poniedziałek, 11 kwietnia 2016

silence

 Dobry wieczór kochani! Z okazji naszej pierwszej rocznicy, obiecałyśmy wam tydzień shotów. Oto pierwszy z nich.~ Mam nadzieję, że spodoba wam się to, co dla was przygotowałyśmy! 


Przetarłem zmęczone do granic możliwości oczy i ponownie spojrzałem na papiery. Męcząca robota, która dawała mi się we znaki. Jednakże nie mogłem się od niej uwolnić. Z jednej strony jej nienawidziłem, a z drugiej kochałem. Pomaganie innym, schorowanym, pełnym trosk i kłopotów. Od dzieciństwa chciałem zostać lekarzem i to nie byle jakim, a mianowicie chirurgiem. Mimo to, gdy zasiadłem na podartym fotelu w gabinecie, czułem tylko pustkę i zmęczenie. Mówiono mi tysiące razy, że użeranie się z niewdzięcznymi pacjentami, bądź ich rodziną, to istna katorga, ale ja zawsze machałem ręką. Przeklinam moją upartość.
Po raz setny próbowałem się skupić, ale na marne. Sam nie wiem, może powinienem zrezygnować? W końcu mogę popełnić błąd, kosztujący życie niewinnego człowieka. Niestety nie umiałbym siedzieć w domu. Wpadłem w tą cholerną rutynę, a mój umysł podświadomie nie chce się z niej wyplątać. Niby jest dobrze. Wiem gdzie idę, co mam robić, nic nie ma prawa mnie zaskoczyć. Chyba, że wpadnę pod jakiś samochód...
Pokręciłem głową z rozbawieniem i ściągnąłem okulary. Spoglądałem to raz na nie, to  na stertę papierów. Westchnąłem i położyłem na nie szkiełka, po czym oparłem się wygodnie i rozmasowałem skronie. Dzisiaj już tego nie zrobię i to na pewno. W końcu dało o sobie znać wieczne przemęczanie organizmu. Nie mam już dwudziestu pięciu lat, a cała energia poszła w dal. Chyba zaczynam wpadać w depresję.
 Podniosłem się, a moje kolana lekko skrzypnęły oraz ukuły. Powolnie podszedłem do stojącego lustra i przyjrzałem się sobie. Brązowe włosy jak zwykle starannie ułożone, chociaż już kilka kosmyków zawinęło się i opadło na bladą, okrągłą twarz. Brązowe oczy już niemal straciły dawny blask, a w ich kącikach pojawiło się kilka zmarszczek, podobnie jak i na czole. Sapnąłem i nałożyłem pomadkę ochronną na suche usta i zdjąłem ubranie służbowe. Złożyłem je starannie w kostkę, po czym sięgnąłem po biały sweter i czarne spodnie. Szybko je na siebie włożyłem i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu mojej beżowej torby. Nie mogę jej zgubić. Dopiero gdy zmieniałem buty na wygodne adidasy, usłyszałam znajomy dźwięk, oznajmiający przyjście nowej wiadomości. Uśmiechnąłem się na krótko i pomknąłem na sam koniec pomieszczenia, znajdując finalnie moją torbę. Odszukałem szybko telefon oraz  kluczyki, po czym położyłem je na stole. Najpierw muszę założyć mój ukochany, czarny płaszcz oraz beżowy szalik. Nie mogę przecież nieubrany, wyjść na taki mróz. Nie uśmiechało mi się brać zwolnienia, siedzieć w domu i zawieźć moich pacjentów. Poważnie podchodziłem do swojego zawodu, a dzięki studiom medycznym doskonale wiedziałem, że zwykłe przeziębienie może być bardzo groźne, przez co należy mu zapobiegać i nie ignorować.
Sprawdzając czy wszystko mam, założyłem torbę na ramię i w lewą dłoń chwyciłem kluczyki do samochodu, a w drugą telefon. Wychodząc pożegnałem się ze sprzątaczką, po czym odczytałem wiadomość.

     12.14.2014r, 22:36
     Od: Jimin♥
     'Możesz kupić coś do jedzenia? Padnięty jestem. Weź coś dla Miso, dobrze?'

