnie zabić? Tak po prostu? Bo była tak mała szansa, że się obudzę? A co jeśli zrobiliby to wcześniej? Zanim jednak otworzyłem oczy? Co wtedy by się stało!? - Jednak my wstrzymaliśmy się z nią do przyszłego tygodnia, taka była decyzja grona medycznego.
- Ile... ile spałem? - Wytarłem swoją twarz z łez, starając się jakoś radzić sobie z nową, okropną sytuacją, ale jedyne na co miałem ochotę to płacz i silne ramiona Parka.
- Ponad trzy lata, za cztery miesiące minąłby czwarty - oznajmił doktor, a ja mocniej wcisnąłem się w poduszki.
Zapadła cisza. Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Powoli dochodziło do mnie to, co powiedział mi przed chwilą pan Kim. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Pamiętałem Jimina jako odwiedzającego mnie ducha, może to głupie, ale wydawało mi się, że pamiętałem też jak wracam skądś do domu. Czym to więc było? Wytworem mojego mózgu, który przeinaczał sobie bodźce, które dostawałem z zewnątrz? Obecność ich w mojej świadomości była reakcją na ich odwiedziny i bliskość?
Załkałem, nakrywając się szczelniej kołdrą, co okazało się dosyć nieprzyjemne. Czułem jak bardzo wszystkie mięśnie były znieruchomiałe, przez co każdy ruch wywierał na mnie ogromny dyskomfort. Okropne uczucie, tym bardziej, że mówiło mi, że to wszystko było prawdziwe.
- Odpocznij - zaczął lekarz. Wstał, zabierając swoje rzeczy. - Jutro rano zabiorę cię na specjalistyczne badania, jak na razie twój stan jest stabilny, ale nie możesz się przemęczać. Sądzę, że za cztery dni będziemy mogli zacząć rehabilitację. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Rozumiem - oznajmiłem słabo.
Nie chciałem się tego wieczoru z nikim widzieć. Musiałem być sam i wszystko przemyśleć.


17 komentarzy:

  1. Mój umysł wybuchł. Wszystko do góry nogami. Ale... wow. Za ten rozdział owacje ode mnie na stojąco *klask klask klask* Wiecej motywacji, piszesz świetnie!
    Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! A tego wyczekiwałam dniami i nocami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!Jest mi ogromnie miło :3
      Mam nadzieję, że uda mi się go wstawić jeszcze w tym miesiącu, ale nic nie obiecuję ~

      Usuń
  2. Czytanie tego rozdziału zaczęłam od płaczu ._. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw... Czekamy na dalsze częścii! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płacz! ;;
      Cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć ~

      Usuń
  3. Mój mózg w tym momencie zamienił się w budyń...
    To ja już się przygotowałam na śmierć, łzy i tragedię, a tu nie?!
    Chociaż... Może to i lepiej (przynajmniej nie płakałam)
    Czekam na kolejneee
    Weny~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Element zaskoczenia musi być ^^ Ale to chyba dobrze, że nikt nie umarł, prawda? ~
      Dziękuję ^^

      Usuń
  4. O MÓJ BOŻE TAAAAAAK!!! JIMIN ŻYJE! ZANIM ZACZEŁAM CZYTAĆ TO POWIEDZIAŁAM SB 'NARESZCIE NOWWY ROZDZIAŁ MOJEGO FAV OPOWIADANIA" I SIE NIE MYLIŁAM, TO JEST CUDOWNE BONIUUUU ╥﹏╥ NORMALNIE KOCHAM ZA TO <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, naprawdę "my mind" jest twoim fav? Jeju ogromnie mi miło z tego powodu! *_*
      Nie mogłam tak sobie uśmiercić Jimina! Za mocno go kocham <3

      Usuń
  5. Boże kocham twoje opowiadania :33 trochę późno je odkryłam (niestety). To jest poprostu cudowne *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale ^^ Mam nadzieję, że te przyszłe również będą ci się podobać :D

      Usuń
  6. KOCHAM CIĘ
    Bardzo często szybko domyślam się zwrotów akcji i ogólnie przewiduję całą fabułę, zarówno w filmach jak i opowiadaniach. Ale tutaj w życiu bym się nie domyśliła... Niby motyw nie jest jakiś oryginalny czy coś, ale jest tak świetnie napisane ♥ zazdroszczę talentu.
    Weny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Awww dziękuję ^^ No nie jest i trochę bałam się, że przez to nie będzie nic fajnego, ale jak widać na razie się podoba :D Cieszę się z tego ogromnie :D
      Dziękuję ♥

      Usuń
  7. W końcu się zabrałam. Jestem naprawdę zaskoczona zwrotem akcji - aż się boję pomyśleć, co będzie dalej.
    💜
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  8. GENIALNE! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, chociaż po piątej części liczyłam na YoonKook'a... Ale mniejsza o to, nie zmienia to faktu że czekam na część siódmą^^
    Zapraszam do siebie ;)
    http://mynewfuckinkpopworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. OMGOMGOMGOMGOMGOGMOGMGOGMOGMGOGMOGM
    TAK.
    NIE WIERZE W TO PO PROSTU.
    WSZYSTKIE POPRZEDNIE ROZDZIAŁY TO BYŁY PO PROSTU WYOBRAŻENIA W ŚPIĄCZCE????
    Ej, ale w tej pierwszej realistycznej czesci pisanej w trzeciej osobie nie bylo wspomniane ze jest wyniszczony przez leki ktore bral przed psychiatrykiem?? ale on w psychiatryku byl w spiaczace. chyba ze cos pomylilam przy czytaniu. ale czeeekam z niecierpliwoscia na kolejny. jest juz polowa lipca wiec mysle ze niedlugo się doczekam. :D
    Weenyyyyyy i nie zalamuj sie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o. mam : "Ciało nastolatka pozostawało odporne na wszelkie próby wybudzenia go, a ku większej tragedii nie mogli podać oni zbyt ryzykownych środków, gdyż wcześniejsze uzależnienie chłopaka od różnego rodzaju leków bardzo wyniszczyło jego organizm." Ja myslalam ze on leki zaczal brac... eem...
      On zaczął je brać po Yoongim a nie po Jiminie... .. ?
      chyba przeczytam jeszcze raz pierwsze trzy rozdziały....

      Usuń