czwartek, 29 października 2015

Pomyśl o czym marzysz

Oto urodzinowy shot dla Kalee. Wszystkiego najlepszego! <33 Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz, nie wyszło tak jak powinno i wydaję mi się, że mało angsta w angście. ;// Z góry przepraszam ;C
~Pattie


Nasza historia zaczęła się zupełnie zwyczajnie. Nie było żadnych latających kwiatów, wybuchających fajerwerków czy tym podobnych. Stało się to bardziej normalne niż normalne być może. Pamiętam, że czasy, kiedy wkroczyłem w licealny okres nie należały do najwspanialszych. Wpadłem w nienajlepsze towarzystwo, które nie miało zbyt dobrego wpływu na mnie. Imprezy wyznaczały moje wieczory, alkohol stał się jednym z moich drogich przyjaciół, podobnie jak papierosy. I właśnie tego rodzaju używki sprawiły, że spotkałem tego niezwykłego chłopaka, który przy każdym spotkaniu wywierał na mnie tak duży wpływ, że moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Była jesień. Pewnego dnia po przebudzeniu się pierwsze o czy pomyślałem to przetrwanie tego dnia. Przypominając sobie wczorajszą rozmowę z matką, uświadomiłem sobie, że wyszła wcześniej do pracy, mogłem więc swobodnie zapalić w mieszkaniu. Sięgnąłem paczkę, głęboko ukrytą w szufladzie biurka, zdając sobie sprawę, że ostatni papieros jest złamany. Moje kieszonkowe skończyło się kilka imprez temu, więc na własny wkład nie miałem co liczyć, nie miałem też na tyle odwagi, by podkraść pieniądze matce. Zrezygnowany zarzuciłem torbę na ramię i wyszedłem z pokoju. Głośne dźwięki wydobywające się z mojego brzucha, zaprowadziły mnie do kuchni. W miejscu, gdzie zwykle leżały przygotowane przez rodzicielkę kanapki, dostrzegłem plik banknotów. Nie myśląc długo chwyciłem je i opuściłem mieszkanie.
Ignorując nieprzyjemny ucisk w żołądku, udałem się do najbliższego sklepu, by zaspokoić drugi rodzaj głodu. Z kupnem papierosów nie miałem nigdy problemów, bo wyglądałem na starszego od rówieśników. Zbierając resztę z lady, jedna z monet trącona przez mój palec potoczyła się po brudnej podłodze. Odwróciłem się w tamtą stronę, lecz moja ręka skierowana w stronę zguby dotknęła męski but. Podnosząc się, poczułem twardą czaszkę na moim czole. Automatycznie złapałem się za pulsujące miejsce, wzrok kierując na postać przede mną. Niższy ode mnie chłopak o brązowych włosach patrzył z chytrym uśmieszkiem.
- Znalezione nie kradzione - powiedział zwycięsko, umieszczając moją własność w kieszeni szkolnej marynarki.
W jego zachowaniu nie wyczułem jednak nic złośliwego. Było to raczej przekomarzanie, rodzaj zaczepki. Wyglądał na miłego dzieciaka, ale w jego czekoladowych oczach czaiła się iskierka bad boya. Nie przykuwając temu większej uwagi, westchnąłem, wymijając go.
- Wszystko jedno… Zatrzymaj to sobie, jeśli chcesz - prychnąłem, zatrzaskując za sobą ciężkie drzwi.
Odpalając papierosa, skręciłem w najbliższą uliczkę, skracając drogę do budynku szkoły. Nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy moje myśli o ostatniej imprezie powędrowały w stronę nieznajomego chłopaka. Próbując zrozumieć jego dość nietypowe zachowanie, które wzbudziło moją ciekawość, poczułem chęć poznania go.
- Ciekawe, czy będę w stanie go jeszcze spotkać - szepnąłem, unosząc wzrok i spotykając niechciany budynek - Zresztą, wszystko jedno. Po co o tym myśleć? Nie ważne - przyspieszyłem kroku, wyrzucając peta.

***

Minął rok, a jesień znów otuliła świat swoim chłodem. Kolejnego dnia jak zwykle czekałem aż nadjedzie metro, bym mógł bezpiecznie dotrzeć do szkoły. Zdziwiłem się, kiedy wagon, który wybrałem okazał się przeludniony i ilość stojących ludzi, upewniła mnie w tym, że i ja nie uraczę się miejscem siedzącym. Przedarłem się przez tłum, dostrzegając skrawek wolnej przestrzeni. Jedną dłonią przytrzymałem się metalowej rury, by drugą wyjąć telefon z kieszeni i zmienić piosenkę w odtwarzaczu. Nagle pojazdem coś szarpnęło, więc odruchowo rozejrzałem się wokół. Mój wzrok zatrzymał się na chłopaku, który wydał mi się znajomy, ale w żaden sposób nie potrafiłem go nigdzie dopasować. Był jakby znany, ale obcy. Miałem nadzieję, że nie zauważył, że tak intensywnie się w niego wpatruję. Przez gwałtownie hamującego kierowcę niespodziewanie znalazłem się na czyichś kolanach, zderzając się z nim głową. Zawyłem przeciągle, masując obolałe miejsce. Zdając sobie sprawę, że nadal tkwię na cudzych kolanach, spojrzałem w bok, krzyżując z chłopakiem spojrzenie. W mojej głowie od razu powróciły wspomnienia z przed roku. Zmieszany poderwałem się i przeprosiłem skinieniem głowy, czując jak policzki niemiłosiernie pieką. Kątem oka zauważyłem jak brązowowłosy posyła delikatny uśmiech w moim kierunku. Czułem się tak zawstydzony, że wysiadłem na najbliższym przystanku, orientując się, że do szkoły pozostała mi jeszcze dość długa droga. Zaciągnąłem się chłodnym powietrzem, stwierdzając, że spacer dobrze mi zrobi, a myśli o krępującej sytuacji szybko przeminą. Po przejściu kilku metrów, poczułem delikatne klepanie w ramię. Odwróciłem się, a cała moja odwaga wyparowała. Speszony do granic możliwości zerknąłem na uśmiechniętego chłopaka, przed którym uciekłem z metra. Nie wiedziałem co powiedzieć, chociaż niższy wydał się też nie mieć wiele do powiedzenia. Nadal milcząc wyciągnął dłoń w moją stronę, spojrzałem zaskoczony, dostrzegając monetę.
- To chyba należy do ciebie - usłyszałem jego głos, który odbił się echem w mojej głowie.
- Ahh… dzięki - wyjąkałem, chowając własność do kieszeni.
Chciałem odejść jak najszybciej, ale jego głos ponownie mnie zatrzymał.
- Hej, miejsca siedzące kosztują!
- Co? - skrzywiłem się, próbując zrozumieć sens jego słów.
- Zapłać mi za użyczenie sobie moich kolan - zaśmiał się, klepiąc się we wspomniane miejsce.
Automatycznie podzieliłem jego śmiech.
- Ahhah… Wyślij mi numer swojego konta, zajmę się tym później, bo teraz niestety muszę pędzić na lekcje - powiedziałem żartobliwie i ruszyłem w drogę.
Brązowowłosy szybko zrównał ze mną kroku.
- Sądząc po twoim mundurku zmierzamy w tym samym kierunku, więc cię odprowadzę - usłyszałem tuż obok swojego ucha.
- Jak wolisz - rzuciłem.
Po krótkiej chwili milczenia, ciszę przerwał starszy.
- Jestem Jimin - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Mogę poznać twoje imię? - zapytał, a ja nie byłem przekonany czy to najlepszy pomysł. Chłopak nie wydawał się niebezpieczny, mimo wszystko czułem niewielki niepokój, który postanowiłem ukryć za dymem papierosowym. Wyjąłem paczkę, spoczywającą w tylnej kieszeni moich spodni i wysunąłem ją w stronę nieznajomego.
- Jungkook - tchnąłem, mając nadzieję, że tego nie usłyszał - Chcesz? - zapytałem z uprzejmości.
Popatrzył sceptycznie na moją wyciągniętą dłoń i zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie, dzięki, nie palę. Ty też nie powinieneś - w jednej chwili papieros z moich ust znalazł się na chodniku, przydepnięty jego butem.
- Hej! - krzyknąłem wytrącony z równowagi.
- Przepraszam, ale mam z tym przykre doświadczenia - westchnął.
Postanowiłem nie złościć się dłużej, ale też nie wypytywać o szczegóły. Nie interesowało mnie to.
Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach. Z każdym kolejnym krokiem jego obecność stawała się znośna, dlatego też szybko powitał nas budynek szkoły.
- To już tutaj - wskazałem dłonią, sprawiając, że na mnie spojrzał - Dzięki - powiedziałem ciszej.
- Nie ma sprawy, ale pamiętaj, że nadal masz u mnie niespłacony dług - rząd białych zębów znów ujrzał światło dzienne.
- Do zobaczenia - powiedziałem niezręcznie i odszedłem.

