czwartek, 14 kwietnia 2016

Niedokończona sprawa

Oto kolejny shot, specjalnie dla Was. Historia oparta na książce "Zostań, jeśli kochasz", jeśli ktoś nie czytał, gorąco polecam :)
~Pattie



Stałem, wpatrując się w ostre światło, które powinno mnie oślepiać, ale tego nie robiło. Powolnie wyciągnąłem dłoń w tamtym kierunku jakby chcąc się stopić z tą jasnością. Kiedy prawie mi się udało i promienie mnie pochłonęły, usłyszałem twój głos, wołający moje imię. Nie mogłem tego zignorować, więc szybko odwróciłem się w twoją stronę. Naprawdę tam byłeś. Taki jak zwykle, tyle, że teraz twoja twarz się zmieniła. Odwróciłem się z powrotem w stronę światła, ale ono znikło. Podszedłem do ciebie i delikatnie dotknąłem twojego policzka. Było tak miękkie i ciepłe jak zawsze. I wtedy zdałem sobie sprawę, że miałem jeszcze jedną niedokończoną sprawę.
Ty nią byłeś.


*

Podążyłem za sanitariuszami, którzy ładowali moje ciało do karetki. On też tam był. Krzyczał, miotał się, ktoś go przytrzymywał, ale próbował się wyrwać, chciał mnie dotknąć. Pierwszy raz widziałem, jak łzy rzewnie skapują po jego policzkach. Zawsze należał do silnych osób, którzy nie ukazują swojego bólu. Nie otworzył się nawet przede mną. Usiadłem zaraz obok swojego bezwładnego ciała i ściskałem zakrwawioną dłoń. Cały byłem od krwi, chociaż ja, który siedział obok nie miał na sobie nawet kropelki. Nie musiało minąć dużo czasu, bym zdał sobie sprawę, że nikt mnie nie widzi. Nawet on nie patrzył na mnie, a na bezwładne ciało, leżące na zimnym bruku. Bałem się, że w natłoku wrażeń nie pomyśli rozsądnie i będzie prowadził, byleby tylko znaleźć się jak najbliżej mnie. Chciałem go przy sobie, ale wolałbym, żeby zamówił taksówkę lub poczekał aż ochłonie. Nigdzie się nie wybierałem. Nie miałem pojęcia czym jestem. Nigdy nie wierzyłem w historie o duchach, ale czy to możliwe, bym sam się nim stał. Ale czy duchy nie wiążą się ze śmiercią ciała, a przecież moje ciało było nadal żywe. Może mój stan był krytyczny, ale klatka piersiowa nadal unosiła się miarowo. Czym więc się stałem? Czy byłem uwięziony między życiem a śmiercią? Tylko do kogo należała decyzja, w którą stronę pójdę?

*

Pamiętam jak rodzice pierwszy raz zabrali mnie do sklepu muzycznego. Chcieli bym spróbował nauczyć się grać na instrumencie. Wyczytali w jakichś starych czasopismach, że to rozwija mózg i uczy przezwyciężania nieśmiałości. Ale, który pięciolatek nie jest nieśmiały? Chodziłem po sklepie, a rodzice czekali przy ladzie na moją decyzję. Nie chcieli mnie do niczego zmuszać, ale widziałem jak sekretnie zerkali w stronę gitar. Tata był kiedyś gitarzystą, może nie światowej sławy, ale szkolne potańcówki nie mogły obyć się bez jego zespołu. Wtedy poznał mamę, która bawiła się w pierwszym rzędzie pod sceną, skacząc razem ze swoimi koleżankami. Zawsze mówił, że wyglądała jakby ją piorun trzasnął, przez jej nastroszoną fryzurę i to właśnie zwróciło jego uwagę, na tyle, by po zabawie zaprosić ją na spacer. Mama natomiast tłumaczyła się deszczową pogodą, która za każdym razem rujnowała jej fryzurę, plącząc jej włosy jak tylko chciała. Nie chciałem ich zawieść, ale nie czułem żadnego pociągu do gitarowego brzmienia. Podszedłem do pianina, dotykając kilku klawiszy. Dźwięk był piękny, ale nie na tyle, by mnie usatysfakcjonować. Nawet z daleka dało się usłyszeć jak rodzice wstrzymali oddech i ciężko go wypuścili, kiedy przeszedłem kilka kroków dalej. Tamburyn, trójkąt to dla amatorów. Jeśli miałem się zaangażować muzykę, chciałem to zrobić porządnie, całym sobą. I wtedy spojrzałem w prawo, a serce na kilka chwil mi stanęło. Kiedy opowiadałem tę historię dziadkom, zawsze śmiali się, że byłby ze mnie dobry pisarz, bo idealnie wyolbrzymiam uczucia, ale ja naprawdę się wtedy tak czułem. Jakbym przestał oddychać i odzyskał tę zdolność dopiero po dotknięciu instrumentu. Emanowało od niego ciepło, które momentalnie przeszło na moje ciało.
- Kochanie, jesteś pewien, że skrzypce to dobry wybór? Może weźmiesz, coś, co wymaga mniej pracy? - głos rodzicielki dotarł do moich uszu, ale byłem tak zahipnotyzowany przedmiotem, że jedynie kiwnąłem przecząco głową.
- Skrzypce są idealne.
I tak wróciłem do domu z futerałem, który skrywał mój największy skarb.

