poniedziałek, 29 lutego 2016

Lustro cz.1 - Odkrycie

Witam ^^
Przychodzę do Was z nowym opowiadaniem. 
Jest to moje pierwsze, więc nie ukrywam, że trochę się stresuje. 
Akcja dzieje się w Korei Południowej na przestrzeni lat 2201- 2220. 
Głównymi bohaterami są Jin i Taehyung. 
Czego możecie się spodziewać? Na pewno dużej ilości magii, przemyśleń, zwrotów akcji itp. 
Uwagi: świat został wymyślony, jak i wszystkie w nim wynalazki, substancje, narzędzia przeze mnie. Jest to moje wyobrażenie sobie rzeczywistości, za dwieście lat. 
Chyba już się napisałam, więc zapraszam do czytania!
Dajcie proszę znać, jak mi poszło!

Pairingi, które się tu pojawią: Vmin, Vkook, NamJin, YoonJin + różne dodatki, które przyjdą mi do głowy. 

Gatunek: AU, Angst, Fantasy 

~GinGin
Ps. Wielkie podziękowania dla Martynki 

Rok 2202, 18 stycznia.
Korea Południowa.
Mała wieś w Jeolli Północnej.

Hoseok gasił ogień gaśnicą, jednocześnie szukając źródła słyszanego płaczu. Wiedział, że teraz liczy się każda sekunda. Biegł szybko i ostrożnie, by przypadkiem nie spowodować zawalenia konstrukcji, co w tej chwili było bardzo łatwe. Dom płonął już od dobrej godziny, więc jego czas na odnalezienie ocalałych kończył się. Mimo specjalnego kombinezonu i sprzętu, czuł  niewyobrażalne gorąco, które utrudniało mu zadanie.
Klął w myślach na fakt, że został przydzielony akurat do jednostki położonej na wsi. O tej porze roku w tych rejonach panowała susza, a budynki były zbudowane z tworzyw łatwopalnych, więc Jung nie mógł nawet na chwilę odetchnąć. Ciągle dostawał wezwania o pożarach, przez co stale czuł się niewsypany i zmęczony, a przede wszystkim zdekoncentrowany.
Właśnie to zdekoncentrowanie, przeszkadzało mu teraz odnaleźć poszukiwaną osobę - a raczej małego człowieka. Hoseok po tylu latach pracy bez problemu potrafił rozróżnić płacz dorosłego od płaczu dziecka, a nawet płaczu niemowlaka, który prawdopodobnie teraz słyszał.
Pot lał mu się z czoła, a gaśnica przestawała współpracować, uwalniając coraz to mniej proszku z węża. Czas naprawdę się kończył, a on nadal błądził.
Nagle usłyszał beznamiętny głos w słuchawce.
- Hoseok, zgłoś się.
- Zgłaszam się. – Wymamrotał. Był już bardzo zmęczony.
- Masz trzy minuty. Potem wychodzisz.
- Zrozumiałem.
Jung spanikował. Pierwszy raz w życiu poczuł, że może kogoś nie ocalić. Dziecko będzie żyło, a on je opuści, skazując na pewną śmierć, bo taki jest rozkaz. Zagryzł wargę i zamknął oczy. Nie pozwoli na to. Nie pozwoli, by mały człowiek zginął przez jego roztargnienie. Wsłuchał się uważnie i starał się wyłapać każdy możliwy dźwięk. Płacz, intensywny płacz.
Gdzie on jest, Jung? Dasz radę…
Po chwili uśmiechnął się do samego siebie. Znalazł.
Jak poparzony zbiegł po schodach, które skrzypiały po każdym jego korku. Kopnął stopą w płonące drzwi, wyłamując przy tym zawiasy. Drewno opadło na podłogę, a Jung szybko wszedł do pokoju. Kołyska. Eureka.