***

Kolejne dni mijały, a ja uświadomiłem sobie, że coraz częściej wracam pamięcią do dziwnego chłopaka. Zacząłem się zastanawiać czy to los sprawił, że spotkaliśmy się rok później, czy to po prostu było zwykłym przypadkiem. Szczerze powiedziawszy nie wierzyłem, że coś takiego jak przypadek istnieje, wolałem myśleć, że nasze życie zostało już ustalone, ale nie bardzo chciałem wierzyć, że mnie i Jimina mogło łączyć jakiekolwiek przeznaczenie. Jednak im głębiej w to wnikałem miałem ochotę go poznać bliżej, a może nawet się z nim zaprzyjaźnić. Stanowił trochę nieodgadnioną postać, a ja lubiłem odkrywać to, co nieznane. I pierwsza taka okazja nadarzyła się kilka dni później, kiedy nadmiernie uszczęśliwiony rozpoczynającym się weekendem, wpadłem na niego, kilka metrów od budynku szkoły.
- Cześć - zawołał wesoło, próbując utrzymać moje ciało w pionie.
Chociaż bałem się do tego przyznać ucieszył mnie jego widok, nie dałem tego jednak po sobie poznać, również się z nim witając. Nie zapytał nawet o pozwolenie czy może kontynuować drogę wraz ze mną, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Dumnie kroczył obok mnie, z uśmiechem rozglądając się wokół, jakby każda, nawet najmniejsza rzecz wywoływała ciepło w jego sercu.
- Co do twojego długu - zaczął nagle, a dziwny dreszcz przebiegł po moim ciele. Obawiałem się trochę tego, co zażąda, jako swoją zapłatę. Mimo to nie miałem zamiaru się wycofywać, w końcu to ja popełniłem błąd i powinienem ponieść jego konsekwencje - Masz wolne popołudnie? -odwrócił swój wzrok w moją stronę, a ja uczyniłem to samo. Zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią. W prawdzie szykowała się impreza u jednego z kumpli, ale od jakiegoś czasu zaczynałem się naprawdę zastanawiać czy to towarzystwo jest dla mnie najlepsze. Postanowiłem odpuścić sobie domówkę i wysłuchać, co starszy ma do zaoferowania - Może masz ochotę na mrożoną herbatę? - zapytał, co zbiło mnie trochę z tropu.
Nie sądziłem, że będzie oczekiwał ode mnie wspólnego popijania herbatki. Skinąłem jednak głową, wybierając mniejsze zło. Zawsze mogło być gorzej. Poprowadził mnie do małej kawiarenki, której jeszcze nigdy nie widziałem. Często bywałem w mieście, włócząc się ze znajomymi, dobrze więc znałem tę okolicę. Kawiarenka mimo to wydawała się nieznajoma.
Po zamówieniu napoju siedzieliśmy w ciszy, co zaczęło mnie denerwować. Jeśli już spędzaliśmy ze sobą czas nie miałem zamiaru milczeć przez całe spotkanie. Nie byłem pewien czy bał się do mnie odezwać, czy był raczej typem myśliciela, który niewiele mówi.
- Czym się zajmujesz? - zapytałem, sprawiając, że na mnie spojrzał.
- Studiuję na Wydziale Tańca Nowoczesnego - odparł. Nie powiem zrobiło to na mnie wrażenie. Nie wyglądał na artystę, a tym bardziej na tancerza, chociaż gdyby przyjrzeć się jego budowie ciała. Nie zauważyłem tego wcześniej, bo nie miałem powodu, aby analizować go w ten sposób - A ty, Jungkook, co chciałbyś robić, gdy już skończysz szkołę? - zadał pytanie, wyrywając mnie z dokładnych oględzin jego ciała. Dziwny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie na moje pełne imię wypowiedziane przez jego wargi. Rzadko ludzie się tak do mnie zwracali, woleli skracać moje imię, często nawet nie pytając, czy mogą tak do mnie mówić.
- Yhh - zawahałem się - Przyszłość, nie jestem typem osoby, która ją planuje. Myślę, że gdzieś już plan na moje życie został spisany, dlatego co ma być to będzie - odpowiedziałem, nieco bardziej energicznie niż planowałem.
Skinął głową, a kelnerka postawiła przed nami zamówione napoje. Pociągnąłem pierwszego łyka, orientując się, że to najlepsza herbata jaką piłem w życiu i wtedy też stwierdziłem, że brązowowłosy ma gust.