*

Zostałem od razu przewieziony na OIOM, więc miałem świadomość, że znajduję się z krytycznym stanie. Jego nie było obok, więc czułem ulgę, wiedząc, że ktoś go przed tym powstrzymał. Domyśliłem się, że sam by tego nie zrobił, zawsze był impulsywnym człowiekiem. Patrzyłem jak lekarze rozdzierają moje ubrania lub w niektórych miejscach rozcinają je nożyczkami. Jak podłączają do mnie wiele rurek, które miały kontrolować moje funkcje życiowe. Pielęgniarki biegały, za każdym razem z inną strzykawką, by naszprycować moje żyły lekarstwami. Niektóre stały i ścierały mokrymi okładami krew z mojej głowy, najpewniej, by określić w jakim stopniu moja czaszka jest uszkodzona. Nie chciałem na to patrzeć, to był dziwny widok. Stać obok siebie i widzieć swoje ciało w tak przerażającym stanie. W ogóle nie przypominałem siebie. No, może pucołowate policzki pozwalały określić, że to ja. Teraz ich skóra była starta przez powierzchnię bruku. Zagryzłem wargę i odsunąłem się od tego widoku, idąc w stronę drzwi. Chciałem się stąd wydostać, ale nie miałem pojęcia jak. Nie potrafiłem niczego dotknąć i tym poruszyć. Stałem, więc przy szklanych drzwiach, rozglądając się za kimś, kogo mogę znać. Skorzystałem z okazji, że pielęgniarka opuszczała salę i wyślizgnąłem się zanim drzwi zdążyły się zatrzasnąć. Szedłem powoli korytarzem, patrząc na tych wszystkich pacjentów, którzy leżeli samotnie przykuci do łóżek. Zastanawiałem się, czy mnie też czeka taki los. Pokręciłem przecząco głową, wiedząc, że mam jego, a on by nie zostawił mnie samego. Wyszedłem zza zakrętu, orientując się, że na krzesełku widzę moją matkę. To nie mogło być prawdą. Zrozumiałem, że to nie sen, dopiero w momencie, kiedy zza automatu wyłonił się ojciec, niosąc w jej stronę dwa parujące kubki. Nie widziałem ich od ponad roku. Od momentu, w którym postanowiłem zamieszkać z Yoongim. Nienawidzili go, wmawiali mi, że próbuje mnie oszukać i zmanipulować. Teraz wiem, że nienawidzili mnie. Nie mogli znieść myśli, że mogę darzyć uczuciem innego mężczyznę. Dlatego właśnie się od nich wyprowadziłem. Chciałem być z nim, nawet jeśli miało to oznaczać stracenie kontaktu z nimi. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo więcej z mojej rodziny nie zauważyłem. I tak dziwiłem się, że on tu byli. Chociaż, co się dziwić byłem ich jedynym dzieckiem, jak mogli mnie zostawić w takiej chwili. Obok mnie przeszła lekarka, którą widziałem przy moim łóżku i domyśliłem się, że kieruje się w stronę rodziców. Pobiegłem za nią, by również dowiedzieć się w jakim stanie znajduje się moje ciało. Mama wstała, kiedy tylko kobieta pojawiła się obok nich.
- Proszę powiedzieć prosto z mostu i nie owijać w bawełnę - powiedział poważnie ojciec.
Zawsze był takim typem człowieka, wolał znać prawdę niż być mamiony słodkimi kłamstwami. Lekarka kiwnęła głową.
- Więc, na razie nie możemy nic jednoznacznie określić. Państwa syn znajduje się w stanie krytycznym, zrobimy wszystko, by go ustabilizować - poklepała matkę, która zaczęła szlochać po ramieniu i odeszła.
Westchnąłem, nadal nic konkretnego się nie dowiedziałem. Poszedłem dalej, zostawiając rodziców samych. Rozglądałem się w poszukiwaniu innych, podobnych do mnie. Czy będąc w miejscu jako duch, nie powinno być tutaj więcej takich osób? Zacząłem czuć się samotny i przybity. Mimo, że na co dzień nie mówiłem zbyt wiele, wolałem raczej pozostać słuchaczem, teraz tak bardzo chciałem móc się do kogoś odezwać. Zszedłem na niższe piętro, nadal nic. Już chciałem wracać, kiedy zauważyłem znajomą postać, przechodzącą przez obrotowe drzwi. To był on, miłość mojego życia, najlepsze, co mnie spotkało. Biegł zdyszany po schodach, jego jasne włosy falowały przy każdym ruchu. Oczy miał całe czerwone i zapuchnięte. Na taki widok ukuło mnie serce, miałem ochotę do niego podbiec i wtulić się w jego ramiona, ale z chwilą, kiedy przebiegł obok mnie obojętnie, szara rzeczywistość uderzyła we mnie jak grom.

*

Początki nauki gry na instrumencie nigdy nie są łatwe i nie były też takie dla mnie. Kiedy inne dzieci bawiły się na podwórkach, ja wsiadałem do samochodu, by rodzice mogli mnie powieźć do mojego nauczyciela. Na początku żałowałem, ale z pierwszym pociągnięciem smyczka zorientowałem się, że było warto. Mimo, że według rodziców, gra powinna mnie zbliżyć do ludzi, ja się bardziej od nich oddalałem, co wcale nie było dla mnie nie na rękę. Lubiłem samotność, tylko ja i skrzypce w pustym pokoju. Wracając ze szkoły tylko o tym marzyłem. Wiele razy kłóciłem się sam ze swoim instrumentem, kiedy idealnie zagrane nuty, wcale nie brzmiały tak idealnie. Nie znosiłem grać, prostych piosenek dla dzieci, które mój nauczyciel mi serwował. Kiedy ćwiczyłem sam, rzucałem się na Bacha, Mozarta, Beethovena. Dlatego też szybko zrezygnowałem z tego, mało wnoszącego do mojej twórczości, nauczyciela. W wieku piętnastu lat zacząłem pobierać lekcje u jednego z lepszego skrzypków w naszym mieście. Widziałem jak ojciec siedział po godzinach w pracy, byle tylko móc opłacić te lekcje. Wiele razy chciałem zrezygnować choćby z tego powodu, ale uśmiech ojca za każdym razem, kiedy pokazywałem im nowy klasyczny utwór wygrywany na skrzypach, wynagradzał mi to. Chciałem się uczyć więcej, grać więcej, grać i jeszcze raz grać. To pochłaniało moje całe życie i czas. W tym samym czasie poznałem syna maestra Kima, który mimo ojca-skrzypka nie pałał miłością do muzyki klasycznej, wręcz przeciwnie. Taehyung należał do rockowego zespołu, gdzie grał na elektrycznej gitarze i śpiewał. Ubierał się na czarno, w skórzane, ciężkie kurtki. Nosił kolczyki w różnych dziwnych miejscach i zaczesane na bok, ciemne włosy. Nie łączyło nas zupełnie nic, pomimo to po jakimś czasie staliśmy się przyjaciółmi. Jeśli nie grałem na skrzypcach, spędzałem czas z Taehyungiem. Mimo tego całego, mrocznego stylu, chłopak nie był gburem, który mało, co o świecie wie. Mógłbym nawet powiedzieć, że to ukryty geniusz.