***

Rok 2202, 18 Stycznia.
Korea Południowa.
Ośrodek medyczno-badawczy w Incheon

Urzędniczka właśnie kończyła wypisywanie danych w raporcie. Wiedziała, że nie powinna tego robić przed wypisaniem osoby ze szpitala, ale od zawsze nie znosiła marnotrawienia czasu, do której zmuszali ją lekarze. Siedziała na białym krześle i z nudów przyglądała się chłopcu leżącemu w miętowym łóżeczku. Miała nadzieję, że badania wykażą, że dziecko należy do zmarłych właścicieli domu. Nie miała ochoty na kolejne przeszukiwania baz danych i katalogów społecznych.
Dziecko leżało spokojnie owinięte niebieskim kocykiem. Na twarzy miało maskę, która co parę sekund wypuszczała drobne ilości gazu odurzającego, prosto w rozchylone usta niemowlaka. Rin była za to wdzięczna, dzięki temu nie musiała słuchać żadnego gaworzenia czy płaczu.
Przeczesała palcami końcówki włosów i poprawiła kołnierzyk szarej koszuli. Nie znosiła czekać. Nigdy nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Przeniosła swój wzrok na szklane pulpity, wyświetlające różne, tajemnicze wykresy, liczby i wzory. Obok nich znajdowała się duża maszyna, pompująca zieloną maź, do małych, plastikowych buteleczek. Nic więcej, czemu mogłaby poświęcić swoją uwagą czy zainteresowanie.
Westchnęła cicho. Po chwili usłyszała dźwięk rozsuwanych drzwi. Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna odziany w biały kitel. Obok niego stał robot, trochę przestarzały jak na te czasy. Nawet nie był podobny do człowieka. Wyglądał bardziej jak stwór poskładany z trzech prostokątnych klocków, na których znajdowało się mnóstwo przycisków i parę świecących na czerwono diodek.
Robot podjechał do szklanych pulpitów i wyświetlił na nich obraz trzech różnych nici DNA.
Mężczyzna przez dłuższy czas przyglądał im się w skupieniu, by w końcu zaszczycić Rin spojrzeniem.
- To dziecko na pewno należy do zmarłych, ich markery DNA się zgadzają.
Kobieta kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko.
Lekarz zgromił ją wzrokiem, doskonale rozumiejąc skąd wziął się u urzędniczki ten nagły entuzjazm.
- Wypisała pani raport przed moją diagnozą, prawda? – Wiedział, jaka jest odpowiedź. Nie pytał, by ją usłyszeć, tylko po to, by samemu pozostać czystym.
- Oczywiście. – Odparła bezdusznie. Jeszcze nigdy nie miała problemów związanych z tym konkretnym aktem niesubordynacji, dlatego czuła wielką pewność siebie.
- Rozumiem. Przygotować transport, który zawiezie go do ośrodka czy poczekać na telefon do rodziny?
-Telefon to czysta formalność. - Kobieta odłożyła swoją teczkę i wyjęła z kieszeni marynarki małą słuchawkę. - Może pan już przygotować kierowcę.
Rin wyszła z pomieszczenia, by spokojnie móc zadzwonić do najbliższych krewnych niemowlaka. Nie miała wątpliwości, że rozmowa zakończy się tak, jak wszystkie inne. W jej wieloletniej karierze, jeszcze nigdy nie zdarzył się przypadek, gdy ktoś z rodziny chciał przygarnąć osierocone dziecko.
Ludzie nie mieli na to czasu, pieniędzy, czy chociażby ochoty. Dzieci to udręka, a sieroty… Sieroty powinny trafiać do ośrodków dla nich przeznaczonych. Dlatego Rin nie rozumiała, dlaczego w jej obowiązkach widniał nakaz wykonywania tych głupich telefonów.