Miał także gust do filmów. Przekonałem się o tym, kiedy pewnego dnia zaprosił mnie do kina. Nie bardzo wiedziałem czy mamy się tam spotkać jako przyjaciele, czy była to randka. Jeśli o orientację chodzi, w ciągu tych kilku tygodni, w których zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu, nie zdołałem tego rozszyfrować. Jimin niby był otwarty, ale trudno było cokolwiek z niego wyczytać. Umówiliśmy się przed budynkiem kina, więc przyszedłem troszkę wcześniej niż planowaliśmy, ucieszyłem się widząc i jego, zmierzającego w tą stronę.
- Jesteś wcześniej - oznajmił z uśmiechem.
- Ty również - kąciki moich ust, jakby samowolnie uniosły się w górę.
Skinął głową na potwierdzenie, choć nic więcej nie powiedział. Minęło trochę czasu, aż pracownicy zaczęli wpuszczać widzów na salę, dlatego też uprzednio zaopatrzyliśmy się w kubeł popcornu. Zanim zdążyłem wyjąć portfel z kieszeni spodni, rachunek został już uregulowany przez starszego. Spojrzałem na niego sceptycznie, obawiając się, że to może oznaczać coś większego, a sam nie byłem pewien czy jestem na to gotowy.
- Zapłacisz za napoje – wytłumaczył, co przyjąłem z ulgą.
Film został wyświetlony, ale początkowo w ogóle nie mogłem się na nim skupić. Bardziej przejmowałem się tym, aby sięgając po popcorn nie dotknąć jego dłoni. On zdawał się tym wcale nie zaprzątać sobie głowy, bo wpatrzony był w ekran z pełnym skupieniem, malującym się na jego twarzy, a dłoń samoistnie, co jakiś czas sięgała po przysmak. Zebrałem moje myśli do kupy i stwierdziłem, że to ja zachowuje się dziwnie, a brązowowłosy nie daje mi nawet podstaw, abym myślał o nim w jakikolwiek, aniżeli koleżeński, sposób. Sam się nakręcałem, nawet nie wiedzieć czemu. Może to on zaczynał znaczyć dla mnie więcej niż powinien, ale ten pomysł nie przeszedłby mi wtedy nawet przez myśl. Całą moją uwagę poświęciłem produkcji i tak było, aż do końca seansu.
Kiedy opuściliśmy salę nie mogłem nic wyczytać z jego wyrazu twarzy. Tak naprawdę wpatrywałem się w niego zbyt intensywnie, za co skarciłem się w myślach. Zamiast domniemać o czym myślał, postanowiłem sam go o to zapytać.
- O czym tak rozmyślasz, hyung? – dźwięk mojego głosu przywrócił go na ziemię, swoją uwagę skupił teraz na mnie, co ,bądź, co bądź, ale sprawiło, że się zawstydziłem.
- Nie sądzisz, że ten film powinien mieć inne zakończenie? – zapytał, na co się zastanowiłem – Moim zdaniem, jeśli Tobias tak bardzo marzył o tym, żeby latać, dlaczego jego marzenie nie mogło się spełnić? – dokończył bez czekania na moją reakcję.
- Bo to nierealne. Ludzie nie potrafią latać – wyjaśniłem, chociaż czułem, że takie rozumowanie go nie usatysfakcjonuje.
- Ten film był o marzeniach. Jedni mieli większe, inni mniejsze i każdemu udało się je zrealizować. Poza Tobiasem, który zapewne żył do końca w cierpieniach, chcąc polecieć.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zdawałem sobie sprawę, że nie jestem taki jak on. Chociaż coraz bardziej chciałem taki być. Jego myślenie nie było przeciętne, wierzył w marzenia, może był trochę oderwany od rzeczywistości, ale to sprawiało jedynie, że pozytywnie patrzył na świat. Przy nim realne życie stawało się bardziej kolorowe, pomimo swoich codziennych szarości. Czułem, że przy nim mogę stać się kimś lepszym.
- A jakie jest twoje marzenie? – wypaliłem, może trochę bez przemyślenia, ale chciałem to wiedzieć.
- Całe moje życie składa się z marzeń – zaśmiał się – Gdybym ci je wszystkie zdradził, musiałbym cię zabić – szepnął, wprost do mojego ucha.
Wzdrygnąłem się, ale nie na słowa, które wypowiedział, a na jego ciepły oddech, który musnął moją skórę.
- Wystarczy, że powiesz mi jedno – zanegocjowałem, mając nadzieję, że ulegnie.
- Chciałbym kiedyś zadebiutować w zespole – powiedział po chwili wahania, ale jego wzrok utkwiony był w drodze, rozciągającej się przed nami.
- Jako idol? – zdziwiłem się, nie wyglądał na osobę, która pragnie rozgłosu i sławy.
- Chciałbym, żeby każdy mógł zobaczyć mój taniec. To głupie, prawda? – spojrzał w moją stronę.
- Nie mogę zagwarantować, że każdy go zobaczy, ale ja mogę być pierwszy – wypaliłem, czując jak moje policzki robią się zbyt ciepłe.
Zaśmiał się i pociągnął mnie za nadgarstek. Omal nie runąłem jak długi, jednak szybko odzyskałem równowagę. Drzwi się przed nami rozchyliły, a my znaleźliśmy się w ogromnym centrum handlowym. Dopiero po przejściu kilku metrów puścił mnie, na co mogłem spokojnie zaczerpnąć oddechu po tym niemal truchcie. Jak się okazało staliśmy obok tanecznej maszyny, w której starszy już wybierał piosenkę. Podczas, kiedy rozbrzmiały pierwsze dźwięki, on zaczął się poruszać. Najpierw powoli, by ożywić i przygotować swoje ciało do dalszego wysiłku. Stałem jak słup, przyglądając się jego poczynaniom. Nie kłamał, kiedy mówił, że taniec jest jego pasją. Było to dostrzegalne w każdym, nawet najdrobniejszym geście. Poruszał się niesamowicie, aż sam uznałem, że tak doskonałego tancerza powinien zobaczyć cały świat.
Kiedy muzyka ucichła, zszedł z platformy, podchodząc do mnie, a jego klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie szybko.
- Jesteś mi winny kolejny dług – odparł, ruszając w sobie znanym kierunku.
Przyswoiłem jego słowa, złączając z nim kroku. Zamówiliśmy zimne napoje i w niespiesznym tempie włóczyliśmy się po galerii.
- Zróbmy sobie wspólne zdjęcia – wskazał na budkę fotograficzną.
Nie zdążyłem nawet pomyśleć o odpowiedzi, a już byłem ciągnięty w tamtą stronę. Weszliśmy do środka, usadawiając się na wąskiej ławeczce. Pokręciłem się chwilę, aby wybrać najodpowiedniejszy profil mojej twarzy i kiedy byłem gotowy poczułem dłoń chłopaka na swoim ramieniu. Zaskoczony odwróciłem się w jego stronę, co nie było najlepszym pomysłem, zważając na to w jak małej odległości od siebie były nasze twarze. Przełknąłem dość głośno ślinę, kiedy i on odwrócił głowę w moją stronę. Był tak blisko, że czułem jego oddech na swoich ustach. Wpatrywałem się w jego pełne wargi, nie mogąc oderwać wzroku. Myślenie całkiem wyparowała, zostawiając jedynie pustkę w głowie. Reszta zdarzyła się błyskawicznie. Położył swoje wargi na moich, składając na nich najdelikatniejszy pocałunek. Zamurowało mnie, a ciało stało się zbyt wiotkie, żeby jakkolwiek zareagować. Po ułamku sekundy jednak, cała moja siła powróciła, a ja gwałtownie odepchnąłem go od siebie, z impetem wybiegając z budki, potem z całego budynku. Biegłem przed siebie jak w amoku, nie bardzo zdając sobie sprawę, co przed kilkoma minutami miało miejsce. Z każdą chwilą zaczęło to we mnie coraz mocniej uderzać. Wbrew temu jak zareagowałem, pocałunek nie wydał mi się ani obrzydliwy, ani niepotrzebny. Chyba dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że długo na to czekałem, że podświadomie tego chciałem, ale byłem zbyt nieśmiały, by o to poprosić. Przystanąłem i oparłem dłonie o kolana. Oddychałem ciężko, ale nie było to spowodowane jedynie szybkim biegiem. Serce kołatało w piersi, chcąc jakby dać mi tym jakiś znak. Kiedy uświadomiłem sobie, że czuję coś do Jimina, zawróciłem, biegnąć jeszcze szybciej niż poprzednio, z nadzieją, że jeszcze się z nim spotkam. Westchnąłem z ulgą, widząc go przy budce. Z uwagą przyglądał się zdjęciom, które zrobiliśmy, a minę miał posępną, co tylko jeszcze bardziej uderzyło we mnie. Nigdy nie chciałem sprawiać mu przykrości, od ostatniego czasu to było ostatnie o czym mógłbym pomyśleć. Podszedłem do niego, zatrzymując się z nim ramię w ramię. Dopiero po chwili jego wzrok ze zdjęć przeniósł się na mnie.
- Hyung – zacząłem, zbierając w sobie całą odwagę, by nie zerwać powstałego między nami kontaktu wzrokowego – Czy moglibyśmy spróbować być razem?