*

Odwróciłem się, by pobiec za blondynem i wtedy usłyszałem kolejny znajomy głos.
- Yoongi, zaczekaj. Yoongi! - krzyczał Taehyung, biegnąc trochę wolniej od mojego chłopaka.
Miał gitarę zawieszoną plecach, możliwe, że wracał z dzisiejszego koncertu. Wspomnienie wróciło. Umówiliśmy się, że wpadnie, co naszego mieszkania po koncercie. Kiedy zrównał ze mną kroku, poszedłem, trzymając się jego boku. Weszliśmy na korytarz, na którym stali moi rodzice. Podejrzewałem, że kiedy zobaczą Mina, nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie pomyliłem się.
- Gdzie on jest? Gdzie jest Jimin? - wrzeszczał na cały głos, a ja wcale go o to nie winiłem.
Pewnie zachowywałbym się jeszcze gorzej w jego sytuacji. Leżałbym martwy w rynsztoku, zapewne. On był inny, silny, opanowany. Jego zachowanie teraz, mimo wszystko, należało do opanowanych.
- Co ty tutaj robisz?! - matka zerwała się ze swojego siedzenia i podeszła do niego, łapiąc kołnierz jego koszuli w dłonie - To twoja wina - syknęła prosto w jego twarz.
Patrzyłem na tą całą sytuację i marzyłem tylko o tym, by mu odpuścili, zostawili, nie wpędzali w jeszcze większe poczucie winy, które i tak malowało się na jego twarzy.
- Ma pani rację, to moja wina. Dlatego właśnie muszę się z nim zobaczyć - powiedział pełen skruchy, co zdecydowanie do niego nie pasowało.
Delikatnie odsunął jej dłonie od siebie i podążył w dalszą drogę, prawdopodobnie, by przetrząsnąć każdą salę w poszukiwaniu mnie. Chciałem go przy sobie, jednak nie chciałem, by oglądał moje ciało w takim stanie. Zawsze powtarzał, że jestem piękny, ale co, jeśli teraz wcale taki nie byłem. Powinienem pójść sprawdzić, jak wyglądam, ale nie chciałem go zostawić samego. Mimo, że nie był świadom mojej obecności, nie mogłem go zostawić. Zauważyłem jak ojciec chwycił go za nadgarstek i zatrzymał.
- Nie powinno cię tu być, młody człowieku - wyszeptał do niego przez zaciśnięte zęby.
Podejrzewałem, że Yoongi nie wytrzyma i wybuchnie. Powie im prosto w twarz, co o nich myśli. Wyrzuci im, że nie interesowali się mną cały rok i teraz nie mają prawa decydować, kto powinien przy mnie być. Czułem po kościach, jak bardzo chce im powiedzieć, że to ich nie powinno tu być. Ale nic takiego nie nadeszło.

*

Moment, w którym się poznaliśmy dla reszty świata był zwyczajnym dniem. Mimo, że chodziliśmy do tej samej szkoły, nie znaliśmy się nawet z widzenia. Zawsze zastanawiałem się, czy to przeznaczenie, że poznaliśmy się, dopiero tamtego dnia. Byłem w drugiej klasie liceum, Yoongi w trzeciej. Trwał nabór do kółka muzycznego, które dopiero, co miało powstać. Zapisałem się z ciekawości, bo nie sądziłem, że szkolne zajęcia mogą nauczyć mnie więcej niż prywatny nauczyciel, na którego moi rodzice wydawali połowę swojej miesięcznej wypłaty. Może nie chciałem być już samotny, chciałem spotkać kogoś, kto jest tak samo pochłonięty muzyką jak ja. Wszedłem do sali, w której już gromadzili się inni uczniowie. Niektórzy mieli ze sobą gitary, dwóch chłopaków trzymało trąbki, byli także ci, którzy nie mieli w rękach nic. Podejrzewałem, że te osoby są pianistami. Blondyn był w tej części osób. Rozglądnęłam się, by dostrzec kogoś, podobnego do mnie, ale okazało się, że byłem jedyną osobą, grającą na skrzypcach. Siedziałem oddalony od innych, wpatrując się w swoje dłonie. Do momentu, kiedy nauczycielka nie kazała podzielić na się na grupy, według specyfikacji instrumentu. Kiedy wszyscy stali przy swoich grupach, on nadal siedział na krześle.
- Min Yoongi - pierwszy raz wtedy usłyszałem jego imię, które na dobre zapadło w mojej pamięci i wyryło w nim ogromną dziurę - Na czym grasz? - popatrzył na nauczycielkę dość tępo.
Wtedy mogłem mu się dokładnie przyjrzeć, bez posądzenia o wścibstwo, bo wzrok każdego na nim spoczął. Siedział na krześle wygodnie, mając nogę założoną na nogę. Jasne kosmyki w świetle słońca wydawały się lśnić. Długie rzęsy rzucały cień na policzki.
- Jestem producentem - odpowiedział pewnie, wyciągając ze swojego plecaka płytę.
Nauczycielka wpuściła ją do odtwarzacza, chcąc posłuchać na jakim poziomie jest. Słuchałem jak oczarowany, bo mimo, że nie interesowałem się muzyką nowoczesną, jego dzieło było inne. Uderzyło prosto w moje serce. Patrzyłem na niego, a wtedy on spojrzał prosto w moje oczy. Przez chwilę po prostu tak patrzyliśmy, po czym to ja pierwszy odwróciłem wzrok, czując jak rumienią się moje policzki. Kiedy znów na niego zerknąłem, już nie patrzył w moim kierunku.