***

Lekarz stał już drugą minutę i wpatrywał się w  dziecko leżące spokojnie w łóżeczku. Przypominało mu ono czasy, kiedy jego syn był niemowlęciem. Wyglądało bardzo podobnie. Pucułowate policzki, duże usta, kurczowo zaciśnięte piąstki. Fin miał ochotę dotknąć chłopca, pogłaskać po policzku, ale wiedział, że gdyby ktoś go przyłapał, mógłby zostać za to skazany. W pracy nie wolno mu było okazywać tego typu uczuć. Zasady ustalone w szpitalu mówiły jasno, że lekarz nie ma prawa dotykać bezpośrednio pacjenta. Do tego służyły roboty.  Dzięki temu doktorzy nie przywiązywali się do chorych i podchodzili do nich bardziej profesjonalnie. Szatyn na co dzień popierał ten rodzaj myślenia, jednak teraz… Teraz czuł potrzebę okazania maluchowi bliskości.
  Stał więc tylko i patrzył z lekkim uśmiechem. Modlił się w duchu, by chłopczyk trafił do jego rodziny. Wiedział, że jeżeli przyjmą go do ośrodka, zostanie wyprany  z marzeń i emocji. Nie będzie mógł podjąć normalnej pracy, czy pójść do szkoły. Z góry zostanie skazany na bycie żołnierzem.  O ile przeżyje kwalifikacje…
Jego rozmyślania przerwał dźwięk rozsuwanych drzwi. W przejściu stanęła urzędniczka, która wyglądała, jakby była w ciężkim szoku. Patrzyła nieprzytomnym wzrokiem na Fina, z szeroko otwartymi ustami. Lekarz nie wytrzymał tej dziwnej ciszy.
- Czy coś się stało? – Spytał delikatnie zmartwiony.
- P-proszę odwołać tra… Transport. Dziecko zostało zaadoptowane.

***

Rok 2202, 19 stycznia.
Korea Południowa
Mieszkanie państwa Kim w Seulu.

Jin patrzył na maluszka już drugą minutę. Nie mógł wyjść z podziwu, jak jego siostra mogła urodzić tak śliczne dziecko. Taehyung był naprawdę uroczym niemowlakiem. Ubrany w białe, puchate śpioszki i pijący łapczywie mleko z butelki. Wyglądał uroczo.
- Jest taki cudowny… - Mruknął, nadal nie odrywając wzroku od chłopczyka.
- Idealny.
Namjoon zbliżył się do swojego męża i objął go w pasie. Ucałował blady policzek, a potem sam spojrzał na dziecko w kołysce.
Mężczyźni byli młodą parą, mieszkali ze sobą zaledwie od kilku tygodni. Nie myśleli jeszcze o małżeństwie, a tym bardziej o adoptowaniu dziecka. Chcieli się bliżej poznać zanim podejmą takie kroki. Poza tym, sytuacja finansowa też nie należała do sprzyjającej powiększeniu rodziny. Mon dopiero zaczynał pracę jako nauczyciel, a Jin ledwo załapał się na staż w laboratorium.
Nikt nie spodziewał się, że nagle przygarną sobie dziecko.
Jednak po telefonie od pani z urzędu nie mogli postąpić inaczej. Nie wyobrażali sobie zostawić chłopczyka na pastwę losu w ośrodku. Tak, Namjoon i Jin należeli do pięciu procent intelektualistów na świecie. Intelektualistów  z uczuciami. I właśnie dlatego nie musieli się zastanawiać nad decyzją adopcji.
- Nawet nie chcę wiedzieć, co by się z nim stało gdybyśmy odmówili. – Powiedział cicho starszy i przykrył Tae zielonym kocykiem.
- Nie myśl o tym. – Odpowiedział młodszy, ponownie muskając ustami policzek chłopaka.
- Chcę go dobrze wychować. Nawet jeśli czasy nie sprzyjają.
- Najważniejsze w wychowaniu są podstawy. – Mruknął Mon i uśmiechnął się szeroko. - A my damy mu najlepsze na jakie nas stać.

***

Rok 2220, 22 Kwietnia.
Korea Południowa.
Placówka kształcenia młodzieży, numer 8 w Seulu.