I tak się stało, że minęły dwa lata, a my szczęśliwie nadal ze sobą byliśmy. Skończyłem szkołę, nawet z niezłymi wynikami, chociaż matki one nie satysfakcjonowały. Pewnie nie dlatego, że były one złe, lecz dlatego, że zawarliśmy umowę, która mówiła, że jeśli bez żadnych problemów ukończę edukację, będę mógł wprowadzić się do Jimina. Rodzicielka od jakiegoś czasu doskonale wiedziała jak typ relacji nas łączy i po kilku awanturach, zaakceptowała stan rzeczy. Bardzo możliwe, że pomocny był w tym starszy, którego nie dało się nie kochać.
- Minnie – zawołałem, pewnego dnia, przeglądając informacje w Internecie.
Już od jakiegoś czasu o tym myślałem. Jeśli brązowowłosy pomógł mi spełnić moje marzenia o tym, abym zdał pozytywnie szkołę i z nim zamieszkał, ja również powinienem dopomóc w realizacji jego marzeń. Mimo, że od tamtej rozmowy dwa lata temu, ten temat nie został poruszony, wiedziałem, że nadal całym sercem pragnie, aby każdy mógł zobaczyć jego taniec.
- Co takiego, Jungkook? – wyjrzał zza ściany w kuchni, posyłając mi swój naturalny uśmiech.
Jedyne, co między nami się nie zmieniło to, to, że chłopak zawsze mówił do mnie pełnym imieniem. Nigdy nie używał skrótów i przezwisk. Początkowo wydawało mi się to nieco dziwne i czasami nawet czułem, jakby nie darzył mnie żadnym większym uczuciem. Obawiałem się, że może wstydzić się mówić do mnie zdrobniale lub wymyślić własny sposób nazywania mnie, ale po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do tego, a nawet można powiedzieć, że zaczęło mi się to podobać. Nikt inny nie szeptał mojego imienia w taki sposób w jaki on to robił, wywołując na moim ciele dreszcze. Podczas tego jak zwracał się do mnie, lubiłem moje imię, które od najwcześniejszych lat było moją słabością.
Popatrzyłem na niego i przywołałem ruchem dłoni. Szybko znalazł się przy mnie, siadając na podłodze zaraz obok mnie. Objął mnie ramieniem, ucałowując policzek. Uderzyłem go w udo, potwierdzając, że zawołałem go w zupełnie innym celu niż czułości. Chociaż w duchu szalałem i z chęcią odwzajemniłbym pieszczotę, miałem jednak inne zadanie do wykonania.
- W Big Hit Enterntainment odbywa się przesłuchanie w przyszłym tygodniu, powinieneś pójść – wskazałem palcem ekran laptopa.
- O czym ty mówisz? – podążył wzrokiem za moim palcem, przez chwilę czytał wyświetlone informacje – Ty myślisz o tym poważnie? – powrócił wzrokiem do mnie, analizując mój wyraz twarzy dość badawczo.
- Oczywiście, przecież zawsze o tym marzyłeś. Dokładnie pamiętam jak mówiłeś, że marzenia trzeba spełniać – ścisnąłem jego dłoń w swoich, podkurczając kolana pod brodę.
- Już jedno moje marzenie się spełniło – wyznał z tajemniczym błyskiem w oku. Spojrzałem na niego wymownie, oczekując, że zdradzi mi to swoje spełnione marzenie – Ty – powiedział pewnie, puszczając mi oczko.
Wywróciłem oczami i wypuściłem powietrze z ust.
- Przestań być tak bardzo lamerski i ułóż jakiś układ na przesłuchanie – wstałem i udałem się do kuchni po dwie szklanki soku.
Wracając zauważyłem, jak starszy jeszcze raz z uwagą przegląda wyświetloną stronę internetową. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Pierwszy krok za nami.
Stresowałem się chyba bardziej niż Jimin, który uśmiechnięty od ucha do ucha, czekał na swoją kolej. Ja natomiast chodziłem w tę i z powrotem, podgryzając od czasu do czasu paznokcie.
- Jeśli jesteś głodny mogę ci kupić coś w barze – zaśmiał się, podchodząc do mnie. Uderzyłem go w ramię troszkę mocniej niż planowałem. Chłopak pisnął, masując obolałe miejsce. Posłałem mu przepraszający uśmiech, a on objął moje ramiona – Przestań się tak denerwować, bo i mi się udzieli. Jeśli przejdę do kolejnego etapu zabiorę cię gdzieś na kolację – trącił swoim nosem mój.
- Wolałbym wrócić jak najwcześniej do domu – tchnąłem, nie wiele myśląc.
- Myślałem o jakiejś grze wstępnej, ale jeśli jesteś tak napalony to możemy od razu wrócić do domu – zaśmiał się, ukazując rząd białych zębów.
Znów uderzyłem go w ramię, tym razem dwa razy mocniej. A niech ma za swoje! Syknął i już chciał coś powiedzieć, kiedy z pomieszczenia, gdzie odbywały się przesłuchania wyszła kobieta.
- Numer 1306.
Spojrzałem na koszulkę brązowowłosego, na której przyklejona była karteczka z numerkiem. Nadeszła jego kolej, ucałowałem szybko jego wargi i popchnąłem w stronę drewnianych drzwi, lekko klepiąc jego tyłek. Odwrócił się i posłał mi uśmiech, zaraz znikając z pola widzenia. Znów nadeszła mnie fala zdenerwowania i odruchowo obgryzałem paznokcie, przytupując jedną nogą. Czas dłużył się niemiłosiernie i minuta trwała jak godzina. W ciągu tych sześćdziesięciu sekund myślałem, że serce wyskoczy z mojej piersi i ucieknie gdzieś daleko. Cały czas wpatrywałem się w drzwi, zza których nagle wyszedł mój chłopak. Nadal się uśmiechał, może nawet szerzej niż wcześniej, jeśli to w ogóle było możliwe.
- I jak? I jak? – doskoczyłem do niego, od razu zasypując go pytaniami.
- Wyniki będą dopiero później, ale zatańczyłem wszystko tak jak na próbach, więc jestem zadowolony – złączył swoją dłoń z moją.

Czas oczekiwania co jakiś czas wydłużał się jeszcze bardziej. Siedzieliśmy razem na schodach, a ja co chwilę przysypiałem na jego ramieniu. Nie było jeszcze tak późno, ale stres z całego dnia mnie wykończył. Jakiś czas później lista kandydatów, którzy przeszli do kolejnego etapu została wywieszona. Razem przedarliśmy się przez tłum wyszukując numerku starszego. Odetchnąłem z ulgą, kiedy okazało się, że jest na liście. Jimin uniósł mnie i okręcił wokół własnej osi. Byłem zadowolony i niezwykle dumny z niego. Wyszliśmy z budynku wytwórni, a wieczorny chłód uderzył w nasze rozgrzane twarze. Skuliłem się bardziej w swój szalik, kurczowo ściskając dłoń brązowowłosego, która o dziwo była ciepła, w porównaniu do mojej.
- To co? Jakieś jedzenie? – zapytał, zerkając w moją stronę.
- Wolałbym jednak wrócić do domu – posłałem mu zadziorny uśmieszek i ścisnąłem jeden z pośladków.
Jego oczy rozbłysły. Odwrócił się szybko, machając w kierunku nadjeżdżającej taksówki.