*

Yoongi w końcu odnalazł salę, na którym trzymali moje ciało i wpatrywał się w szybę. Nie mogłem nic wyczytać z jego twarzy. To było dla mnie stresujące. Martwiłem się tym, nie odezwał się nawet do stojącego za jego plecami Taehyunga. Ufałem mu, ale gdzieś na tyłach mojej głowy pojawiła się myśl, że może chce mnie zostawić. Uciec, po zobaczeniu mnie w takim stanie. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Chciałem go dotknąć, ale wiedziałem, że nie mogę. Stałem z opuszczonymi ramionami wzdłuż mojego ciała i czekałem ja jego jakąkolwiek reakcję. Nadeszła dopiero, kiedy lekarka znów opuściła salę.
- Przepraszam, czy mógłbym wejść do Park Jimina? - zapytał pokornie, nie chcąc ukazywać, jak bardzo rozchwiany emocjonalnie jest.
- Kim pan dla niego jest? - spojrzała na niego nieco podejrzliwie.
No i padło to niezręczne pytanie, chociaż całe szczęście Yoongi nigdy nie wstydził się tego, co było między nimi.
- To mój chłopak - powiedział pewnie, patrząc jej prosto w oczy.
- Przykro mi, ale nie jest pan członkiem rodziny, będzie pan potrzebował ich zgody - uśmiechnęła się do niego miło i odeszła, sprawdzając coś w swoich notatkach.
Widziałem jak emocje buzują w nim jeszcze bardziej. Łzy pojawiły się w jego oczach, a pięść z impetem wylądowała na szybie, całe szczęście odpornej na to. Uderzał tak raz za razem, aż nie został odciągnięty przez Kima.
- Yoongi, przestań. To nic nie da - próbował mu przetłumaczyć, przytrzymując jego ciało.
- Ja go muszę zobaczyć - szlochał, chcąc z całych sił się wyrwać.
- Coś wymyślimy, nie rób scen.
Min osunął się na posadzkę, przytrzymując się jego nogi i dając upust swoim emocjom w postaci jeszcze większej ilości łez, skapujących z jego oczu. Serce mi się krajało na ten widok, nawet nie zorientowałem się, kiedy słone krople zaczęły moczyć także moje policzki. Ukucnąłem nad jego ciałem i przejechałem wierzchem dłoni po jego policzku. Wstałem i wszedłem do sali, sprawdzić co dzieje się z moim ciałem. Przy moim łóżku nie było już tak wielu lekarzy, teraz jedynie pielęgniarki kręciły się, co jakiś monitorując mój stan. Chciałem wrócić do swojego ciała, a nie stać jak ten głupi. Nie wiedziałem jednak jak mam tego dokonać. Usiadłem na krześle i dotknąłem swojej dłoni, ale to nic nie dało. Spróbowałem się położyć i wniknąć, ale to też poszło na marne. Sfrustrowany kopnąłem nogą w krzesło, a ono nawet nie drgnęło. To było dla mnie zbyt wiele. Przeczesałem palcami włosy, chcąc po prostu, by coś się zdarzyło. Może powinienem pójść w światło, kiedy była ku temu okazji. Jednak on mnie zatrzymał. Dlaczego? Skoro teraz nawet nie mógł być do końca przy mnie.

*

Po którychś zajęciach Yoongi odezwał się do mnie pierwszy raz. Wychodziłem ostatni z sali, przynajmniej tak myślałem, bo jak się okazało był w niej jeszcze on.
- Mogę pożyczyć twoje brzmienie? - zapytał, czym mnie wystraszył.
Odwróciłem się pospiesznie, przyjmując pozycję obronną. Kiedy zorientowałem się, że to on rozluźniłem wszystkie mięśnie. Chociaż nadal było to dla mnie dziwne. Uczęszczaliśmy na wspólne zajęcia już od ponad dwóch miesięcy i nigdy nie wypowiedział do mnie choćby najmniejszego słowa.
- Co? - ściągnąłem ze sobą brwi, bo w natłoku innych emocji, nie dotarł do mnie sens jego słów.
- Pytałem, czy mogę pożyczyć twoje brzmienie? - powtórzył ze swoim zwykłym nonszalanckim uśmiechem, a widząc grymas na mojej twarzy wskazał głową na futerał w mojej dłoni - Pomyślałem, że skrzypce dodają mojej nowej piosence smaczka.
- Smaczka? - oburzyło mnie to nieco, ale nie chciałem zgrywać panicza, po prostu nie lubiłem, kiedy ktoś wyśmiewał się z gry na tak klasycznym instrumencie, ale kiwnąłem głową na znak, że rozumiem - Czego ode mnie oczekujesz? - przełożyłem futerał w drugą dłoń, bo tak, w której trzymałem zaczynała boleć.
Musiał to zauważył, bo podszedł i odebrał ode mnie pudło, kierując się w przeciwnym kierunku od tego, w którym zmierzałem.
- Chodź za mną - poinstruował, już na mnie nie zerkając.
Nie protestowałem i podszedłem za nim bez słowa. Weszliśmy do dźwiękoszczelnego pomieszczenia, przeznaczonego do nagrywania. Usiadł na obrotowym krześle i z niezwykłą ostrożnością położył instrument na blacie. Czym mnie zaskoczył i zyskał moje uznanie. Może jednak nie był takim nieodpowiedzialnym facetem, za jakiego go miałem. Przygryzłem wargę, zajmując miejsce na wolnym krześle i czekając na jego dalsze działania. Wyjął płytę ze swojego plecaka i umieścił ją w odtwarzaczu. Instynktownie wstrzymałem oddech, bo jego piosenki naprawdę były dobre. Kiedy tylko zaczęły lecieć pierwsze nuty, zamknąłem oczy, całkowicie oddając się dźwiękom. Palce samoczynnie układały się na niewidzialnych strunach, a smyczek rozbrzmiewał w mojej głowie z każdym udawanym pociągnięciem. Zostałem wyrwany z transu dopiero w momencie, w którym muzyka ucichła. Opuściłem ręce na swoje kolana i otworzyłem oczy, których spojrzenie od razu spotkało się z tym blondyna. Jego oczy świeciły dziwnym blaskiem, a klatka piersiowa unosiła się szybciej niż powinna. Zdałem sobie sprawę, że znów dałem się ponieść. Wstałem szybko i chwyciłem za futerał, chcąc stąd uciec.
- Przepraszam - wyszeptałem, otwierając drzwi, ale zatrzymała mnie jego dłoń na nadgarstku.
- Uwielbiam, kiedy grasz.

*

Westchnąwszy wyszedłem z sali, znów korzystając z nieuwagi pielęgniarki. Rozejrzałem się dookoła. Na krzesełku siedział Taehyung, kilka metrów dalej mama spała wsparta o ramię ojca. Yoongiego nigdzie nie było. Zwątpiłem. Tak desperacko chciał się do mnie dostać, a teraz po prostu mnie zostawił? To byłoby dla mnie zbyt wiele, ale nie chciałem wierzyć, że byłby do tego zdolny. Wyjrzałem zza okno, orientując się, że zaczyna świtać. A więc od wypadku minęło już ponad dwanaście godzin, a moje ciało nadal pozostawało w tym samym stanie. Zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle kiedyś wrócę do pełni sił, czy już na zawsze pozostanę tak zawieszony pomiędzy jednym światem a drugim. Przetarłem dłonią oczy, musiałem się przewietrzyć. Zbiegłem schodami w dół, mijając głuchą ciszę, przerywaną jedynie dźwiękami chodzących maszyn i szeptami pielęgniarek. Na obrotowe drzwi nie miałem, co liczyć, wybrałem więc to wyjście, gdzie drzwi się rozsuwały. Musiałem spróbować, może chociaż takie urządzenie wyczuje moją obecność. Podszedłem bliżej, ale nic się nie stało. Zagryzłem wargę, podchodząc jeszcze bliżej, drzwi się rozsunęły. Patrzyłem na to, a uśmiech na mojej twarzy stawał się szerszy niż kiedykolwiek. Jednak w tym momencie obok mnie przeszedł mężczyzna w średnim wieku, najprawdopodobniej lekarz, wracający z nocnego dyżuru. Cały entuzjazm uleciał, chociaż jego namiastka wróciła, kiedy na zewnątrz zobaczyłem znajomą blond czuprynę. Wybiegłem zanim drzwi, zdążyłyby się zatrzasnąć i stanąłem przed nim. Palił papierosa, rozmawiając przez telefon. Dawno nie widziałem go palącego, pozbył się tego złego nawyku jeszcze w liceum.
- Hoseok, twoja siostra pracuje w tym szpitalu, prawda? Ja wiem, że to ryzykowne, ale wiesz, że to dla mnie jedyna szansa - mówił szybko, widziałem, że był zirytowany - Zapłacę ci nawet, jeśli tego chcesz. Ja muszę go zobaczyć. Oni nie chcą mnie do niego wpuścić, bo nie jestem jego pieprzoną rodziną, rozumiesz to? - wrzeszczał do słuchawki - Jesteś moją ostatnią nadzieją - słuchał uważnie i sam złapałem się na tym, że również czekałem na odpowiedź jego przyjaciela - Dobrze będę czekał na telefon - rozłączył się i zaciągnął się papierosem.

*

Od tego momentu dwie godziny po muzycznych zajęciach spędzaliśmy razem, by przygotować piosenkę. To wydawało się proste, bo nuty jakby same układały się w mojej głowie, ale Yoongiemu ciągle coś nie pasowało. Normalnie powinno mnie to denerwować i zrezygnowałbym przy pierwszej lepszej okazji, ale ja jedynie śmiałem się z jego zaciętej miny i grałem kolejny raz. Czasami po prostu myślałem, że nie chce skończyć nigdy tej piosenki albo jest prawdziwym perfekcjonistą. Pewnego wieczoru, kiedy gra zajęła nam troszkę więcej czasu niż oczekiwaliśmy, wyszliśmy na szkolny parking, gdzie miał zaparkowany samochód. Ja niestety, musiałem poczekać na autobus, który po kwadransie miał się pojawić na pobliskim przystanku.
- Spieszysz się do domu? - zapytał, opierając się ramieniem o pojazd i odpalając papierosa.
- Powinieneś to rzucić - powiedziałem, ignorując jego pytanie i wskazując palcem na to świństwo.
Na moje słowa jedynie, oscjentacyjnie się zaciągnął, wypuszczając chmurkę dymu w niebo. Pokręciłem zrezygnowany głową, ale dalej nie ruszyłem się, by od niego odejść.
- Wsiadaj, zabieram cię gdzieś - rzucił, uśmiechając się zadziornie.
Patrzyłem na niego mało rozumnie. Nie mogłem rozgryźć tego chłopaka. Od początku wydawał mi się zagadką.
- Mam to traktować jak randkę? - zaśmiałem się, żartując sobie z niego.
Wsiadłem na siedzenie pasażera, ignorując zupełnie to, że dziś miałem poćwiczyć utwór Bacha. Wystukałem wiadomość i wysłałem ją do rodziców. Nigdy mi się nie zdarzało wracać później, niż oznajmiałem, więc wolałem ich poinformować zanim zawiadomiliby policję. Czekałem aż chłopak wypali papierosa i wsiądzie, bym mógł go zapytać dokąd chce mnie zabrać. Jednak jego słowa mnie uprzedziły, a po nich nie byłem w stanie myśleć o tym, gdzie mnie wiezie.
- Tak, bo to jest randka.

Zaparkował w zupełnie nie znanej mi części miasta. Ta dzielnica należała raczej do ubogich, więc nigdy nie zapuszczałem się sam w te okolice.
- Co my tu robimy? - zapytałem, zatrzaskując drzwi samochodu.
- Nie marudź i chodź - wyciągnął dłoń, bym poszedł za nim.
Zagryzłem wargę, rozglądając się dookoła. To miejsce wydawało się straszne. Podbiegłem do niego, ściśle pilnując jego boku, by w razie czego się za nim schować.
- Chcesz mnie tu zamordować i zakopać, by nikt nie znalazł mojego ciała? - zadałem pytanie, czując dreszcze na całym ciele.
- Tak, masz rację. Zaczekaj chwilę, zapomniałem łopaty z bagażnika - odpowiedział poważnie, na co moje oczy rozszerzyły się nienaturalnie.
Zostawił mnie i wrócił się, a ja zastanawiałem się, w którą stronę uciekać.
- Yoongi - pisnąłem, nie mając pojęcia, co się dzieje.
Blondyn zaczął się śmiać i wrócił do mnie, od razu łapiąc moją dłoń w swoją. Dłoń zapiekła, jakby iskra przeskoczyła z jego ciała prosto na moje, ale nie wyrwałem się. Byłem przerażony, a jego obecność dodawała mi otuchy.
- Ze mną nic ci nie grozi - powiedział pewnie i ruszył przed siebie, ciągnąc mnie za sobą.
Po paru chwilach usłyszałem dźwięki muzyki, co mnie zdziwiło, bo nie spodziewałem się muzyków w takim miejscu jak to. Wyszliśmy zza zakrętu, a moim oczom ukazała się niemal cała uliczna orkiestra. Uśmiechnąłem się mimowolnie, mocniej ściskając dłoń Yoongiego. Podeszliśmy bliżej i stanęliśmy przed muzykami, wsłuchując się w ich grę. Może nie byli umyci, nie pachnieli najlepiej, ich ubrania nie były z najwyżej półki, ale ich radość z trzymania w dłoni instrumentu była pokrzepiająca. Uśmiech gościł na ich twarzach, każdej z osobna. A wszyscy razem tworzyli światełko w tunelu. Patrzyłem na ten obrazem zainspirowany. Takiej radości nie zobaczy się nigdy w filharmoniach, gdzie króluje ład i porządek.
Nie mam pojęcia, ile tak staliśmy, ale to wcale nie było męczące. Dużo bym dał, żeby z nimi zagrać, ale wiedziałem, że jestem na niższym poziomie niż oni. Gdybym z nimi zagrał bardzo bym odstawał. Posyłali w moją stronę swoje radosne uśmiechy, które mogłem jedynie odwzajemniać. Zrobiło się kompletnie ciemno, a oni zaczęli chować swoje instrumenty. A my nadal tam staliśmy, z mojego powodu, bo moje serce biło szybko po tym przeżyciu.
- Tego właśnie brakuje mi w twojej grze - usłyszałem, kiedy zostaliśmy już całkiem sami, w świetle ulicznej lampy.
A więc on też to zauważył, dlatego nie mogliśmy skończyć piosenki przez tak długi czas. Odwróciłem się do niego, położyłem jedną dłoń na jego policzku, by później go ucałować.
- Dziękuję - szepnąłem, wracając na swoje miejsce i czerwieniąc się soczyście.
- Za taką randkę chyba powinienem dostać nieco więcej - powiedział pewnie, nieco zawadiacko i poczułem jak obraca mnie w swoją stronę, unosząc podbródek dwoma palcami.
Zmniejszył odległość między nami i połączył nasze wargi w czułym pocałunku. Szybko go odwzajemniłem, bo podobała mi się miękkość jego warg.

*

Minął cały dzień, a nic się nie zmieniło, no może oprócz tego, że lekarka poinformowała rodziców o tym, że udało im się ustabilizować mój stan, ale nie mają pojęcia jak duże są uszkodzenia mojego mózgu. Jednak Yoongiego nadal nie było przy mnie, oczywiście fizycznie, ponieważ psychicznie trwał przy mnie cały czas. Od momentu telefonicznej rozmowy siedział cały czas na krześle, nie ruszając się nawet na krok. Nawet moi rodzice nie mogli nic z tym zrobić. Całe szczęście już mu odpuścili i nie wołali ochrony za każdym razem, kiedy obok nich przechodził. Wiedziałem, że czekał na telefon od swojego przyjaciela, ale on jak na złość nie przychodził. Sam już straciłem nadzieję, kiedy w korytarzu pojawiła się kobieta, która spoglądała znacząco w stronę blondyna. Jednak on wydawał się jej nie zauważać. Chciałem szturchnąć go w ramię, by na nią spojrzał, ale zapomniałem, że i tak by nie poczuł mojego dotyku. Całe szczęście odwrócił się tam szybciej niż później. Od razu rozpoznał młodą kobietę i szybkim krokiem zmierzył w jej kierunku. Długo debatowali, a ja zostałem na miejscu, przyglądając się im. Na twarzy mojego ukochanego na chwilę zagościł uśmiech, który szybko schował za maską smutku, by nikt się nie domyślił, ale ja już wiedziałem, że mu się udało, że zakradnie się do mnie i będę mógł poczuć jego dotyk. Sekretnie wierzyłem, że tylko to może sprawić, że się obudzę. Euforia przeszła przez moje ciało i jedyne, co chciałem to znaleźć się jak najszybciej w sali, by móc oczekiwać jego przyjścia. Wślizgnąłem się, zostawiając go na korytarzu samego. Usiadłem na krzesełku przy swoim łóżku, posyłając delikatny uśmiech postaci pod wszelkimi rurkami. Moje brązowe włosy opadały na czoło, ale nadal można było zobaczyć długą szramę. Bardzo chciałem sobie przypomnieć powód, dla którego doszło do wypadku, ale nie mogłem. Jakby ta część wspomnień nie istniała. Zdarta skóra na policzku, złamana ręka. Nie miałem pojęcia, jak Yoongi zareaguje na widok takiego mnie. Siedziałem i czekałem, mijały godziny, ale nic się nie działo. Kiedy już zupełnie traciłem nadzieję, dyżurna pielęgniarka wyszła, opuszczając swoją zmianę. Wtedy zobaczyłem jego. Wbiegł do sali, a za nim młoda kobieta. Zaalarmowane pielęgniarki poderwały się z miejsc, chcąc wezwać ochronę.
- Pozwólcie mu tylko go zobaczyć - krzyknęła znajoma Yoongiego.
Wstrzymałem oddech, oczekując ich decyzji. Każda wróciła do swoich zajęć, chcąc udawać, że o niczym nie wiedzą i niczego nie widziały. Byłem im za to wdzięczny i obiecałem sobie, że kiedy tylko się obudzę podziękuję im za to. Szybko pojawił się przy moim łóżku i złapał za dłoń. W ogóle nie wydawał się przerażony moim wyglądem, na jego twarzy malowała się ulga, że w końcu może mnie zobaczyć.
- Ohh... Jiminie, przepraszam, że musiałeś tyle czekać - ucałował wierzch mojej dłoni, a mi zachciało się płakać, bo wyobrażenie, że jegoj dotyk sprawi, że cudownie się uzdrowię, prysł jak bańka mydlana.
Nie poruszyłem się nawet o milimetr. Nawet moje serce nie zabiło mocniej. Mimo wszystko i tak cieszyłem się, że on przyszedł, że był tutaj obok mnie. Przeczesał palcami moje włosy, kochałem kiedy to robił. Przejechał opuszkiem palca po bliźnie, co ścisnęło mnie za serce. Chciałem sie już obudzić i wtulić się w jego ramiona, ale nie wiedziałem jak. Gdyby tylko ktoś mi podpowiedział. Nagle coś się zmieniło. Jego postawa się zmieniła. Nie wiedziałem co się dzieje. Wstał i zaczął się miotać wokół własnej osi, jakby czegoś szukał. Bez uprzedzenia opuścił salę, zostawiając moje ciało, znów całkiem samo. Wybiegłem za nim, ale nie mogłem go dogonić, więc widziałem jedynie, jak zmierza w stronę wyjścia. Mój świat pękł.

*

- Dlaczego nie pozwolisz mu posłuchać naszej piosenki? - zapytałem, leżąc na kolanach chłopaka w jego pokoju.
- Mówiłem ci, że nie jest jeszcze skończona - przeczesał palcami moje włosy i schylił się, by ucałować moje wargi - Nie nalegaj. Pokażę ci ją, kiedy będzie gotowa.
Zrobiłem niezadowoloną minę i przejechałem dłonią po jego przedramieniu.
- Tworzysz tą piosenkę już od dziesięciu miesięcy - zarzuciłem mu, robiąc obrażoną minę, bo miałem wrażenie, że piosenka jest już dawno skończona, po prostu moja gra okazała się tak kiepska, że nie chce mi jej pokazać, bym się nie smucił. I tak twierdził, że się przepracowywałem. Ale ja wiedziałem, dlaczego tak ciężko ćwiczyłem. Chciałem dostać się na najlepszą muzyczną uczelnię w naszym mieście. By móc dalej grać na skrzypcach i chodzić do tej samej szkoły, co on. Moi rodzice go nie akceptowali, więc kiedy skończył liceum udaliśmy nasze zerwanie i zaczęliśmy spotykać się potajemnie. Najczęściej w jego akademiku. Gdyby rodzice wiedzieli, że nadal się z nim spotykam, nie pozwoliliby mi się wyprowadzić na studia, zważywszy na to, że uczelnia znajduje się w tym samym mieście. A ja pragnąłem zamieszkać z Yoongim i rozpocząć z nim wspólne życie. Jednak, żeby to się stało musiałem skończyć liceum, pokazać rodzicom jakim jestem dobrym dzieckiem i ćwiczyć grę na skrzypcach do upadłego - Chcę już z tobą mieszkać - jęknąłem i obróciłem się bokiem, by położyć głowę na jego brzuchu i ciaśniej się w niego wtulić - Nawet, gdybyśmy mieli mieszkać w tej klitce - wskazałem dłonią na jego mały pokój, który ograniczał się do łóżka, szafy i biurka z krzesłem.
Zachichotał i pomasował moje plecy.
- Jeszcze trochę - ucałował moje włosy. Wiedziałem, że chce tego samego i tylko czeka aż te kilka miesięcy minie. Rozpoczął pracę w firmie swojego ojca weekendami, by zacząć odkładać na nasze mieszkanie. Ja czasami po szkole też łapałem jakieś dorywcze prace, ale zwykle zostałem przyłapywany przez rodziców, którzy twierdzili, że nie potrzebuję pieniędzy, bo oni dają mi na własne wydatki i mam się skupić jedynie na skrzypcach. Jasne, że chciałem jedynie ćwiczyć, ale nie mogłem pozwolić, by to Yoongi poświęcał każdą wolną chwilę, aby zarabiać na nasze wspólne życie - Co tym razem powiedziałeś rodzicom?
Westchnąłem, nienawidziłem ich okłamywać, ale jeśli taka była cena spotkań z Yoongim byłem gotowy się poświęcić. Odsunąłem się, by spojrzeć mu w oczy.
- Powiedziałem, że idę na koncert Taehyunga - zagryzłem dolną wargę.
Ściągnął brwi, tak, że powstała z nich jedna linia.
- I oni w to uwierzyli? - zaczął się śmiać, przyciągnął mnie do siebie na dłuższego buziaka.

*

Przechadzałem się korytarzem, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Od wczorajszej ucieczki Yoongi się nie pojawił. Zaczynałem tracić nadzieję, może jednak przeraził się dalszego życia ze mną. W końcu nie wiadomo czy mój mózg będzie sprawny. Rozpłakałem się, czując zupełną bezsilność. Uniosłem głowę i wtedy oślepiło mnie światło, to samo, które pojawiło się przede mną kilka dni. Tym razem raniło moje oczy, więc musiałem zrobić z dłoni daszek, by móc na nie patrzeć. Ponownie czułem się przez nie wciągany, nawoływany, jakby było stworzone tylko dla mnie. Miałem ochotę się poddać, wejść w nie i pożegnać się na dobre z tym światem, ale coś mnie od tego odciągnęło. Muzyka. Kliknij! Coraz głośniejsza, rozbrzmiewająca nie tylko w moich uszach, ale i całym budynku. Odwróciłem się od jasności i pobiegłem w stronę sali, na której znajdowało się moje ciało. Wbiegłem tam, bo drzwi były otwarte, a wszyscy wpatrywali się w moje łóżko. Nawet rodzice, którzy stali zaraz obok lekarki. Przy łóżku stał Yoongi z moimi skrzypcami w dłoni. Ale wcale nie na nim spoczął mój wzrok, a na słuchawkach, które założone zostały na moje uszy. Wsłuchałem się w melodię i zorientowałem się, że to piosenka, nad którą pracowaliśmy z blondynem. Wreszcie ją skończył.
Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się obrazy, związane z wypadkiem. Jakby ktoś przewinął płytę.
Wróciłem z uczelni, chciałem odkluczyć drzwi, ale one były otwarte, co było dziwne, bo Yoongi powinien być jeszcze na zajęciach. Może zapomniałem zamknąć, chociaż to było do mnie niepodobne. Wszedłem do środka, zdejmując buty i kurtkę, którą zawiesiłem na wieszaku w przedsionku. Wszedłem głębiej i dostrzegłem plecak blondyna. Zajrzałem do kuchni, ale tam go nie było, zajrzałem do sypialni w tym samym momencie, w którym wyszedł z łazienki.
- Cześć, kochanie - rzucił, posyłając mi uśmiech.
- Heeej - przeciągnąłem, bo faktycznie nie miałem pojęcia, co robił w domu - Nie jesteś na zajęciach? - odłożyłem futerał na podłogę przy biurku.
- Wyszedłem wcześniej - powiedział niepewnie - Muszę iść do pracy - niemal wyszeptał, bo doskonale wiedział jak tego nie lubię.
- Znowu, Yoongi? - warknąłem.
Zaczynał robić to notorycznie, tłumacząc się tym, że brakuje nam pieniędzy, by opłacić oba czesne. Musieliśmy zacząć się utrzymywać sami, kiedy moi rodzice się od nas odwrócili, a jego rodzice wyprowadzili się do Europy.
- Wiesz, że mamy trudną sytuację - zawsze ta sama wymówka.
Od zawsze marzył o tym, żeby zostać producentem, a teraz opuszczał niemal wszystkie zajęcia, po to, żeby pracować. Po to, żebym ja mógł się uczyć. Powinienem być mu za to wdzięczny, ale nie byłem. Nie chciałem, by porzucał swoje marzenia na rzecz moich.
- Mówiłem, że pójdę do pracy - powiedziałem, troszkę spokojniej, nie chcąc kolejny raz wszczynać awantury.
Pokręcił przecząco głową.
- Ty musisz się uczyć. Seulska filharmonia nie przyjmie kogoś, kto ma dłonie zbrukane fizyczną pracą - wbił wzrok w podłogę - Myślę, o tym, żeby rzucić studia.
Myślałem, że się przesłyszałem, że wcale nie wypowiedział tych słów, a wyobraźnia płata sobie ze mnie figle.
- Co z zostaniem producentem i założeniem własnego studia? To już się nie liczy? - krzyknąłem, bo to było powyżej moich nerwów.
- Twoje marzenie, jest ważniejsze - szepnął - Nie komplikuj. Już złożyłem papiery - zakończył, myśląc, że i ja na tym poprzestanę.
- Co zrobiłeś? Nie ma mowy! Nie pozwolę ci! - wybiegłem z pomieszczenia, zakładając na siebie kurtkę i buty i w pośpiechu opuszczając mieszkanie.
Musiałem dostać się jak najszybciej na naszą uczelnię i wytłumaczyć, że ten wniosek to zwykłe nieporozumienie. Nie mogłem pozwolić mu, by nienawidził mnie całe życie. Usłyszałem jeszcze za sobą jego głos, ale wiedziałem, że dopiero, co opuszcza mieszkanie, kiedy ja wybiegałem na ulicę. Odwróciłem się w stronę bloku i jedyne, co poczułem to przeszywający ból, wylądowałem na masce, ciemnego samochodu. Moja głowa obiła się o przednią szybę, roztrzaskując ją. Po tym upadłem na bruk, przejeżdżając o nim policzkiem. Jeszcze przez chwilę kontaktowałem, ale moje powieki z każdym mrugnięciem stawały się coraz bardziej ociężałe, aż w końcu nie zdołałem ich otworzyć i zapadłem w ciemność.

Tym razem poczułem, jak moje ciało mnie woła i przyciąga do siebie, więc się temu poddałem. Wchłonąłem sam w siebie.
Odzyskałem świadomość, ale nadal nie mogłem uchylić powiek. Nie miałem pojęcia, co się stało i gdzie jestem. Poruszyłem palcem, by dać komukolwiek znak, że żyję. Bolała mnie okropnie głowa, ręka, całe ciało miałem poobijane. Ale było coś, co dawało mi w tym wszystkim ukojenie. Muzyka docierająca do moich uszu. Znałem tą melodię, chociaż nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Zmusiłem się z całych sił, by uchylić powieki, ale trwało to dość długo. Każda próba kończyła się niepowodzeniem i bólem całego ciała. Jednak nie mogłem tak tego zostawić, nie mogłem się poddać, dać się wchłonąć ciemności, która wytworzyła się przed moimi oczami. Uchyliłem delikatnie jedną powiekę, która równie szybko opadła, ale to już był postęp, musiałem kontynuować. W końcu udało mi się otworzyć oboje oczu. Poczułem jak nagromadzone powietrze w płucach opuszcza je, co spotkało się z bólem rozchodzącym się po mojej klatce.
- Jimin - usłyszałem i zaraz nade mną zawisła jedyna osoba, którą chciałem zobaczyć.
Mój ukochany, Min Yoongi.




10 komentarzy:

  1. Po raz kolejny płaczę, świetne! :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaakie cudownie! Piękne, naprawdę ^_^
    Pomimo, że widać, że w dużym stopniu to opko jest inspirowane "Zostań, jeśli kochasz" to i tak wyszło świetnie!
    Ach, czekam na resztę shotów z wielką niecierpliwością,
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za słownictwo, ale to było tak cholernie dobre. Te przerywniki o przeszłości, początkach.. no po prostu cud, miód i malina. Sprawiały, że nie tworzyło to jednej wielkiej dramy. Ogólny zarys jest rzeczywiście podobny do filmu, ale to nie ma znaczenia, bo świetnie opisałaś uczucia i napisałaś dialogi. Czekam na więcej twoich dzieł!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu jak włączyłam sobie to say something to zaczęłam płakać. Myślałam już ze jimin raczej się nie obudzi i naprAwdę płakałam bo zalowalam jego pracy włożonej w skrzypce, która miała się zmarnować przez jego śmierć. Dobrze ze jednak się zbudził. TO, ze Yoongi chcial pokazac mu w końcu ich wspólną piosenkę bardzo mnie wzruszylo. yoongi nie sądził pewnie ze jimin się obudzi więc gest ten miał raczej charakter symboliczny, a to podniosło moim zdaniem wartość tej chwili. Bardzo podobał mi się pomysł konstrukcji tej opowieści (chialam napisać "shota" ale stwierdziłam że to było zbyt piękne by nazwać to zwykłym "shotem" hah) tj. wstawki z ich przeszłości.na koniec dodam jeszcze raz ze bardzo to było piękne i gdyby istniało więcej ff na takim poziomie to byłabym szczęśliwa. Gratulacje dla autora bo zazwyczaj (w sumie nigdy ) nie komentuje prac






    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie bardzo dziękuję za komentarz <3

      Usuń