Taehyung przeczesał palcami swoje kolorowe kosmyki. Szedł spokojnie po korytarzu, kierując się w stronę tylnej bramy. Nie miał zamiaru iść na pierwszą lekcję. Nie przepadał za lekcjami technologii medycznej, a nauczycielka wyjątkowo działa mu na nerwy. Potrafił zignorować jej sztuczny uśmiech, łatwowierność i brak myślenia. Większość ludzi robiła dokładnie to samo, więc Kim zdążył przywyknąć. Ona jednak posiadała cechę, której nie mógł znieść. Była bezkrytyczna. Pobłażała każdemu na lewo i prawo, ciągle mówiła o „równości zdań i poglądów”, podczas gdy sama nie miała żadnych.
V unikał jej lekcji jak ognia, bo czemu by nie? Cały materiał przerobił z rodzicami już dawno temu, dzięki czemu osiągał naprawdę zadowalające wyniki. Nigdy nie dostał żadnego upomnienia od nauczycielek za zrywanie się z zajęć, pewnie dlatego, że zawsze kupowały bajeczkę o nagłej wizycie u lekarza. W sumie nie wiedział czy kupowały, czy MUSIAŁY kupować. Nie miały prawa podważać jego wymówek, rząd przecież wyraźnie podkreślił, że uczeń ma się czuć w szkole „komfortowo i wygodnie”.
To, że większość uczniów nie potrafiła tego wykorzystać i chodziła na wszystkie lekcje, nawet jeśli nic z nich nie rozumiała, to inna sprawa. Tae nie zamierzał ich uświadamiać, ani niczego im ułatwiać. Głęboko wierzył, że kombinowanie i bunt były zachowaniami zarezerwowanymi dla ludzi inteligentnych, a w tej szkole Kim - oprócz siebie - takich osób nie znalazł.
Co prawda Jimin, chłopak V, miał czasem przebłyski geniuszu, ale to nadal były tylko przebłyski, czyli stanowczo za mało, by zaspokoić umysłowe potrzeby  Tae.
Zaspokajał za to potrzeby fizyczne i rozrywkowe, więc Kim nie narzekał. Wiedział, że Park i tak jest najlepszym, co mógł wybrać z tej szarej masy debili w jego wieku. W sumie… Był najlepszym, co mógł w ogóle wybrać spośród ludzi, których znał.
Oprócz swoich rodziców i samego siebie, nigdy nie spotkał osoby, która pokazałaby mu, że używa mózgu w efektywny sposób, która potrafiłaby krytykować innych, przeanalizować informacje, potrafiłaby nie ulegać reklamie, potrafiłaby się zbuntować… Ale nie tak, jak Jimin - bunt dla samego buntu - a naprawdę mając w tym cel. Osoba, która by się z nim nie zgodziła. Osoba, która kochałaby go, ale nie tak powierzchownie jak rudowłosy.
Westchnął przeciągle i przyspieszył kroku. Żył już dość długo na tym świecie, by zauważyć, że znalezienie kogoś takiego to tylko złudne marzenia. Ludzie wszystkie emocje poświęcali karierze, łączyli się w związki, by łatwiej było im prowadzić biznes lub by zaspokoić potrzeby fizyczne. Najważniejsze w tym świecie są pieniądze - nie myślenie, nie emocje, nie miłość. Pieniądze. Kobiety rodziły dzieci dla zwykłej przyzwoitości, a potem oddawały je do internatu lub wynajmowały niańki. Rodziny spotykały się razem raz do roku i udawały szczęśliwe, tak naprawdę nic o sobie nie wiedząc.
One władają światem, a większości populacji to po prostu pasuje.
Tae zazdrościł swoim rodzicom, że jakaś siła obdarzyła ich umiejętnością używania mózgu i serca, a na dodatek złączyła ich w parę. Kim uważał, że taki stan rzeczy jest idealny. Związek dwojga ludzi, którzy mają o czym ze sobą porozmawiać.
Wpisał kod na dotykowym panelu, a po chwili ciężkie, metalowe drzwi rozsunęły się. Rozejrzał się dookoła, aż w końcu zauważył rudą czuprynę. Poprawił swoją kurtkę i podszedł do chłopaka, siedzącego sobie spokojnie na trawie.
- Witam, moje słońce. – Starszy pociągnął V za nadgarstek, zmuszając go tym do zajęcia miejsca na jego udach. Dopiero teraz Tae dostrzegł, że Jimin jest w trakcie palenia blanta. Usadowił się wygodnie i cmoknął niższego w policzek - Chcesz? – Park nie czekając na odpowiedzieć, wepchnął skręta w usta młodszego, a ten od razu porządnie zaciągnął się dymem.
- Wiesz, że marihuana była nielegalna 200 lat temu? – Zapytał Kim, chociaż miał świadomość, że jego chłopak nie należy do tych uczących się historii. Mimo wszystko, czasem lubił zadawać mu takie pytania, tylko po to, aby trochę go podręczyć.
- To jak oni jarali? - Zapytał poważnie rudowłosy, z bardzo podejrzliwym spojrzeniem.
- Nie jarali. Albo jarali, ale nielegalnie. - V wzruszył ramionami, oddając jointa Jiminowi.
- Głupi jacyś. – Odparł z pogardą. - Nocujesz dzisiaj u mnie?
- Starzy kupili ci w końcu mieszkanie?
- Dokładnie. Stwierdzili, że już nie potrzebuje ich opieki. To co? Przyjdziesz? – Dopytywał się niższy. Miał ochotę na tyłeczek V, zwłaszcza, że młodszy ostatnio nie miał nastroju na ich wspólne zabawy.
- Nie mogę. Obiecałem tacie, że naprawię KtW. – Odpowiedział szybko, ponownie zabierając palącą się bibułkę z marihuaną od chłopaka.
- Musisz to robić? Nie lepiej kupić nowego robota? – Burknął Park i lekko ugryzł V w ramie.
- Po co? Umiem go naprawić. – Warknął kolorowo-włosy, marszcząc groźnie brwi.
- Och, jeśli tak uważasz, to rozumiem. Chcę cię w końcu przelecieć, Taehyung. – Odpowiedział, nie wiedząc nawet, jaki zawód - i to kolejny - sprawił Kimowi. On naprawdę nie myślał.
- I przelecisz. - Szepnął, wypuszczając dym z ust prosto w twarz Jimina. - Kiedy będę miał na to ochotę.
- A kiedy będziesz miał ochotę?
Tae zaczął się śmiać.
- Kiedy przestaniesz używać zwrotu „jeśli tak uważasz”. – Ostatnie słowo zaakcentował złośliwie, a potem oblizał rozkosznie swe usta.
- Nie rozumiem.
- Wiem.