Tak się zdarzyło, że kilka tygodni później Jimin stał się trainee Big Hit Enterntainment. Byliśmy bardzo szczęśliwi i podnieceni tym faktem. Przynajmniej na początku, jednak to nie wydawało się takie kolorowe, jak przypuszczaliśmy. Chłopak zaczął mieć coraz mniej czasu dla mnie, do tej pory spędzaliśmy ze sobą całe dnie, teraz jednak został mi wyrwany i widywaliśmy się często późnymi wieczorami, gdzie starszy nie miał sił na nic, nawet na to, aby obejrzeć ze mną film, bo kończył się on najczęściej pięć minut po rozpoczęciu. Nie zamierzałem jednak narzekać. Widziałem ból w jego oczach, kiedy kolejnego dnia wracał zmarnowany i jedyne, czego pragnął to gorąca kąpiel i ciepło pościeli. Wtedy kładłem się obok niego i głaskałem włosy, dopóki nie zasnął. Cieszyłem się, kiedy nadchodził weekend, bo wtedy mogłem z nim pobyć większą ilość czasu. Najczęściej wtedy wychodziliśmy, by odstresować się po całym tygodniu. Jedliśmy dobre potrawy, które w ciągu tygodnia zastępowały paczki lub jedzenie z budek. Dotarło do mnie, że tylko spożywanie posiłku w jego towarzystwie sprawia, że staje się ono smaczne.
Nie za bardzo wiedziałem, co mam ze sobą począć, kiedy jego nie było w domu. Nie podjąłem się dalszej edukacji, zważając na mój wstręt do nauki. Pracy też na razie nie szukałem, a to wszystko przez Jimina, który nie chciał mnie nigdzie puszczać, twierdząc, że on zapewni nam godne życie. Wtedy wydawało mi się to romantycznym i całkiem dobrym wyjściem. Teraz jednak przeżywałem katusze siedząc sam w domu i przechadzając się z kąta w kąt. Nie miałem także nikogo z kim mógłbym wyjść. Znajomych z liceum trzymałem na dystans, aby znów nie sprowadzili mnie na złą drogę. Dochodziło do tego, że nie jadałem cały dzień, tylko po to, aby zjeść ten jeden posiłek z ukochanym. On natomiast uwielbiał jeść, a ja kochałem szykować dla niego kanapki. Zwykle budziłem się jeszcze przed chłopakiem, tylko po to, żeby mógł zjeść śniadanie przygotowane przeze mnie.
Tego dnia obudziłem się później niż zwykle, uświadamiając sobie, że starszego nie ma obok mnie. Wyszedłem z pokoju, przechodząc po całym mieszkaniu w jego poszukiwaniu, dopiero, kiedy dotarłem do kuchni i zobaczyłem godzinę, wiedziałem, że już dawno jest w wytwórni. Zabrałem się za szykowanie dla niego drugiego śniadania. Miałem niemal pewność, że nic nie zjadł. Gdybym ja nie szykował mu śniadań pewnie, by ich nie jadał. Postanowiłem samemu dowieść mu pakunek. W prawdzie jego wytwórnia miała stołówkę, ale dobrze pamiętam, jak mówił, że kanapki zrobione własnoręcznie przeze mnie dodają mu sił na przetrwanie całego dnia. Zamówiłem wcześniej taksówkę i ubrałem się.
Nie minęło długo, kiedy znaleźliśmy się pod budynkiem. Przeszedłem przez obrotowe drzwi, witając się z recepcjonistką, zajętą rozmową telefoniczną. Kiwnęła dłonią w moją stronę. Byłem tutaj dobrze znaną osobą, często odwiedzałem ukochanego i sprawdzałem jego postępy. Tak naprawdę przychodziłem tylko po to, by popatrzeć na jego spocone ciało, ale przy innych wolałem utrzymywać emocje w ryzach. Zanim wszedłem do sali, w której według jego planu powinien mieć zajęcia, usłyszałem jego głos. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ale zdziwiłem się, kiedy w drugim glosie rozpoznałem jego szefa.
- Przykro mi, że to mówię, ale wydaję mi się, że powinieneś jak na razie przestać spotykać się z Jungkookiem. Nie zrozum tego źle ten chłopak nie jest zły, ale chodzi mi o to, że on cię spowalnia, zbyt często o nim myślisz i nie robisz żadnych postępów.
Nie musiałem więcej słuchać, bo łzy zebrane w moich oczach już zaczynały spływać. Wybiegłem z budynku, od razu łapiąc taksówkę i wbiegając do mieszkania. Usiadłem na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Nie miałem pojęcia, czy słowa szefa były prawdą. Czy ja naprawdę uwsteczniałem mojego chłopaka? Nie pozwalałem mu zabłysnąć? Chociaż pragnąłem, by zadebiutował, nie marudziłem, znosiłem wszystko dzielnie, nadal robiłem wszystko, by nie osiągnął swojego marzenia? Siedziałem tak aż do wieczora, ignorując narastające burczenie w brzuchu. Nie przeżyłbym, gdybyśmy musieli się rozstać. Kochałem go zbyt mocno, by pozwolić mu odejść. Kiedy usłyszałem skrzypienie drzwi, wiedziałem, że wrócił. Próbowałem się względnie doprowadzić do porządku, ale zaczerwienione i popuchnięte oczy zdradzały wszystko. Słyszałem jak zbliża się w moim kierunku.
- Jungkook, tu jesteś – wyczułem ulgę w jego głosie, chociaż nie za bardzo wiedziałem czego mam się spodziewać.
Zajął miejsce obok mnie i przytulił mnie do siebie, po chwili jednak wyczuł, że coś jest nie tak, bo moje ciało było nienaturalnie spięte i chociaż chciałem, nie mogłem się rozluźnić. Na szali był nasz związek, więc jak mogłem czuć się swobodnie. Odsunął mnie od siebie i przyjrzał się mojej twarzy.
- Płakałeś – powiedział pewnie – Dlaczego?
Nie chciałem mu zdradzać, że podsłuchiwałem jego rozmowę z szefem, ale słowa same wypłynęły ze mnie, opowiadając mu całe zdarzenie z najdrobniejszymi szczegółami. Łzy znów znalazły swoje ujście, mocząc moje policzki.
- Jeśli już podsłuchiwałeś – zaśmiał się – Trzeba było słuchać do końca. Powiedziałem szefowi, że wolałbym zrezygnować z debiutu niż z ciebie – otarł kciukami słone krople – Głuptas z ciebie. Trzeba było mi przynieść te kanapki, zbyt mocno za tobą tęskniłem.
Szybko znalazłem się na jego kolanach, wtulając się w jego tors. Po chwili jednak uniósł mój podbródek, łącząc swoje wargi z moimi. Delikatne muskanie szybko przerodziło się w namiętny pocałunek z użyciem języka i zębów. Starszy złapał mnie pod pośladkami, kierując się w stronę naszej sypialni.

Obudziłem się rano nadal pełen niepokoju. Mimo, że brązowowłosy wszystko mi poprzedniego wieczoru wytłumaczył nie byłem przekonany czy słowa jego szefa nie są prawdą. Czy ja go ograniczałem? Chociaż chciałem wierzyć starszemu, moje myśli nie dawały temu jednak spokoju. Spojrzałem w bok, widząc jak Jimin równomiernie oddycha. Jego kasztanowe włosy porozrzucane były po białej poduszce, a usta lekko uchylone. Nie miał na sobie koszulki, więc dokładnie mogłem zobaczyć zarys jego mięśni. Nie był raczej typem sportowca, zawsze miał troszkę brzuszka i pyzate policzki, uwielbiałem go takiego, bo wydawał się wtedy jeszcze słodszy niż był w rzeczywistości. Jednak po takiej ilości treningów, zbędne kilogramy uciekły w zapomnienie, a ich miejsce zajęły mięśnie. Nie chciałem narzekać, ale jego poprzedni wygląd podobał mi się sto razy bardziej, wydawał się wtedy bardziej rzeczywisty. Teraz przypominał raczej jakiegoś greckiego boga, którego idealność obawiałem się skalać. Przytuliłem się szczelnie do jego boku, wiedząc, że pozostała nam jeszcze chwila bycia razem. Znienawidzona godzina zbliżała się niemiłosiernie, a ja najchętniej odłączyłbym korkii, by budzik nigdy nie zadzwonił. Nie chciałem się z nim rozstawać, chciałem go mieć cały czas przy sobie i chociaż miałem poczucie, że to samolubne wcale nie czułem się winny. Ukochany niespokojnie się poruszył, mamrocząc coś pod nosem. Bałem się, że zabrałem mu ostatnie kilka minut snu, ale spoglądając na jego twarz, odkryłem, że nadal pogrążony jest w krainie snów. Kiedy została minuta do zadzwonienia budzika, postanowiłem obudzić starszego sam. Była to na pewno milsza pobudka niż uporczywy dźwięk. Wspiąłem się na łokcie i złożyłem delikatnego całusa na jego wargach, których kąciki momentalnie uniosły się ku górze. Uchylił powieki, spoglądając na mnie. Od razu wciągnął mnie na siebie, tak, że swoją twarz miałem nad niego. Uniósł się lekko ponownie smakując moich ust, długo nie czekał, by rozchylić moje wargi językiem i przedrzeć się do środka. Oderwałem się pierwszy, kiedy tlen opuścił moje płuca.
- Bądź dziś gotowy o dwudziestej, zabiorę cię do kina – uśmiechnął się, swoim zwyczajowym uśmiechem, który powalał mnie na łopatki. Ochoczo skinąłem głową, trącając swoim nosem jego.
- Co chcesz na śniadanie? – zapytałem, unosząc się do siadu.
- Ciebie – odpowiedział i szybko wbił zęby w skórę mojej szyi.

Całe popołudnie nie wiedziałem, co mam ze sobą począć. Jak codziennie nie zjadłem żadnego posiłku, czekając na ten jeden, specjalny z ukochanym. Układałem w głowie scenariusze, jak może potoczyć się dzisiejszy wieczór. Byłem niezwykle podniecony myślą, że od tak dawna spędzimy razem romantyczne chwile. Niemal dwie godziny układałem ze sobą zestawy ubrań, stwierdzając, który będzie najodpowiedniejszy. Kiedy wybiła dziewiętnasta, wiedziałem, że już dłużej nie zatrzymam swojego niespokojnego tyłka na kanapie. Z uśmiechem na ustach zacząłem się przygotowywać, do tak wyczekiwanej randki. Dla postronnego widza mogłem wyglądać trochę jak nawiedzony, ale szczęście tak bardzo rozpierało mnie od środka, że nie potrafiłem tego dusić w sobie. Wziąłem długi prysznic i wtarłem w siebie zapachowy balsam, aby samym zapachem rozpalić zmysły kochanka. Podkreśliłem oczy czarną kredką i umyłem zęby. Podkładem zakryłem ślad po ugryzieniu, który Jimin zostawił na mnie o poranku. Po chwili jednak zmyłem go z siebie, stwierdzając, że chłopak uwielbia widzieć na mnie swoje znaki. Mało ważne, było czy ktoś obcy to zobaczy i zapała do nas obrzydzeniem, to był nasz czas i zamierzałem z niego korzystać.
Siedziałem przygotowany na kanapie, nerwowo przebierając stopami. Został jeszcze kwadrans do umówionego spotkania, a serce waliło mi, jakby to miała być nasza pierwsza randka. Kiedy wybiła dwudziesta zdziwiłem się, że starszego jeszcze nie ma. Próbowałem to sobie tłumaczyć na różne sposoby, ale odpowiedź przyszła wraz z wibrującym telefonem w kieszeni. Odczytałem wiadomość, orientując się, że nadawcą jest mój ukochany.
Minnie: Kochanie, przepraszam Cię, ale muszę zostać dzisiaj dłużej w wytwórni. Wynagrodzę ci to jakoś. Nie czekaj na mnie, idź wcześniej spać.
Zdenerwowany rzuciłem telefon na drugą stronę kanapy. Tak bardzo cieszyłem się na wspólne wyjście, a dla niego jak zawsze ważniejsza jest wytwórnia. Nie chciałem się tak czuć, dobrze wiedziałem, że spełnia swoje marzenia. Sam go nawet ku temu pchnąłem, ale nie mogłem zapanować nad uczuciami, które rodziły się w moim sercu. Zdziwił mnie także fakt, że nazwał mnie kochaniem. Nie zrobił tego jeszcze nigdy, ale ja zamiast się cieszyć, czułem się dziwnie, przyzwyczaiłem się już do tego, że nazywał mnie pełnym imieniem. Miałem ochotę odpisać mu coś bardzo zgryźliwego, co będzie wyrażało moje rozczarowanie, ale skończyłem na tym, że wystukałem najzwyklejsze „dobrze” i jak głupi wstawiłem serduszko. Tylko idiota po czymś takim domyśliłby się, że jestem zły. Nie przebierając się nawet, rzuciłem się na łóżko i nie mając nic lepszego do roboty, udałem się do krainy snów, po raz kolejny ignorując dźwięki wydawane przez mój żołądek.