Uśmiechnąłem się gorzko, wrzucając przedmiot do kieszeni płaszcza. A czego ja się spodziewałem? Głupi, zawsze dzwoni i pisze gdy czegoś potrzebuje, a ja się łudziłem, że to może coś innego. Nawet nie wiem co. Po prostu chciałbym, by było jak kiedyś. Wychodzę po ciężkim dniu, a mój ukochany czeka na mnie, nawet w niepogodę, pod budynkiem. Razem jedziemy do domu, kolacja jest już gotowa, później pijemy butelkę wina i spędzamy resztę wieczoru, ciesząc się sobą nawzajem. Ale nie. Nie jestem w stanie przytoczyć momentu, kiedy to uległo zmianie. Coś się popsuło i automatycznie staliśmy się dla siebie obcy. To trochę smutne i przytłaczające. Nie mam już na to wszystko siły...
Po zrobieniu zakupów, od razu udałem się w kierunku domu. Zaparkowałem tam gdzie zawsze i ruszyłem z siatkami w kierunku średniego domu, wymalowanego na biało. Poczułem ukłucie w sercu, ale ignorując je, otworzyłem drzwi. Nienawidziłem tego miejsca z bardzo wielu przykrych względów. Nawet wszystkie wspaniałe i radosne chwile nie nagradzały tych wszystkich innych.
Po wejściu, od razu uderzył mnie zapach papierosów, miodu i mięty. Cały mój chłopak. Zapach, który tak uwielbiałem i jednocześnie nienawidziłem najbardziej w świecie. Byłem sam dla siebie zagadką. Były takie dni, kiedy byłbym zdolny go zabić z nienawiści i złości mną szarpiącej, ale zawsze powstrzymywało mnie kilka czynników. Kochałem go, sam tego nie rozumiejąc. Nie potrafiłbym od niego odejść, zbyt mocno się przywiązałem. Po za tym, bałbym się zostać sam. Nie chcę wracać do pustego mieszkania, pachnącego mną i pustką. Pomimo, że zazwyczaj po ciężkiej pracy nie mogłem liczyć na uścisk czy chwilę relaksu z nim, to świadomość, że był on gdzieś blisko, napawała mnie dosyć przyjemnym, choć sprzecznym uczuciem. 
Postawiłem zakupy na blacie, a obok mnie zaraz pojawił się kudłaty pies. Uśmiechnąłem się i zmierzwiałem jego białe futro. Następnie pogrzebałem trochę w siatkach, aż znalazłem puszkę dla naszego członka rodziny, po czym mu ją nasypałem do miski. Zabrał się za jedzenie, a ja za przygotowanie kolacji, która mi nie była zbytnio potrzebna.
Zajęło mi to może z pół godziny. Zwykłe kanapki i herbata, ale ja nie miałem na nic siły. Użalałem się nad sobą, wiem to doskonale, choć może w niektórych przypadkach byłoby to usprawiedliwione? Może warto czasami sobie marudzić w myślach, by później nie musieć wypowiadać tych przykrych myśli na głos? Poczułem jak łza spływa mi po policzku i nie tracąc czasu, od razu ją wytarłem. Przecież gdyby Jimin mnie w takim stanie zobaczył, pewnie... A zresztą. I tak go mało obchodzę. Nie mogę sobie pozwolić na takie chwile słabości, chociażby przed samym sobą. To żałosne.
Wziąłem tackę i udałem się do salonu. Od razu zauważyłem jego idealnie wyrzeźbione ciało. Blada skóra perfekcyjnie współgrała z brązowymi, roztrzepanymi włosami. Siedział bez koszulki, w samych spodenkach do kolan, oglądając telewizję. Jak zwykle. Mimo to, gdy usłyszał puste odbicie, obrócił się w moim kierunku. Widząc moją osobę, lekko się uśmiechnął, pokazując białe zęby. Kilka zmarszczek pojawiło się wokół cudownych ust i dołeczków w policzkach oraz czole. Był niesamowicie przystojny, pomimo bezlitosnego biegu czasu. Gdy tak na niego patrzyłem, mogłem śmiało powiedzieć; nie zmienił się za bardzo od czasów studenckich, kiedy to go poznałem. 
 - Myślałem, że coś ci się stało - powiedział beznamiętnie, biorąc kanapkę.
 - Martwiłeś się? - spytałem nim zdążyłam pomyśleć.