***

Rok 2220, 24 Kwietnia.
Korea Południowa.
Laboratorium badawcze, Seul.

- To jest niesamowite. – Powiedział Jin, wpatrując się na obiekt za szybą.
Obok niego stało parę studentów w białych kombinezonach, jego wspólnik Mark i koleżanka Ari.
Wszyscy, bez wyjątku, podziwiali to, co przed chwilą udało im się zobaczyć.
- Niemożliwe. Bakterie zostały wchłonięte, a potem jakby wyrzucone!– Blondynka, aż tryskała entuzjazmem. – Nie wierzę! Czy wiecie, co się właśnie stało?!
- Uspokój się, Miu. - Nakazał Seok, na co kobieta od razu ochłonęła i zamknęła usta. - W jakim wróciły stanie?
Mark narysował kursorem parę znaków w powietrzu, by po chwili na szybie mógł powstać ogromny obraz przedstawiający tabele pomiarowe i zdjęcia bakterii w powiększeniu.
- Ich temperatura się podniosła, oprócz tego żadnych zmian. – Odparł szatyn i spojrzał ukradkiem na szefa.
- Teraz pozostaje nam obserwacja. Musimy sprawdzić czy bakterie się nie mutują. Powiedz Krisowi, że otwieramy nowy wydział. Miu, złóż dokładny raport w centrali, poproś też o dodatkowe środki finansowe. Powiadomcie Lee, będę go potrzebował przy zabawach z rozbijaniem pierwiastków. Aha, niech ktoś zadzwoni do Wonho, potrzebujemy około dziesięciu nowych robotów, bo inaczej tego nie przeniesiemy.
Blondynka szybko zanotowała polecenia Jina, by o niczym nie zapomnieć. Nie mogła się jednak powstrzymać przed kolejnym wybuchem radości.
- Po tylu latach badań, w końcu udało nam się teleportować żywy organizm! Dostaniemy Nobla! Będziemy sławni na cały świat! – Krzyczała i skakała na zmianę, wymachując notatkami z badań we wszystkie strony. - Wiecie, ile dostaniemy pieniędzy?!
- To tylko bakterie. - Rzekł sucho Seok, patrząc na nią z rezerwą - Poza tym, nie jesteśmy w stanie określić, gdzie się przeniosły. Jeszcze wiele pracy przed nami i wolałbym, żebyś to właśnie nią się zajęła. - Warknął i wpisał odpowiednie dane w komputer, by przesłać wyniki badań właściwym osobom.
- Jak ma nazywać się projekt? – Zapytał Mark, nie zwracając kompletnie uwagi na sytuację, która zaszła chwilę temu.
Jin spojrzał przed siebie. Widział złoty prostokąt, a w środku niego swoje odbicie.
- Ta substancja wygląda jak lustro. Więc lustro.
Szatyn tylko kiwnął głową i zanotował nazwę na pulpicie.
Tak naprawdę sam był przepełniony emocjami, ale nie zamierzał ich pokazywać na zewnątrz. Byłoby to bardzo nieprofesjonalne.

***

Rok 2220, 24 Kwietnia.
Korea Południowa.
Dom państwa Kim.

Namjoon siedział na kanapie w salonie i pił herbatę. Zaraz miał wyruszyć do pracy, gdy nagle usłyszał dźwięk komunikatora.
Leniwie sięgnął po pilota i przejechał palcem po jego powierzchni. W środku pokoju pojawił się hologram nauczycielki Taehyunga. Trzeci raz w tym tygodniu.
Mon wstał i odłożył filiżankę. Ukłonił się nisko, a potem spojrzał na kobietę, której widok przyprawiał go o dreszcze. Była otyła i zwykła nosić śliwkowe garsonki, przez co wyglądała jak potwór z bajek dla dzieci.
- Witam, pani Chan.
- Dzień dobry, panie Kim. Przepraszam najmocniej, że znów do pana dzwonię, ale Taehyung nie przyszedł na dzisiejsze dwie, pierwsze lekcje. Oczywiście rozumiem, że miał problemy zdrowotne i musiał iść do lekarza, absolutnie tego nie podważam. Chciałam tylko, by przekazał pan synowi, że w środę jest sprawdzian z historii Korei, a w kolejny poniedziałek egzamin z biofizyki. Taehyung jest bardzo dobrym uczniem, więc na pewno sobie poradzi, jednak wolę przypomnieć, by mógł się przygotować. – Wyrecytowała kobieta, cały czas mając na twarzy firmowy uśmiech.
- Tak, był u lekarza, przepraszam, że nie powiadomiłem wcześniej. Przekaże mu informacje. - Dziękuję pani – ponownie się ukłonił, mając serdecznie dość nauczycielki.
- To ja panu dziękuję. Miłego dnia, do widzenia. – Powiedziała pani Chan i zakończyła połączenie.
Mężczyzna zagryzł wargi i spojrzał na swojego robota, który do tej pory zajmował się czyszczeniem dywanu.
- Zadzwoń do Taehyunga. – Nakazał, czując napływającą złość.
Metalowe, potrafiące chodzić pudełko, zaświeciło niebieską diodę, dając znak, że przyjęło polecenie.
Podjechało  do Mona, ustawiając laser na środku dywanu.
- Trwa. Przekazywanie. Połączenia. Do: Tae HYUNG – wydukał KtW.
Po chwili przed Namjoonem pojawiła się holograficzna sylwetka jego syna. Tae wyglądał na zadowolonego, co jeszcze bardziej zdenerwowało ojca.
- Co tam, tatusiu? – Zapytał radośnie i pokazał rząd swoich białych zębów.
- Ja ci dam „tatusiu”. Znowu cię nie było na lekcjach, gówniarzu jeden! – Krzyknął blondyn i pogroził chłopakowi palcem. - Zabiorę ci to latające ustrojstwo, zobaczysz!
- Chodzi ci o deskorolkę, tato? - Spytał złośliwie V, ale widząc, że to już nie żarty, od razu zmienił ton - Przepraszam, tato. Obiecuję, że w przyszłym tygodniu nie opuszczę zajęć - dodał poważnie. Nie lubił denerwować swoich rodziców. Byli dla niego najważniejsi. – Po prostu wiesz, jak nie znoszę szkoły.
- Wiem, Tae… - Westchnął z rozczarowaniem. - Ale to twój obowiązek, więc proszę, nie wagaruj. Sprawiasz mi tym zawód.
- Wiem, tato. Przepraszam.
- Idź na lekcje, pogadamy w domu. KtW, zakończ połączenie.
Obraz syna zniknął z pomieszczenia, a robot od razu wrócił do przerwanej mu czynności. Blondyn przeczesał włosy palcami i ponownie opadł na kanapę.
Ten dzieciak mnie wykończy…
Nie wiedział, gdzie popełnił błąd wychowawczy, ale na jakimś etapie musiał spaprać sprawę. Kochał Taehyunga i uważał go za dobre dziecko, ale ta jego niechęć do ludzi i pogardzanie nimi, szczerze martwiły Namjoona. Od zawsze uczyli go z Jinem, że nie ma podziału na lepszych czy gorszych i każdej osobie na świecie należy się szacunek. Tymczasem Tae wywyższał się, nie potrafił zrozumieć, że ktoś jest po prostu słabszy czy głupszy.
Kim ukrył twarz w dłoniach, starając się wyrzucić złe myśli z umysłu. Wiedział, że im więcej smutnych wniosków w głowie, tym jego dzień będzie gorszy. Nagle usłyszał hałas w przedpokoju.
- Kochanie! Wróciłem! – Zawołał wesoło Jin i energicznie wbiegł po pokoju, od razu rzucając się na  męża. Wpił się w jego usta  bez uprzedzenia, siadając na młodszym okrakiem.
- Hej, co jest, księżniczko? Dlaczego tak wcześnie wróciłeś? – Zapytał Mon, który nie do końca rozumiał, co się właśnie stało.
- Bo widzisz… - Zaczął starszy i wyprostował się dumnie- Twój partner życiowy o niespotykanej urodzie wynalazł w końcu substancję, dzięki której możemy przenosić żywe obiekty!- Krzyknął uradowany i podskoczył, omal nie spadając z ud Mona.
- Ah, rozumiem. Ale to samo mówiłeś rok temu, tylko potem prawie spaliłeś laboratorium. – Odpowiedział spokojnie, nie zwracając uwagi na morderczy wzrok Seoka.
- Tym razem naprawdę się udało! Dzisiaj przenieśliśmy bakterie! Jestem o krok od teleportacji człowieka!
- Raczej tysiące kilometrów. Pamiętaj, że bakterie to jedne z najprostszych organizmów. - Namjoon lekko musnął policzek Jina, a potem oparł czoło o jego ramię. - Taehyung znów nie poszedł na zajęcia. – Dodał zrezygnowany.
Mężczyzna od razu spoważniał. Położył dłoń na głowę męża, delikatnie głaszcząc miękkie włosy.
- Niedobrze… To zdecydowanie idzie w złą stronę. – Stwierdził starszy, naprawdę martwiąc się o swoje dziecko.
- W bardzo złą. Nie chcę, żeby zbłądził. – Burknął Mon, wtulając jeszcze mocniej w chłopaka. - A może weź go ze sobą do laboratorium? Pobędziecie ze sobą, pogadacie. On lubi tam z tobą chodzić, może się czegoś dowiesz.
- Jutro go wezmę. Musimy się bardziej starać. Obiecaliśmy to sobie.

Koniec cz. 1















12 komentarzy:

  1. OMO UNNIE (bo podejrzewam, że jesteś starsza XD), DZIĘKUJĘ.
    Wierzę, że ktoś tam na górze, czy gdziekolwiek on/ona/ono jest wysłuchało moich próśb i tchnęło w Tobie wenę na opowiadanie fantasy ♥
    Mam jakiś totalny fetysz na tym punkcie. Magiczny świat, nieznana przyszłość, roboty, niesamowite wynalazki, jeeeeeeju. Jak ja to wszystko kocham TT
    Ale może zacznę komentować opowiadanie. XD
    Więc na początku już mnie kupiłaś. Vmin, Vkook, Namjin i Yoonjin (a to oznacza, że księżniczka zdradzi Namjoona, no ja chyba umrę z nadmiaru feelsów)
    Trochę boli mnie, że Vmin się rozwali i będzie Vkook, bo Vmina I love harder, ale ja mam odpał na punkcie Jikooka, Vmina i Vkooka, tak więc dużo nie straciłam. W ogóle maknae line, borzeeeee.
    Przepraszam. ._.
    No, ale ok.
    Jin trzymam kciuki za teleportowanie! Na pewno dasz radę to zrobić <3
    A Tae to mały skurczybyk, pfpf.
    Ja się muszę męczyć w szkole, a on tak po prostu sobie do niej nie chodzi, ok. Nie no, spoko. ;___;
    W ogóle to jak on się pozna z Jungkookiem? Jungkook pewnie będzie pierwszą mądrą osobą, prawda? W sensie taką najmądrzejszą i w ogóle. Może się przeniesie do niego do szkoły, czy coś?
    Jestem taka ciekawa! TT
    Jeszcze Hobiś go uratował, jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejkuuuuuuuuuuu.
    Nie wytrzymam, naprawdę.
    Ostatnio zatraciłam gdzieś smykałkę do wyrażania moich feelsów poprzez komentarze, więc wybacz mi to.
    Jednak uwierz, że skopałam całą kołdrę, poduszki, pluszaki i przy końcu wylądowałam na podłodze, ciesząc się jak głupia, że ktoś pisze ff z bts fantasy (w dodatku pisze to taaak dobrze ♥)
    Dziękuję! ;^;
    Tak więc zakończę ten bezsensowny lament, bo nie ma po co go już ciągnąć. Więcej z siebie niestety nie wyciągnę XD
    Życzę Ci bardzo dużo weny i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Kocham, papa! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, wstawaj z podłogi, bo się przeziębisz!
      Jungkook i Tae...Hmm. Pamiętaj, że w tym opowiadaniu będzie dużo magiiiiiiiii ( Taka mała wskazówka)
      Nikt nie powiedział, że Vmin się rozwali ;pp

      Hobiś strażak, też mi się podoba ;)
      Nie lamentuj, tylko grzecznie czekaj na kolejny rozdział ;*
      Dziękuje za komentarz!

      Usuń
  2. Przed wejściem na bloga ➡�� Po wejściu ➡!(^O^)y

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. 😂 Mam pytanie... :v KIEDY DRUGA CZĘŚĆ?! >< To jest takie....nwm jak to wyrazić...za dużo feelsów. ( Wiecie o co cho xD) . To. Jest. Świetne. I jeszcze w przyszłości. Roboty itp. Teleportacje...OMG. No po prostu kocham, no 😂 Suga bd z Jinem omfg *-* I jak dla mnie, wielki plus bo Namjin, to jedyny pairing który akceptuję z Rap Monem, jako jednym z kochanków. TAK CZY INACZEJ PROSZE O 2 CZĘŚĆ C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga część ma już swój schemat, wystarczy napisać, więc chyba nie będziesz długo czekać ^^
      Roboty i teleportacje, fantasy na propsie ;p
      Też lubię NamJina.
      Dziękuje za komentarz

      Usuń
  4. Powiem ci, że to odważna próba gatunku, haha. A tak serio to pierwszy raz czytam takie opowiadanie i wydaje mi się, że dość ciężko się pisze patrząc w przyszłość. Trzeba mieć na to pomysł, wyobraźnie i nie pogubić się w tym wszystkim. Na początku sama się pogubiłam i ciągle wracałam do dat, bo miałam zamieszanie w głowie czy to to samo dziecko, czy jakieś inne. Pomimo tego, że wolę bardziej realizm w literaturze to przyznam szczerze, że zainteresowałaś mnie tym dziełem. Na razie to tylko wstęp, więc czekam na rozwój akcji (psst, bardzo podoba mi się, że jest tu VMin) Powodzenia w dalszym tworzeniu.

    Posyłam miłość ♡~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, to jest właśnie trudne w tym kontekście, że można się łatwo pogubić. Tak naprawdę, to już mam trzy kartki zapisane schematami i różnymi mapami myśli, co by to jakoś przejrzyście napisać.
      Realizm jest super, ale to magii jest mało w takich opowiadaniach, a jednak czasem warto się oderwać ;p
      (haha Vmina będzie bardzoooo dużooo :D Mogę to obiecać)

      Dziękuje za miłość i komentarz!

      Usuń
  5. aaa ;;; jestem z Ciebie taka dumna <3
    czekam na drugi rozdział do zbetowania, bo sama jestem ciekawa, co to dalej będzie c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, na razie nie wiem co o tym wszystkim myśleć, więc napisze tylko że zapowiada się ciekawie i czekam na następne rozdziały z niecierpliwością ^^
    Powodzenia~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha dziękuje bardzo ^^
      W sumie... To ja sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć ;p
      Rozdział drugi na taśmie produkcyjnej, na dniach się pojawi ^^

      Usuń