Następnego dnia obudziłem się, a jego już nie było. Zostawił tylko małą karteczkę, mówiącą, że mnie kocha i pięknie bym wyglądał na naszej randce. Stęskniłem się za nim, a nawet nie mogłem go zobaczyć zaraz po przebudzeniu. Nie widziałem sensu w tym, żeby wstać z łóżka. I tak nie miałem nic do roboty. Wszystkie domowe obowiązki wykonałem w zeszłym tygodniu, a nie będę co tydzień mył okien, prał firanek i pościeli. Nawet branie prysznica wydawało się nie mieć sensu, bo niby dla kogo. Dla samego siebie mogłem śmierdzieć i by mnie to nie obeszło. Chociaż jeśli Jimin wróciłby wieczorem miałbym po co to wszystko robić. Dla tego porwałem telefon z nocnej szafki i wystukałem numer chłopaka.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Za piątym chciałem zrezygnować, ale zanim nacisnąłem czerwony przycisk usłyszałem jego zdyszany głos.
- Jungkook – wrócił do swojego normalnego sposobu nazywania mnie, na co zwyczajowo na moim ciele wystąpiły dreszcze – Zabijesz mnie, ale nie mogę dziś wrócić na noc do domu. Przyjeżdża do nas znany w Stanach choreograf, nie mogę przegapić takiej okazji, mam nadzieję, że zrozumiesz – zamurowało mnie i jedynie odpowiedziałem swoje ulubione słowo „dobrze” – Kocham cię – tchnął i się rozłączył.
Telefon tym razem wylądował na podłodze i czułem, że jeszcze kilka takich sesji, a będę mógł się z nim pożegnać. Jimin nawet nie dopuścił mnie do słowa, a chciałem mu powiedzieć, jak bardzo mi go brakuje i jak bardzo chcę, żeby był przy mnie. Przez moment zastanawiałem się czy nie napisać mu tego w wiadomości tekstowej, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Rozwijanie się przy sławnym choreografie naprawdę mogło mu dużo dać, a ja tak zwyczajnie, przez moje uczucia chciałem tę szansę zaprzepaścić. Wygrzebałem się z pościeli, postanawiając wyprać dywan.

Minęło kilka dni zanim starszy wrócił do domu. Jeśli spędzenie ze mną dwóch godzin, można nazwać powrotem. Jeśli siedzenie i wgapianie się w ekran telewizora można nazwać spędzeniem ze mną czasu. Zmienił się, zmężniał, stał się bardziej poważny, zmęczony. Chociaż sposób, w który mnie przytulał nadal był taki sam. Dawał tyle komfortu i ciepła, przekazywał tyle emocji. I chociaż nie byłem pewien czy jego uczucia względem mnie nie uległy zmianie, serce walące w jego piersi utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem dla niego jedyny.
- Zjemy coś? – zapytałem, tylko na małą chwilkę odciągając głowę od jego torsu.
- Jadłem obiad w wytwórni – szepnął – Zostań tak, proszę cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem – ponownie przyciągnął mnie do siebie, zamykając w ciasnym uścisku.
Nawet nie wiedział, jak długo czekałem, aby zjeść z nim posiłek. Tak naprawdę, żeby w ogóle zjeść jakiś posiłek. Jedzenie bez niego pozbawione było sensu, więc po prostu z niego rezygnowałem. I nawet sam nie miałem pojęcia, że wystawiam samego siebie w łapy anoreksji.

Powoli zaczynałem chyba przyzwyczajać się, że widuję go coraz rzadziej. Zdarzało się, że przez kilka dni nie wracał do domu, sypiając w pokojach dla trainee. Bywało też tak, że kiedy wracał ja już spałem, albo wychodził zanim ja zdążyłem się obudzić. Czasami jednak budziłem się obok niego i to były najlepsze dni spośród wszystkich. Przez ten czas nie mógł jednak zauważyć, jak ja zacząłem się zmieniać. Schudłem, a po moich, ćwiczonych w czasach liceum, mięśniach pozostało jedynie wspomnienie. Dołki pod oczami zaczęły robić się coraz bardziej widoczne, co podczas jego wizyt (tak teraz to traktowałem bardziej jak wizyty, niż wspólne mieszkanie), próbowałem zatuszować je podkładem. Jedzenie nie wydawało się już takie niezbędne do życia, a kawa i jogurt od czasu do czasu, maskowały nieprzyjemne burczenie. Wstyd się przyznać, ale z nudów wróciłem do palenia, ale robiłem to tylko na balkonie, obawiając się, że brązowowłosy mógłby coś wyczuć, ale prychałem na sama myśl o tym, bo on nawet nie zorientowałby się, gdybym zmienił cały wystrój mieszkania. Był jedynie gościem we własnym domu. Po wypalonym papierosie wróciłem do środka, opatulając się własnymi ramionami, bo na dworze zaczynało robić się już naprawdę zimno. Poczułem zawroty głowy, więc przytrzymałem się ramy łóżka, dosyć często zaczynało mi się to zdarzać, ale załatwiałem to jogurtem naturalnym, ale kiedy teraz doczołgałem się do lodówki, stwierdziłem, że jest ona pusta. Zimne poty wystąpiły na moim czole i plecach, a oddychanie stało się nie lada wyzwaniem. Nawet nie wiem, kiedy opadłem na podłogę, a po jakimś czasie takiego leżenia straciłem przytomność.

Otworzyłem oczy, nie bardzo orientując się, co się dzieje i gdzie jestem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, dostrzegając moją matkę, od razu podeszła do mnie i uśmiechnęła się lekko. Wytłumaczyła mi, że przyszła w odwiedziny i zastała mnie leżącego na kuchennej podłodze. Faktycznie miałem nawyk, zostawiania otwartych drzwi.
- Rozmawiałaś z Jiminem? – poderwałem się, czując ból głowy.
- Nie mogę się z nim skontaktować – odpowiedziała, spoglądając na swój telefon.
Odetchnąłem z ulgą, nie mógł dowiedzieć się, że coś jest ze mną nie tak. Nie mógł poznać moich słabości, to przeszkodziłoby w jego karierze, która zaczynała nabierać tempa. Nie mógł przeze mnie zaprzepaścić życiowej szansy, a byłem przekonany, że byłby w stanie rzucić wszystko i tutaj przybiec.
- Mamo, nie wtrącaj się w nasze sprawy – powiedziałem dużo ostrzej niż planowałem.
- Kochanie, nie sądzisz, że on powinien wiedzieć? Zwłaszcza, że masz problemy z jedzeniem – chciała pogłaskać mnie po głowie, ale wstałem szybko, odłączając od siebie wszystkie kable – Gdzie ty się wybierasz? – zawołała za mną.
- Wypisuję się na własne żądanie.