  Nic nie odpowiedział, tylko wrócił do oglądania telewizji. Koszykówka, jego ulubiony sport. Chyba z tego, co zdążyłem zauważyć, gra jego drużyna. Tak, biegnie mój ukochany w czarnym stroju z numerem 7. Uśmiechnąłem się pod nosem. Początkowo dziwiło mnie, że ogląda mecz, w którym brał udział, ale kiedyś mi to wyjaśnił. Sam nie mógł obserwować wszystkich zagrań przeciwników, a by ich pokonać, musi przeanalizować ich ruchy.  Taką strategię miał jego klub i trzeba przyznać, że na ilość rozegranych meczów, znaczną większością były te wygrane. 
- Macie w najbliższym czasie jakieś spotkanie? - rzuciłem pierwszy temat, by tylko nie trwała ta żenująca cisza.
- W piątek gramy z drużyną z Tokio, w sobotę wywiad, a w poniedziałek idę do szkoły, by potrenować tamtejszy klub sportowy. Niedzielę mam wolną, ale  chciałbym odpocząć, a teraz wybacz, muszę to obejrzeć. 
 Nie odzywałem się już. Bo po co? I tak to nie miało większego sensu. Jesteśmy już dawno wygasłą namiętnością, wrakiem dawnej pary. Znamy się od studiów i to wtedy zaczęliśmy ze sobą chodzić. Z początku wszystko wyglądało idealnie; częste spotkania, wyjazdy w wolne dni, wspólne plany na przyszłość. Spełniliśmy je, ale gdy tylko przyszło do wspólnego mieszkania, czułem jak powoli wszystko zaczyna się psuć. Starałem się to naprawić, ale miałem wrażenie, że moje starania tylko przyśpieszają ten bolesny proces. Co najśmieszniejsze, żaden z nas nigdy nie poruszył tego tematu. I chyba miało tak zostać. 
 - A ty? - Z moich zamyśleń wywołał mnie jego głos.- Jak pracujesz? - wyjaśnił, widząc, że niczego nie rozumiem.
Na początku zbiło mnie z tropu to pytanie. Nigdy go to za specjalnie nie interesowało. Może też zaczyna dostrzegać, tą godną wyrzucenia do kosza atmosferę? Lub nie wie, czy może przyprowadzić do domu swoich znajomych, upić się z nimi i zabalować. Kiedyś robiliśmy to razem...
- Od jutra do niedzieli mam 12 godzin. Od siódmej do siódmej, a czemu pytasz?
- Tak sobie. - Uśmiechnął się słabo.
 Westchnąłem zrezygnowany i posprzątałem po naszej kolacji. A ja się głupi łudziłam, że może coś chce dla mnie przygotować? To by graniczyło z cudem, ale może jednak. Ostatnio w ogóle zachowujemy się jeszcze gorzej. Jak małe dzieci, unikające siebie, problemu, zamiast usiąść na przeciwko i poważnie porozmawiać. Chociaż, u nas zawsze takie coś kończyło się kłótnią, a oboje byliśmy zbytnio zmęczeni psychicznie, a niepotrzebna awantura jeszcze by to pogorszyła.
Pozmywałem naczynia, rozpakowałem resztę zakupów. Czas na relaks dla mojej osoby. Postanowiłem wziąć długą kąpiel z bąbelkami, a może i nawet świecami. Chociaż nie, to by już była lekka przesada. Wystarczy zwykły prysznic. Chcę już spać... O relaksacji pomyślę innym razem. Tak więc po wzięciu wieczornej kąpieli i przyszykowaniu się do spoczynku, udałem się do sypialni. Całkiem spora, jasna. Beżowe panele i białe ściany, a do tego meble w kolorze kości słoniowej. Duże łóżko na przeciw okna, alabastrowe. Powolnie zaczynałem czuć się tutaj jak w psychiatryku, a przecież to ja chciałam mieć tutaj tak jasno, idealnie.
Idealnie... Taa jasne. Do czasu, kiedy nie znalazłem go tutaj z tym ciemnowłosym koniem. Pewnego ranka, gdy wychodziłem do pracy, przyszedł do nas jego przyjaciel. Szczupły, przystojny i niezbyt wysoki mężczyzna, dawny choreograf, obecnie ktoś, kto dba o zdrowie i kondycję zawodników. Był od nas starszy, odkąd pamiętam przyjaźnił się z Jiminem. Ale wracając, zostawiłem ich i udałem się do pracy, ale zapomniałem o ważnych papierach i musiałem się wrócić. W drodze powrotnej nie spodziewałem się zastać tego, co zobaczyłem po wejściu do sypialni. Ich bawiących się w najlepsze. Oczywiście, głupi i naiwny ja, mu wybaczyłem. Jednakże dalej wiem, że pieprzy się z nim gdzie popadnie. Czemu nic z tym nie zrobię? Sam się nad tym zastanawiam, a na myśl przychodzi mi tylko to, że zbyt mocno się do niego przywiązałem. Poza tym, tyle lat jesteśmy razem, nie wyglądam zbyt atrakcyjnie, kogo ja bym sobie znalazł? Nikogo, a ja tak bardzo nie chce zostać sam. 
Warknąłem pod nosem i położyłem się po prawej stronie łoża. Wyjąłem mój pamiętnik i opisałem żałosny dzień. Zresztą, jak każdy inny. Stara, gruba rzecz o wyblakłym kolorze błękitu, kartki poniszczone, prawie zżółkłe. Niestety, otworzył się na na naszym zdjęciu. Moim i jego. Razem, uśmiechnięci, szczęśliwi, że mamy siebie nawzajem. Jakie to cudowne. Szkoda, że minęło...
Chwilę później przyszedł mój wybranek, a razem za nim jego pies. Czasami odnoszę wrażenie, że kocha go bardziej niż mnie. To boli i cieszy. Dziwne uczucie mną targa, gdy kładzie się obok mnie, tak blisko. Czuję jego ciepło, tak jak za każdym razem i mam ochotę się do niego przytulić, a jednocześnie zabić.
Oddalanie się dwóch kochanków to najgorsze, co może być. I mnie spotkało. Szczęście w nieszczęściu, ale zdaję sobie sprawę, że jest on dla mnie naprawdę ważny. Mimo, że mam ochotę go zabić, utopić w łyżce zupy. Chyba na tym polega miłość? W każdym razie, tak jak zwykle zasnęliśmy obróceni do siebie plecami, w kompletniej ciszy. 
      -----

Przy śniadaniu nie wydarzyło się nic konkretnego. Cisza, mierzenie siebie zirytowanym spojrzeniem. Każde z nas zdawało sobie sprawę, że to nie ma większego sensu, ciągnąć tę farsę, ale nikomu nie chciało się także jej kończyć. Chyba każdy z nas był od tego uzależniony, a ja nie chciałem być sam. Jemu to chyba bez znaczenia, po prostu jako sławny koszykarz, chciał uniknąć plotek i głupich komentarzy.
- Nie, ja już nie mogę - zaczął zmęczonym tonem, a ja lekko podskoczyłam.
- Czego? - spytałam.
- Ślepy jesteś? To jest jakieś chore! Kompletna rutyna - warknął.
- Nie krzycz na mnie, to nie moja wina - odpowiedziałem spokojnie. - Twoja, jakbyś nie wiedział. - dodałem, zanim zdążył coś powiedzieć. - Kto mnie totalnie olewa i robi ze mnie gosposie, a sam pieprzy się z kim popadnie? Tak, najlepiej zrzuć winę na mnie.
- Ciebie i tak to już nie obchodzi. Spójrz na siebie, jesteś wrakiem mężczyzny! Tylko praca i praca. Zastanów się, czego ty do cholery chcesz? No czego?! - wrzasnął i zacisnął pięści.
- Nie wrzesz na mnie! - tym razem i ja podniosłem głos. - Może po prostu powiedz to, co ci na sercu leży, a nie zwalaj na wszystkich winę! Może jeszcze stwierdzisz, że to wina Miso, co?!
- Chcesz to usłyszeć?! Tak?! A więc dobrze. Mam cię dosyć, rozumiesz? Dosyć! - krzyknął i zaakcentował ostatnie zdanie, przez co po moich policzkach poleciały łzy. - I jak zwykle! Teraz też zamierzasz się rozbeczeć i udawać, że nic nie miało miejsca, tak jak wtedy? Żałosny jesteś!
- Jedyną żałosną osobą jaką tutaj widzę, jesteś ty i twoje przerośnięte ego! - krzyknąłem, wstając. - Ja również mam cię dosyć. Jesteś pieprzonym egoistą, bez uczuć! A co ja miałem wtedy zrobić? Możesz mi powiedzieć, co ty tak właściwie do mnie czujesz? - jęknąłem.
- Sam jesteś pieprzonym egoistom! Gdyby nie twoje myślenie, że kariera jest najważniejsza, wszystko było by w najlepszym porządku! - ryknął i również wstał. - I co czuję? Tak trudno ci się domyśleć?!
Te słowa były dla mnie, jak porażenie piorunem. Wiedziałem to i rozumiałem go bez słów. Nogi zrobiły się miękkie, a ciało zbyt ciężkie, w efekcie czego runąłem z hukiem na kafelki. Poczułam ogromny ból w okolicach kolana i kręgosłupa. A łzy same naciekały mi do oczu, lejąc się strumieniami. W końcu mi to powiedział. Tyle razy przygotowywałem się na to emocjonalnie, ale to było zbyt ciężkie przeżycie. Nie mogłem nawet zamrugać, po prostu mnie wmurowało, zabrało umiejętność oddychania, mówienia.
- Taehyung! Nic ci nie jest? - Dopiero po chwili dotarły do mnie jego wołania.
Zmarszczyłem nos. Byłem wściekły na niego. Przed chwilą prawie powiedział mi, że ma mnie gdzieś, a teraz zaczyna się mną przejmować? No jak on śmie! Obróciłem wzrok w drugą stronę, czekając aż ból minie. Nastało to zdecydowanie szybciej, niż się spodziewałem, więc już po kilku minutach podniosłem się o własnych siłach. Spojrzałem na niego z mordem w oczach, miałem go dosyć, zresztą on mnie też. Nic nie mówiąc, powolnym krokiem udałem się do naszej wspólnej sypialni. Wyciągnąłem z szafy bordową, dużą walizkę, a następnie zacząłem pakować do niej swoje rzeczy. Wiedziałem, że po większość i tak będę musiał się wrócić, ale obecnie liczyło się dla mnie tylko to, by jak najszybciej wyjść z tego więzienia. Po spakowaniu ubrań, udałem się do łazienki, by i tam pozbierać swoje rzeczy, w międzyczasie pisząc do mojego przyjaciela - Jungkooka, czy mógłby mnie przenocować przez kilka dni. Choć nawet gdy ten by nie mógł, to zawsze mogę liczyć na swoich starszych braci, a nawet... Mógłbym spać na przystanku. Cała złość, która kotłowała się we mnie przez tyle czasu, przez tyle lat, teraz ostatecznie postanowiła wypłynąć i dać o sobie znać.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? - Do łazienki wszedł Jimin, podczas gdy pakowałem swoją kosmetyczkę.
- Pakuję się, nie widzisz? - prychnąłem w odpowiedzi, wymijając go w wejściu.
Widziałem, że chciał coś powiedzieć, ale ja absolutnie nie chciałem go słuchać. Posłałem mu zimne spojrzenie, wchodząc do sypialni i dokładając resztę rzeczy do walizki. Gdy ją spakowałem, podparłem się po bokach. Nie wiedziałem czy to dobre wyjście. Tak naprawdę nie chciałem z nim zrywać, wyprowadzać się od niego, ale nie chciałem też dawać siebie tak traktować. Przecież ile można być służącym we własnym domu?
Westchnąłem, odczytując wiadomość od Jungkooka. Uśmiechnąłem się delikatnie, bo ten nawet zaoferował, że po mnie przyjedzie i mam na niego czekać. On doskonale wiedział, co takiego działo się w naszym związku. Kiedyś się kłóciliśmy, ale odkąd przestaliśmy, miałem wrażenie, że jeszcze bardziej to wszystko zaczęło się psuć. Na szczęście miałem oparcie w tym dzieciaku, choć nie zawsze mówiłem mu wszystko; przecież miał własne życie i problemy. Po co dokładać mu jeszcze moich? Zwłaszcza, że nigdy za Jiminem nie przepadał.
Kiedy usłyszałem warkot silnika blisko naszego domu, wyjrzałem przez okno. Z białego Nissana Qashqai wysiadł wysoki brunet. Rozejrzał się dookoła, a ja szybko złapałem za walizkę i niczym proca pognałem do przedpokoju. Ubrałem na siebie swój płacz, zawiązując szybko szalik. Widziałem ,jak Jimin uważnie mi się przyglądał. Nie wiedziałem czy miałem mu za złe, że nie reagował czy mnie to cieszyło. Zabrałem się za ubieranie butów, a wtedy do domu wszedł mój przyjaciel. Spojrzałem na niego pytająco, a wtedy dostrzegłem ogromną złość na jego twarzy.
- Co ty mu zrobiłeś? - warknął w kierunku mojego chłopaka.
Park jednak tylko prychnął na jego widok, całkowicie nas olewając i idąc do kuchni. Podniosłem się, zaciskając dłonie. Naprawdę tak mało dla niego znaczyłem, że teraz nie przejmuje się moim odejściem? Tak po prostu chce przekreślić to wszystko, nie próbując mnie nawet zatrzymać? Przecież dobrze wie, że bym mu uległ. Gdyby tylko się postarał, gdyby tylko mnie do siebie przyciągnął i powiedział, że się zmieni. Kochałem go tak mocno, szkoda, że bez wzajemności.
- Nic nie warte ścierwo! - krzyknął Jeon, marszcząc nos i łapiąc za rączkę walizki. - Chodź Tae, marnujesz się przy nim - powiedział do mnie łagodnie, z uśmiechem, ale ja dalej jak głupi czekałem, aż Jimin wyjdzie. Nic takiego się jednak nie stało.
- Po resztę rzeczy przyjdę jutro - oznajmiłem, mając nadzieję, że to go skłoni do jakiegoś czynu.
Poczekałem jeszcze minutę, ale żadnego odzewu. Westchnąłem zrezygnowany i wyszedłem wraz z Jungkookiem. Wsiadłem do jego auta, cały czas ukradkiem zerkając w okna domu. Ku mojemu zdziwieniu, przy jednym z nich zauważyłem stojącą postać mojego chłopaka. Uważnie obserwował to, co się dzieje z rękoma złożonymi na torsie. Zagryzłem lekko wargę, ale wtedy zauważyłem coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Podniósł jedną z dłoni i otarł swój policzek. Zupełnie jakby płakał. Ale to niemożliwe. Odkąd go znam, Park Jimin nigdy nie płakał. Nie uronił ani jednej zły, nawet na pogrzebie własnej matki, więc czemu robił to teraz? Jak zahipnotyzowany przyglądałem się temu zjawisku, ignorując Jeona, który wszedł do samochodu, uprzednio poprawiając fotelik swojej córeczki. No tak, pewnie był ją zawieźć do przedszkola... Dopiero po chwili patrzenia na mnie, przeniósł wzrok na ten sam punkt, co ja. Zmarszczył brwi, a potem westchnął i odpalił auto, zapinając mi pasy jakbym był jego dzieckiem, a potem ruszył.
- Kocha cię - powiedział po jakimś czasie, a ja przeniosłem na niego zaciekawiony wzrok. - Za kilka dni po ciebie przyjdzie, daj mu czas - dodał, zmieniając bieg.
- Jak to? - spytałem zdezorientowany. - Czemu tak mówisz, przecież go nie lubisz - zauważyłem.
- Nie lubię go, bo ma podobny charakter do mojego. - Zatrzymał się na światłach, rozglądając dookoła. Zawsze tak robił, był cholernie ostrożny. - Pamiętasz jak pokłóciłem się z Sooyeon, przez co prawie zerwaliśmy zaręczyny? - Kiwnąłem głową, bo doskonale pamiętałem to wydarzenie, pomimo tylu lat. - Właśnie. Oboje musieliśmy przemyśleć, co robimy źle. Długo to trwało, ale w końcu za nią zatęskniłem i robiłem wszystko, by do mnie wróciła. Z wami też tak będzie. - Obrócił się w moim kierunku, posyłając pokrzepiający uśmiech.
Chciałem mu wierzyć i cierpliwie czekać na to, co się wydarzy. Bo wiem, że było warto.



6 komentarzy:

  1. Rozpłakałam się ._. świetne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Jestem zaskoczona. Od początku wiedziałam, że do fluffów ten fik należeć nie będzie, ale nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba! 😊 nie przepadam za czytaniem smutnych fików, nie lubię się dołować, ale ten był naprawdę świetny ^_^
    Z niecierpliwością czekam na więcej, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hhaha no tak, jeśli autorem jestem ja to jest jakieś 70% szans, że będzie to angst xD
      Naprawdę się cieszę, że pomimo tego, iż nie lubisz angstów ten ci się spodobał :D

      Usuń
  3. tydzień shotów, a ja nie miałam czasu przeczytać ani jednego ;; Ale to nic bo teraz nadrabiam ;)
    Bardzo, bardzo mi się podobało! Naprawdę zakochałam się! Momentami miałam łzy w oczach, ale jakoś dzielnie się trzymałam i nie rozpłakałam ;* Świetnie piszesz, ale pewnie już ci to kiedyś mówiłam ;)
    Dużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shoty nie uciekną! :D
      Ojjj nie płakaj ;;
      Dziękuję bardzo :3

      Usuń