Wróciłem do domu i zdziwiłem się, kiedy już od progu uderzyły we mnie zapachy jedzenia, od razy żołądek podszedł mi do gardła. Zdjąłem buty i ostrożnie udałem się w stronę kuchni. Jimin stał przy piecyku i mieszał w garnku, najpewniej jakąś zupę. Stół był już zastawiony, stały na nim także inne potrawy. Potknąłem się o coś niewidzialnego, czym zwróciłem na siebie uwagę chłopaka. Odwrócił się w moją stronę, widocznie uradowany.
- Jungkook, już jesteś – podszedł i ucałował czule moje wargi.
Byłem tak oszołomiony, że stałem jak słup soli, nie mogąc się nawet poruszyć.
- Co ty robisz w domu? – zająknąłem się, chociaż chciałem powiedzieć to pewnie.
- Mam trzy dni wolnego, więc chcę je spędzić z tobą – wrócił do mieszania zupy, ale nadal wzrok miał skierowany w moją stronę – Tak dawno nie jedliśmy nic razem, postanowiłem więc coś przygotować – to wydawało mi się dziwne.
Jimin nie był typem osoby, która gotuje, te obowiązki zawsze leżały w moim interesie. Zwykle nie potrafił nawet sam zrobić sobie śniadania. Zastanowiłem się czy, aby przypadkiem nie znajduję się w alternatywnej rzeczywistości. Mój chłopak wrócił, mogłem mieć go przy sobie, ugotował dla nas posiłek. Szkoda, że prawdziwe życie tak nas zawodzi.
Spoglądając na to całe jedzenie miałem ochotę uciec, nie wiedziałem jednak w jaki sposób tego dokonać, aby starszy niczego się nie domyślił.
- Jimin, przepraszam – zacząłem, próbując opanować drżenie głosu – Byłem u mamy na obiedzie i jestem pełen – chciałem pójść do sypialni i zaszyć się w pościeli, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Dlaczego mnie okłamujesz? - zatrzymałem się tyłem do niego, nie bardzo mogłem mu teraz spojrzeć w oczy. Przez ponad dwa lata trwania naszego związku nigdy go nie okłamałem. Ufaliśmy sobie i zawsze byliśmy szczerzy, aż do tego momentu, kiedy skłamałem mu w sprawie dotyczącej jedzenia – Rozmawiałem z twoją matką. Wszystko mi powiedziała.
Tego się mogłem spodziewać, a przecież prosiłem ją, żeby nie mieszała się w nasze sprawy. Bo to są tylko i wyłącznie nasze sprawy.
- I co? – odwróciłem się do niego na pięcie – Usłyszałeś, że biedny Jungkook jest chory i postanowiłeś zgrywać dobrego samarytanina i wrócić, by się nim zająć? – wszystkiego emocje skrywane przez ostatnie miesiące zaczęły powoli wychodzić na światło dzienne.
- O czym ty mówisz? Zostawiłem wszystko, by się tobą zająć – wyłączył palnik, bo chyba czuł, że szykuje się dłuższa rozmowa.
- Nie potrzebuję twojej opieki i troski. Przez cztery miesiące byłem tego pozbawiony, już nie jestem bezbronny i potrafię się sam sobą zająć – powiedziałem pewnie, trochę oskarżycielsko.
- To nie tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem każdą chwilę spędzać z tobą, ale ćwiczenia pochłaniały zbyt dużo czasu. Robiłem to, by osiągnąć swoje marzenie – wytłumaczył spokojnie, chciał do mnie podejść, ale odsunąłem się na kilka kroków.
- Dobrze to wiem, nawet sam cię to tego popchnąłem i nawet nie mogę być za to na ciebie zły, dlatego to tak cholernie boli – pierwsze słone krople pojawiły się w kącikach oczu – Nawet nie masz pojęcia, jak samotny się czułem każdego dnia. Tylko ja i te cztery ściany. Już nie mieszkałem z tobą, ty byłeś tu tylko gościem. Nie dostałeś żadnego wolnego, prawda? Moja matka cię zmusiła, byś tu przyjechał – zapytałem, doskonale znając odpowiedź.
- Jungkook – zadrżałem, kiedy te słowa opuściły jego wargi – Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Jestem tutaj, bo nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało – i w jego oczach dostrzegłem błysk łez.
- A więc twój szef ma rację, ograniczam cię. Powinieneś właśnie teraz być na sali treningowej, a nie tutaj ze mną. Idź – machnąłem dłonią w stronę drzwi wyjściowych – Spełnij swoje marzenie.
Nie odpowiedział nic, tylko wpatrywał się we mnie uważnie, może z nutą smutku.
- Jesteś chory nie mam zamiaru cię zostawiać. Pamiętasz w zdrowiu i w chorobie – cień uśmiechu wykwitł na jego twarzy.
- Nie wiem, co moja matka ci nagadała, ale ze mną wszystko w najlepszym porządku – powiedziałem lekceważąco.
- Widziałeś się ostatnio w lustrze? – zapytał i tym razem przestąpił kilka kroków, a ja się nie odsunąłem – Wiem, że nic nie jest dobrze i że to moja wina.
- Właściwie masz rację, to twoja wina. Najlepiej będzie, jeśli teraz wyjdziesz. Na ciebie czekają, a ja jestem zmęczony i chciałbym odpocząć – skierowałem się w stronę pokoju, kiedy poczułem, jak jego ramiona oplatają moje.
- Nigdy z ciebie nie zrezygnuję – jego szept dotarł do mojego ucha, poczułem jak kilka jego łez skapuje na moją koszulkę.
- Ale chyba ja już z siebie zrezygnowałem – powiedziałem i odsunąłem jego dłonie od siebie, znikając za drzwiami.
Oparłem się o nie plecami, powoli się po nich usuwając. Usłyszałem tylko lekkie zgrzytanie drzwi, sygnalizujące, że Jimin wyszedł tak jak chciałem. Tylko czy ja naprawdę tego chciałem? Ucisk w sercu był nie do wytrzymania, dlatego położyłem się na podłodze, wkrótce zasypiając.

Kiedy rano się obudziłem byłem już w łóżku, jak przez mgłę pamiętałem jak się na nie przetransportowałem. Spojrzałem na zegarek, uświadamiając sobie, że wcale tak wcześnie nie było. Mało mnie to jednak odeszło, bo ostatnio wszystko, co zajmowało mój dzień to bezczynne leżenie w łóżku. I tym razem miało nie być inaczej. Ułożyłem się z powrotem na poduszce, szczelnie okrywając kołdrą. Spojrzałem w sufit, próbując nie myśleć o niczym. Dźwięk telefonu, oznajmiający nową wiadomość zmobilizował mnie, by spojrzeć w tamtą stronę. Sięgnąłem aparat i spojrzałem na wyświetlacz, nie spodziewając się, że mogę tam zobaczyć nazwę „Minnie”. Myślałem, że nasza rozmowa zakończyła się wczoraj, a on przez moja słowa, nie będzie chciał mnie więcej znać. Zawahałem się, wolałem nie poznawać treści tej wiadomości. Odłożyłem więc telefon na półkę, znów zajmując moje myśli białym sufitem. Jednak one co jakiś czas powracały do nieprzeczytanej wiadomości. Nie wytrzymałem w końcu i odblokowałem ekran. W treści wiadomości znajdowała się wiadomość głosowa, niepewnie na nią kliknąłem. Moich uszu dobiegł głos brązowowłosego.

Hej,
to nie jest łatwe, hm?
wiem, że jestem zajęty
zastanawiasz się czemu musiałeś przejść tak daleko
chcą zbyt wiele (ja wiem)
pewnie chcesz przerwy
wszystko jest tak głośne
wszystko jest tak denerwujące, mam rację?
zakładam, że chcesz wrócić do domu (nawet jeśli w nim jesteś)
tylko tak zakładam

gdy masz gorszy dzień, posłuchaj tej piosenki
wczuj się w nią jak w kawałek czekolady
zapewnij sobie posiłki, nawet jeżeli będziesz zmęczony
wtedy będę komplementował cię później

tęsknię za tobą
strasznie cię lubię
chcę cię przytulać częściej
czuję do ciebie tak jakby miłość
może naprawdę cię kocham


Z każdym kolejnym słowem po moim policzku toczyła się kolejna łza. Miło było wiedzieć, że nadal go obchodziłem, nawet po tych trudnych słowach, które musiał ode mnie wysłuchać. Myślałem, że nasz związek skończył się wraz z wczorajszym wyrzuceniem go z mieszkania, ale on mnie nie zostawił. Poczucie ulgi zarysowało się w moim sercu. Chociaż z całych sił próbowałem wyzbyć się uczuć do niego, one jak na złość nie chciały odejść. Kochałem go, najmocniej jak tylko mogłem. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że jestem chory, że martwiłem się tak bardzo, że jedzenie stało się dla mnie bezsensowne i to wcale nie była jego wina, a tylko i wyłącznie moja. Wyszedłem z pościeli, od razu kierując się w stronę kuchni. Otworzyłem lodówkę, wyjmując z niej duże, czerwone jabłko. Okręciłem go wokół własnej osi, a potem delikatnie ugryzłem. Nie było takie złe jak przypuszczałem, wydawało mi się nawet, że zapomniałem jego smak. Z każdym kolejnym kęsem, nabierałem więcej w moje usta, aż został sam ogryzek.

- I od tego momentu zaczął pan regularnie jadać? – terapeuta zadał mi kolejnego pytanie, po tym jak zabrałem w sobie odwagę, by opowiedzieć mu całą swoją historię. Kiwnąłem twierdząco głową, na co z jego strony otrzymałem uśmiech – A co z chłopakiem, który trenował, aby stać się idolem? – zapytał zainteresowany, a ja nie bardzo wiedziałem czy to pytanie zadał jako terapeuta, czy jako człowiek ciekawy jak potoczył się dalej nasz związek.
Nie odpowiedziałem nic, tylko odwróciłem głowę, by spojrzeć na brązowowłosego chłopaka, stojącego w progu drzwi. Uśmiechnięty od ucha do ucha, wstałem i skierowałem się w jego stronę, od razu łącząc z nim swoje wargi w namiętnym, acz słodkim pocałunku.
- Jak wizyta, Jungkook? – zapytał.
- Później, opowiem ci później – złączyłem z nim dłoń, kierując się w stronę wyjścia.

I może Jimin nie został idolem, nie pokazał całemu światu swojego tańca, ale spełnił inne, drobniejsze marzenia, które sekretnie odkreślał na liście, zawieszonej we wnętrzu jego szafy. Cieszył mnie fakt, że na samym jej szczycie był ślub ze mną, który doczekał się realizacji niespełna miesiąc wcześniej. Nie zawsze wszystkie marzenia mogą zostać zrealizowane, warto jednak marzyć, bo to marzenia czynią nas tym, kim chcemy być.


Shot pisany we współpracy z moją przyjaciółką 마우스. Dziękuje za pomoc <3

18 komentarzy:

  1. Bardzo wzruszająca opowieść <3
    Syśka elf

    OdpowiedzUsuń
  2. Unnie :D Yeyu podoba mi się, czuć taki inny styl. Dobrze się spisałyście <3 Już się bałam, że skończe to czytał płacząc. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam już Was tak nie męczyć smutnymi zakończeniami :)

      Usuń
  3. Ja chciałam tylko powiedzieć, że to było wspaniałe i boże... popłakałam się ze wzruszenia, już się bałam, że wszystko między nimi się zepsuje, a tu proszę.. szczęśliwe zakończenie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwe zakończenia do to mnie nie podobne, prawda? Hahaha ^^
      Dziękuję <3

      Usuń
  4. Świetne (jak zwykle) + wszyscy żyją :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając ten oneshot czułam się jakbym oglądała film :')
    Końcówka bardzo wzruszająca :') :'')

    OdpowiedzUsuń
  6. To było takie piękne Jimin taki kochamy w tym shocie. Pięknie to napisała. Mam tylko jedno pytanko. Czy będzie do tego kolejny rozdział? Pisz jak najwięcej bo widzę że bardzo kochasz to co robisz więc nigdy nie przestaje pisac. I jak napisałas spełniają swoje marzenia. Życzę Ci weny jak najwięcej !!! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej zakończony shot, ale zapraszam do oczekiwania na inne :)
      Masz rację, uwielbiam pisać i dziękuję <33

      Usuń
  7. Omo, omo, omo.
    Nareszcie miałam czas, aby przeczytać tego cudownego one shota...
    Na początek. Naprawdę dziękuję. Zarówno Tobie, jak i Twojej koleżance. To jeden z piękniejszych prezentów, jakie dostałam! Świadomość, że pisałyście to z myślą o mnie, towarzyszyła mi przez cały czas, który poświęciłam na czytanie i naprawdę mnie rozczulała!
    Nie dosyć, że shot jest z moim OTP, to jeszcze zrobiłyście szczęśliwe zakończenie! Do teraz nie dochodzi do mnie, dlaczego miałabym się rozczarować. To jest naprawdę cudowne!
    Tak się składa, że trafiłyście w samo sedno tego, co kocham.
    Zwyczajne spotkanie, zupełnie przypadkowe, a jednak z jakąś iskrą. W dodatku poruszony temat marzeń, jejku, nie wiem jak na to wszystko wpadłyście, ale chyba zajrzałyście mi do umysłu. TT
    Cieszę się, że Jimin nie jest tutaj takim mega mega badboyem, chociaż na początku myślałam, że taki będzie, ale nie rozczarowałam się. Jimin ma być strasznie okrutnym seme, albo najsłodszym seme, aż się chce wymiotować tęczą. Nie ma nic pomiędzy.
    Moment, w którym wymieniona została anoreksja również mnie ucieszył, a zwłaszcza, gdy Kookie ją pokonał. Swego czasu sama chorowałam na bulimię, ale z niej wyszłam, dlatego jestem strasznie dumna z Jungkooka!
    Mam wrażenie, że zawarłyście w tym one shocie całą moją osobę. Temat marzeń, oddanie drugiej osobie, pragnienie szczęścia, ale też różne problemy, na które natrafiamy.
    Nie wiem, jak Wam dziękować. Sprawiłyście, że uśmiechnęłam się szeroko i szczerze pierwszy raz od dłuższego czasu. Jestem BARDZO wdzięczna i chociaż komentarz nie wyszedł taki, jaki chciałam, to mam nadzieję, że odnajdziecie w nim chociaż cząstkę szczęścia, które teraz mnie wypełnia!
    DZIĘKUJĘ! ♥
    Ściskam bardzo cieplusio i życzę weny na takie opowiadania, jak to (w sumie wszystkie opowiadania i one shoty na tym blogu są wspaniałe, ale ten uraczył moje serce w całości). Do następnego napisania! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak czekałam na twoją opinię. Strasznie się bałam, że nie wyszło tak, jakbyś chciała i mogę odetchnąć z ulgą po twoim komentarzu.
      Dziękuję i jeszcze raz wszystkiego najlepszego <33

      Usuń
  8. To było tak strasznie smutne. Pół tego opowiadania płakałam. Powiedz mi jak ty to zrobiłaś? Ja zazwyczaj nie płaczę, a tu tak strasznie jak bóbr czy tam cokolwiek. Jesteś geniuszem! Na prawdę. Biedny Kooki ;c Ale to na końcu było tak straszni słodkie i nawet nie wiesz jak ja się ucieszyłam jak Jimin zrezygnował z kariery dla Jungkooka. Jestem zła bo Jimin marzył o byciu idolem ale nie ma! Nie odstanie! Kooki jest ważniejszy <3
    Kocham cie no za tego shota i czekam na kolejne no i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że wyszło mało angsta w angście, ale czytając wasze komentarze wydaję mi się, że wcale nie. Cieszę się, że się podobało ^^ Nie mam pojęcia jak to zrobiłam hahha
      Dziękuję <33

      Usuń
  9. O nieee ;; Od tak dawna nie było mi tak mocno smutno podczas czytania ;; A to.... jeju... to jest takie cudowne i piękne <3 Strasznie mi się ten shot spodobał i chyba mogę śmiało powiedzieć, że wędruje na listę moich ulubionych, taak wysoko u góry :3
    Pięknie, aż mi słów brakło ;; ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Ja myślałam, że trochę go zawaliłam, ale jeśli się podoba to dziękuje <33

      Usuń
  10. Płakam! ;-; To takie piękne! :') Najpierw przypadkowe spotkanie, przyjaźń, miłość, trud w związku u na końcu ślub! ! ^^ To takie piękne! ;*** ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń