środa, 23 września 2015

Gęsta barwa deszczowego dnia w Seulu

Witam Was! Zupełnie nowy one shot wprost ode mnie. Zdjęcie na dole pochodzi z pewnego tumblra (Click here) i dziękuje jego autorce za udostępnienie własnego fanarta na potrzeby tej historii <3

To Marie: Big thanks to you for inspiration and the ability to add your fanart on my blog. <33



Obudziłem się, kiedy zaczynało się rozjaśniać na zewnątrz
Przeczesuję tył włosów wymęczonymi rękami,/em>
Z nieznanym mi pustym uczuciem, które spływało po mnie
Myślę, że powinienem wyjść na zewnątrz, nie zabierając ze sobą parasolki


Od jakiegoś czasu moje życie było ponure i monotonne. Wyglądając na zewnątrz jedyne, co mogłem zobaczyć to szarość, wszystko spowite było szarością. Szare miasto, szare budynki, szare drogi, szare niebo. Rozpoczęła się jesień, nie tylko kalendarzowa, ale także jesień mojego serca i duszy. Tego dnia nie padało, ale słońce nadal postanowiło nie uraczyć nas swoim blaskiem. Obudziłem się wcześniej niż zwykle, słysząc głosy młodszego rodzeństwa dochodzące zza ściany. Powinienem wymyślić kolejną wymówkę, aby pozostać cały dzień w łóżku? Westchnąłem przeciągle i nałożyłem kołdrę na głowę. Ta pora roku, nigdy nie należała do moich ulubionych. Zaczynało robić się zimno, a jedyne, w co mogłem się wtulać to miękkość poduszki. Ciepła nie przekazywało inne ciało, a żar płomieni z kominka. Czując pod powiekami zbierające się łzy, wstałem z łóżka i od razu wyszedłem na korytarz. Głosy się nasiliły, ale je zignorowałem, zamykając się w łazience. Całkowicie obudzony, witam swoją twarz w lustrze. Dziś wyglądam nieco bardziej marnie. Odkręciłem kurek z zimną wodą i oblałem nią zmęczone oczy. Zatrzymałem się w kuchni, przelotnie tylko zerkając na bawiące się tam dzieci. Stanąłem przed lodówką i otworzyłem ją przez kilka minut nieobecnym wzrokiem wpatrując się w jej zawartość.
- Jungkook, zamknij tą lodówkę, bo wszystko się rozmrozi - ze stanu osłupienia wyrwał mnie głos matki. Posłusznie zatrzasnąłem drzwiczki i bez słowa chciałem opuścić pomieszczenie - Idziesz dzisiaj na uczelnię? - zapytała, a ja stanąłem sparaliżowany, nie mogąc odwrócić się w jej stronę.
- Tak - rzuciłem tylko i zniknąłem za drzwiami sypialni.

Niebo jest zachmurzone i powietrze jest czyste
Na jasnoszarym tle, dlaczego tutaj nadal stoję?
Nie mam pojęcia, czy mam jakieś myśli, czy wcale ich nie mam.

Wolnym krokiem mijałem kolejne ulice, nie spieszyło mi się. Nawet, gdybym spóźnił się na zajęcia, nic by to nie zmieniło. Bywałem tam, ale jedynie ciałem, bo mój umysł szybował gdzieś w tylko sobie znanym kierunku. Kopałem mały kamyk, który pokonywał drogę wraz ze mną. Czułem się mniej samotnie, mając go przy sobie. Pożółkłe liście, co jakiś czas tańcząc z wiatrem muskały moją twarz. Pozbawione odzienia drzewa kołysały się żywiej wraz z każdym większym podmuchem. Kaptur czarnej bluzy wylądował na mojej głowie, chroniąc ją przed zewnętrznym światem. Oddychałem głębiej, chcąc zaczerpnąć w płuca jak najwięcej rześkiego powietrza. Rok w rok o tej samej porze, tak właśnie się czułem. Chciałem szybować i podbijać świat, ale każdej jesieni zostawałem ściągnięty na ziemię, a nawet pod nią, by przez te kilak miesięcy być zupełnie nieobecny i pogrążony w niezidentyfikowanej rozpaczy, tak po prostu, bez żadnego powodu. Natura wpływała na moje życie, chcąc uczynić jeszcze bardziej ponure i monotonne. Dopiero, kiedy usiadłem w ławce, całe nagromadzone powietrze w płucach, opuściło mojego ciało z cichym świstem.

Deszcz, który skapuje jak melodia, sprawia, że wszystko wydaję się być Andante.
Mogę wyraźnie usłyszeć dźwięk uderzania deszczu o ziemię
Jak opętany człowiek, zaczynam nucić

Wyszedłem z budynku uczelni, uświadamiając sobie, że deszcz, jednak postanowił uraczyć nas tego dnia swoją obecnością. Przystanąłem przed głównym wejściem stwierdzając, że nie zabrałem ze sobą parasola, a krople sączyły się z nieba zbyt mocno, bym bez szwanku dotarł do domu. Postanowiłem, więc przeczekać aż deszcze ustanie na tyle, bym nie przemókł do suchej nitki. Stałem tak, a kolejne minuty mijały nieprzerwanie. Uczniowie opuszczali szkołę, rozkładając swoje parasole i zostawiając mnie daleko w tyle. Rozglądałem się dookoła, widząc jak plac zaczyna pustoszeć, w końcu pozostawiając mnie zupełnie samego. Nie spodziewałem się, że deszcz może tego dnia spaść, albo raczej spodziewałem się tego, ale nie chciałem tej myśli do siebie dopuszczać, bo wtedy poczułbym się jeszcze gorzej i złapałbym jeszcze większego doła, który aktualnie nie był mi potrzebny. Poczułem ruch obok siebie, więc odwróciłem głowę w tamtym kierunku, dostrzegając nieznajomego chłopaka z plecakiem na plecach, który rozkładał swój parasol. Jednak najbardziej zdziwił mnie fakt, że podsunął go pod moją głowę i zbliżył się do mnie, tak, że stykaliśmy się ramionami. Nie odezwał się słowem, ale jakby wzrokiem przekazał mi swoją wiadomość. Czekał, aż zgodzę się z nim pójść. Zrobiłem niepewny krok do przodu, a zadowolony chłopak ruszył razem ze mną. Szliśmy ramię w ramię przed siebie, a żaden z nas nie odezwał się słowem. Nie było jednak niezręcznie. Za każdym razem, kiedy moja skóra zetknęła się z jego, mimo, że pod grubą warstwą ubrać, moje ciało przechodził dreszcz. Przewyższałem go wzrostem, więc moje plecy były lekko zgarbione, żebym głową nie uderzał w parasol. Mogłem dokładnie mu się przyjrzeć, bo jego wzrok utkwiony był w drodze przed nami. Chodziliśmy do tej samej szkoły, a ja w ogóle go nie kojarzyłem, nawet mimo tego, że jego wygląd był dość specyficzny i wyróżniający się z tłumu przeciętnych Koreańczyków. Jego włosy zafarbowane były na kolor rudy, może specjalnie, a może sprały się po jakimś intensywniejszym kolorze. Jego pełne usta, najbardziej wyróżniały się na jego idealnie gładkiej, pozbawionej skazy, twarzy. Nie żeby mogły przyćmić malutkie oczy. Co jakiś czas, jego gardło drgało, wyciągając z niego piosenkę, którą nucił pod nosem. Uśmiechał się, a radość biła od jego twarzy. Podobało mu się, to że pada deszcz, wyglądało, jakby kochał taką pogodę i nie wywoła ona w nim negatywnych emocji. Nie wiem przez jak długi czas tak szliśmy, nie zdążyłem nawet dostrzec, gdzie się znajdujemy. Szedłem obok niego, jak wierny pies, nie pytając o nic. Prawdopodobnie chciał odprowadzić mnie pod dom, ale nie zapytał o mój adres, a ja sam też mu go nie zdradziłem. Nie wiem, dlaczego zgodziłem się, aby z nim pójść, mogłem jeszcze chwilę poczekać, a później zadzwonić po ojca, aby odebrał mnie spod uczelni. Ja jednak wybrałem spacer z nieznajomym w nieznanym sobie kierunku. Myślę, że podobało mi się ciepło i optymizm, który bił od jego ciała, tak ściśle przytwierdzonego do mojego własnego.
- Gdzie mieszkasz? - podskoczyłem na dźwięk jego głosu.
Nie spodziewałem się, że się do mnie odezwie. Jego głos był... inny. Dziwny na swój sposób. Z odrobiną słodyczy, łyżeczką seksowności, czyżbym wyczuł również zdenerwowanie? Wystraszyłem się w tym momencie, chociaż myśląc potem nie miałem żadnego powodu. Odsunąłem się od niego, lądując od razu pod strumieniem deszczu. Automatycznie nałożyłem kaptur na głowę.
- Dziękuje - rzuciłem na odchodnym i poszedłem przed siebie.
Może zabrzmiałem oschło i zachowałem się nieodpowiednio? W końcu jako jeden jedyny, postanowił mu pomóc, nie oczekując nic w zamian. Byłem jednak zbyt mocno zawstydzony, by odwrócić się i spojrzeć na jego reakcję.

Ciągle nie mogę zmrużyć oka, gdy marnieje z każdym dniem
Deszcz przestał padać i odbijam się w kałuży
Widzę, że dziś wyglądam nieco bardziej marnie

Każdego ranka znów ta sama rutyna, jednak czuję, że coś się zmieniło, ale nadal nie potrafię tego zidentyfikować. Poranna toaleta, szybkie śniadanie, całus w głowy maluchów i wyjście na uczelnię. Zatrzymałem się jednak przy drzwiach, wpatrując się w wiszący na wieszaku parasol. Analizowałem przez chwilę jego przydatność. Wyszedłem z domu, bez zabierania go. Chyba liczyłem na to, że tego dnia deszcze się nie pojawi, a może bardziej liczyłem na to, że będzie lało, jak jeszcze nigdy, a nieznajomy ponownie użyczy mi miejsca pod swoją parasolką. Zajęcia dłużyły się niemiłosiernie, zupełnie jakbym na coś czekał i co kilka minut sprawdzał zegarek. Z ulgą odetchnąłem widząc krople deszcze moczące szyby sali. Ściemniło się, na tyle, że wykładowca musiał zaświecić światło, ale ja czułem jakby w moim sercu pojaśniało. Zebrałem szybko podręczniki, pakując je do plecaka i przeciskając się przez kolegów z grupy wyszedłem na chłodne powietrze. Niebo upuszczało coraz więcej swoich łez, znacząc nimi ziemię. Znów zatrzymałem się przed frontowymi drzwiami i patrzyłem jak uczniowie znikają za horyzontem. Nawet, kiedy zostałem już zupełnie sam nie zraziłem się tym, pamiętając, że rudowłosy pojawił się poprzedniego dnia o podobnym czasie. Sekunda za sekundą, minuta za minutą, stałem tak godzinę. Deszcz przestał padać, pokręciłem z głową ze zrezygnowaniem. Co ja sobie w ogóle myślałem? Musiałem sobie za dużo na wyobrażać. Przygotowałem się do tego, aby wrócić do domu, kiedy drzwi otworzyły się hukiem. Odwróciłem się, widząc rudego chłopaka. Był lekko zdyszany, a jego klatka unosiła się szybciej niż powinna, jakby biegł tutaj, co sił w nogach. Znów się do mnie nie odezwał, podszedł jedynie i wyciągnął z plecaka parasol, od razu go rozkładając. Ściągnąłem ze sobą brwi, nie bardzo rozumiejąc, co takiego wyprawia, skoro kilka minut temu, deszcze przestał padać. Skinął na mnie głową, więc niemal automatycznie dołączyłem do niego. Znów przechadzaliśmy się ulicami Seulu, nadal w okalającej nas ciszy. Ludzie dziwnie na nas spoglądali, widząc, że idziemy pod parasolem, kiedy deszcze nie pada, ale on to ignorował, dlatego też postanowiłem postąpić tak samo. Doszliśmy do przejścia dla pieszych, oczekując aż zapali się zielone światło. Nie zauważyłem, że przed nami, na jezdni znajduje się ogromna kałuża, dopóki ciało chłopaka nie osłoniło mojego przed jej kroplami, które rozprysnęły się po przejechaniu przez nią autobusu. Moje usta się otworzyły, rudowłosy znajdował się zbyt blisko mnie, przytrzymując moje ramiona. Moje umiejscowione były na jego plecach w asekuracji przed upadkiem do tyłu. Czułem, że jego kurtka jest cała mokra i podejrzewałem, że nie tylko kurtka, ale i ubrania pod nią. Mrugałem chyba zbyt szybko, bo świat powoli zaczął się rozmazywać. Jednak dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to krople spadające z niebo, rozmywają moje pole widzenia. Odsuwając się od nieznajomego, chwyciłem parasol, który leżał teraz na ziemi i uniosłem go nad naszymi głowami. Nerwowo przełknąłem ślinę i ruszyłem przed siebie, widząc, że zapaliło się światło zielone.

Szykuję się i wychodzę, otwieram parasolkę, która była pomarszczona jak moja twarz
Gdy spacerowałem, chwila, w której usłyszałem deszcz
Zastanawiałem się, dla kogo ten deszcz pada
Dźwięk, który uderzał w samotny, szary asfalt
Spaceruję powoli

Czekanie na niego po zajęciach, chyba stało się dla mnie rutyną. Jednak tym razem ta rutyna sprawiała, że na moje usta cisnął się uśmiech, a serce radośnie podskakiwało. Ściskałem w dłonie torebkę z lekarstwami, które kupiłem idąc do szkoły. Chciałem podarować mu je wcześniej, ale nie mogłem go nigdzie znaleźć. Czułem się winny przez wczorajszą sytuację, mógł się przecież rozchorować, tylko dlatego, że uratował mnie przed oblaniem. W drugiej dłoni ściskałem rączkę parasola, chociaż i tym razem deszcz nie uraczył nas swoją obecnością. Dokładnie jak w zegarku pojawił się rudowłosy. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy, bo już czułem jak moje policzku pokrywa purpura. Wyciągnąłem siatkę w jego stronę, dopiero po chwili poczułem, jak ją zabiera. W zamian za to przed moimi oczami ukazał się kubeczek z kawą. Zaśmiałem się delikatnie i chwyciłem napój w dłonie, upijając drobnego łyka. Rozłożyłem parasol i tym razem, to ja zawiesiłem go nad naszymi głowami. Przechadzaliśmy się uliczkami stolicy, co jakiś czas pociągając łyka ciepłego napoju. Dopiero teraz zorientowałem się, że nawet nie znamy swoich imion. Chciałem móc go jakoś nazywać, ale bałem się zapytać. Nasze spacery zawsze ograniczały się do kilku słów. Tak na prawdę nawet się nie witaliśmy, ani nie żegnaliśmy. Czułem, że słowa nie są potrzebne, nie musiałem też znać jego imienia, aby darzyć go specjalnym uczuciem.

Deszczowa noc, deszcz puka w moje okna, uderza w moje serce

Przez szalejące uczucie w moim ciele, które dawało o sobie znać za każdym razem, kiedy w moim umyśle pojawiał się obraz chłopaka o pomarańczowych włosach, nie mogłem zasnąć. Uśmiechałem się coraz częściej, zapominając o swojej depresji, nie licząc się nawet z ponurą pogodą i padającym deszczem. Szczerze zaczynałem lubić tego dziwnego nieznajomego. Mój dzień opierał się jedynie na spotkaniach z nim, tylko tego przez całe przedpołudnie wyczekiwałem, a ostatnie minuty na zajęciach przesiadywałem jak na szpilkach, by potem pędem popędzić na zewnątrz. Spieszyłem się, chociaż wiedziałem, że będę musiał na niego poczekać godzinę. Wolałem jednak być tam przed czasem niż się z nim minąć. Zaczęliśmy spotykać się każdego dnia i po prostu spacerowaliśmy. Codziennie obieraliśmy inną drogę, jakby nie chcąc znudzić się wyrytymi na pamięć ścieżkami, a może by nie znudzić się sobą. Trwaliśmy w dziwnej relacji, nie znaliśmy nawet swoich imion, a związek pomiędzy nami był na prawdę silny i nieprzerywalny.

Czy jestem kimś, kto wygrawerował swoje istnienie w tobie, tak samo jak deszcz?
Jeśli nie, to czy jestem kimś, kto przyszedł i odszedł niczym krople deszczu?

Mój świat pękł, kiedy któregoś dnia on się nie pojawił. Czekałem więcej niż godzinę, więcej niż dwie, więcej niż sześć. Nie było go. Zaczynałem go sam przed sobą tłumaczyć. Może był chory, może nie przyszedł do szkoły, może miał ważną sprawę do załatwienia, może skończył zajęcia wcześniej. Jednak każde wytłumaczenie zaczynało tracić sens z każdym kolejnym dniem jego nieobecności. Radość, którą dzięki niemu zyskałem zaczęła powolnie opuszczać moje ciało, jakby wyniszczając mnie od środka. Przestałem regularnie sypiać, całymi godzinami wpatrywałem się w krople deszcze niespiesznie spływające z nieba, jak moje łzy po policzkach. Każdy dzień stał się taki sam, znienawidzona rutyna powróciła, napawając mnie obrzydzeniem. Zaczynałem powoli nienawidzić mojego życia. Przez większość czasu zamykałem się w pokoju i leżałem na łóżku. Pustka, którą czułem w sercu rozrastała się z każdą wyjętą kartką z kalendarza.

Nie mam się z kim spotkać, ale biorę dłuższy prysznic niż zwykle
Deszcz ciągle pada za ścianami domu
Nie mam gdzie się udać, ale zabieram parasolkę
I spaceruję na zewnątrz bez żadnego planu
Jakby deszcz pragnął zaznaczyć swoją obecność, moje buty się ubrudziły

Minęły trzy lata, jesień znów zapanowała na zewnątrz, a każda kropla deszczu przypominała mi o nim. Niebo sączyło swoje łzy, a ja przechadzałem się bez niczego. Ludzie spoglądali na mnie z politowaniem. Byłem przemoczony, a moje ciało samoistnie drżało. Przez trzy lata, nic nie zmieniło się w moim życiu. Rutyna nad nim zapanowała, sprawiając, że każdy kolejny dzień nie różnił się od poprzedniego. Minął rok zanim wzrokiem przestałem szukać chłopaka w zakamarkach. Minęły dwa lata zanim po zajęciach zacząłem od razu wracać do domu bez czekania dodatkowej godziny w nadziei, że rudowłosy znów się pojawi. Czasami zastanawiałem się nawet czy nie był tylko iluzją, wytworem mojej wyobraźni. Odważyłem się i zapytałem kilkoro osób o niego, ale nikt go nie znał, nigdy nie widział. Kim był? Nawet mnie kilkanaście osób rozpoznawało, mimo, że nie zamieniłem z nimi ani słowa i trzymałem się na uboczu. Szedłem dalej, lekko szurając nogami. Nagle poczułem, że moje ciało już nie moknie, spojrzałem w górę widząc znajdujący się nad moją głową parasol. Dopiero potem przeniosłem wzrok na postać, która znajdowała się przede mną. Serce zaczęło wybijać dziki rytm w klatce, jakby chcąc się wyrwać do osoby stojącej naprzeciw. To był on, rudowłosy chłopak, którego pierwszy raz spotkałem trzy lata wcześniej, który rozpalił we mnie dotychczas nieznane emocje i który zostawił mnie, pozostawiając po sobie jedynie pustkę. Nasze oczy się zetknęły ze sobą, chciałem coś zrobić. Uciec, nakrzyczeć na niego, przytulić, cokolwiek, ale nie potrafiłem się ruszyć. Mogłem jedynie się w niego wpatrywać z uchylonymi wargami. Chciałem go dotknąć i sprawdzić jego prawdziwość, ale z drugiej strony bałem się, że znów się rozpłynie i nie będę miał szansy więcej go zobaczyć.
- Wróciłem - delikatne słowa opuściły jego usta.
Pewnie oczekiwał jakiejś reakcji z mojej strony, ale ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Łzy już piekły kąciki moich, ale nie mogłem pozwolić im spłynąć.
- Jestem Park Jimin - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
Odetchnąłem. Dobrze było w końcu wiedzieć, że nie jest tylko iluzją, że żyje, ma imię i jest tutaj w tym momencie. Niepewnie wyciągnąłem dłoń w jego stronę, kiedy opuszki naszych palców się zetknęły dziwny prąd przeskoczył pomiędzy naszymi ciałami, co chłopak skwitował jedynie głośnym śmiechem, który obudził we mnie pogrzebane wspomnienia.
- Powiesz mi jak masz na imię? - zapytał, nadal nie puszczając mojej dłoni.
- Jungkook. Jeon Jungkook - wychrypiałem.
Jego brwi ułożyły się niemal w jedną linię, a oczy zwężyły.
- Jeon Jungkook - powtórzył, a w jego ustach brzmiało to jak najpiękniejsza melodia - nie sądzisz, że to brzmi trochę głupkowato? Powinieneś je zmienić - przytaknął głową.
Nie za bardzo wiedziałem o co mu chodzi. Uniosłem jedną brew ku górze.
- No na przykład na Park Jungkook - oznajmił, posyłając mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
Zamrugałem kilkukrotnie, przetwarzając jego słowa. Jednak zanim jakkolwiek mogłem mu odpowiedzieć, przycisnął mnie do swojego torsu.
- Będziesz już zawsze mój? - szepnąłem wprost do jego ucha, oddając pieszczotę.
- Jasne - oderwał się lekko ode mnie, ale nadal kurczowo mnie trzymał - Ktoś przecież musi pilnować, żebyś nie zmókł.

Uśmiecham się, to jest najlepsza melodia w tle

I tak szczęśliwie zakończyła się moja deszczowa historia. Okazało się, że rudowłosy wyjechał na pięcioletni staż do Stanów, ale nie mogąc o mnie zapomnieć wrócił wcześniej. Niedługo potem przysięgliśmy sobie miłość na wieki. I chociaż wieczność to strasznie długo byłem przekonany, że przy boku Jimina mogę tyle trwać. Odnalazłem swoje ciepło i miękkość za zimowe dni. Ważne, aby pamiętać, że ponura pogoda i deszcz to nie zawsze coś złego. Krople deszczu to powód to radości, bo dają ukojenie i oczyszczenie. Nie każdy deszcz przynosi łzy i nie każde słońce zwiastuje radość. Ciesz się życiem, nie ważne co pojawia się za oknem.


~Pattie

18 komentarzy:

  1. Haloo halooooo! Potrzebuję parasola
    Zalał mnie deszcz feelsów.
    Zawarłaś tu wszystko, boże cudowne. Park Jimin sjzjsososndjdos dlaczego on jest taki perf ja się pytam;;;;;
    Kocham deszcze, uwielbiam. Mogę siedzieć na parapecie godzinami i się gapić na kropelki lecące z nieba. W sumie to najbardziej kocham burzę ale to pomińmy. Też wielbię spacery w deszczu, omatko. Chcę tak! Niech mnie znajdzie taki Park Jimin ;----;
    Mega pomysł z ich relacjami. Tylko spacery, nawet nie wiedzieli jak mają na imię, jeju.
    I załamanie Kooka jest takie kochane, to jak czekał aż sześć godzin, zakochany dzieciak.
    Of kors końcowa scena mnie zabiła, no bo no. Tyle w niej uroku, jak tak można? Jak Ty to kurczę robisz? Przed pisaniem jesz jakieś cztery kilo słodyczy, że takie słodkości piszesz? Uwielbiam, ach ach.
    A myślałam w sumie, że smutno się skończy; depresją Kooka etc. A nie lalalalala, jest wielkie loooffff. No i lofff Cię.
    Najlepszy tekst ever. Nazwisko ci nie pasuje, zmień na moje XDDDD haahahahhahaa płaczę XD
    Jak ja Cię kocham!! Mówiłam Ci to? Tak wiem, lubię się powtarzać.
    Kochanie, to jest mega. Jesteś laska tak strasznie utalentowana :o jak Ty to robisz.
    Btw, znów trafiłaś z ficzkiem znów na dzień moich praktych (ach ta święta środa)
    I jestem wymęczona, nie chce mi się żyć, nadal przeziębienie mnie męczy ale gdy zobaczyłam, że coś dodałas....
    Kurde, przestałam myśleć o tym, że wszystko mnie boli i zaczęłam powtarzać w kółko jak bardzo Cię kocham. Ogromnie mi humor poprawiłaś, szczerzę się jak głupia. Dziękuję Ci za to strasznie *~~~~*
    Koooooooooocham♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡♥♥♡♡
    Normalnie jakbyś jakiś radar miała i wiedziała kiedy potrzebuję jakieś Twoje dzieło przeczytać. Nie wiem jak to robisz, ale rób tak dalej c;
    Jak już kiedyś mówiłam, ani trochę się nie cofasz. Lecisz do przodu, coraz lepsze masz pomysły i wszystko takie kochane. Powinnaś książki pisać, serio. Lubię feelsować przy Twoich pracach, taka pasja. Każdy ma jakąś, a moja to właśnie przeżywanie Twoich dzieł.
    Aż deszczu zapragnęłam *~~~*
    Weny, czasu, kurde; WSZYSTKIEGO CI ŻYCZĘ.
    Trzymaj się cieplutko i proszę mi tu nie chorować, bo pogoda fatalna. Noś ze sobą parasol, albo w sumie nie....może taki Jimin Ci da (͡° ͜ʖ ͡°)(͡° ͜ʖ ͡°)
    Ściskam Cię cieplutko~
    Dbaj o siebie♥
    ~yula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yula, a ty nadal przeziębiona? Uhh... chyba potrzebujesz kogoś, żeby cię ogrzał. Zaraz tam któregoś z bangtanów podeślę! Kurde spodziewałam się, że będziecie mnie gnoić za tego shota, bo jak dla mnie jest do dupy. Taką sobie fajną historię wymyśliłam, zainspirowana fanartem, a ogólnie kicha wyszła, a Wy, że się podoba. Co?!?!!? Chciałam to smutno skończyć, ale w końcu stwierdziłam, że żal mi Kookisia i mu Parka podeśle, a co. Co ja zawsze robię, że wstawiam coś w środę? Dziwna jestem, ogólnie nie planuje tego, samo jakoś tak wychodzi.
      Ty lubisz felsować przy moich pracach, a ja lubię je czytać, więc doskonale się zgrywamy ^^ <33

      Usuń
  2. OMG. PATRYCJA.
    Co Ty ze mną robisz? W ogóle jakim prawem? TT
    Nie dosyć, że Jikook, to jeszcze tematyka deszczu (która w opowiadaniach/ książkach zawsze tak bardzo łapie mnie za serce)
    Kookie w depresji ;; Jesienią ;; Jesteśmy tacy sami ;;
    Jejku, nawet nie wiem od czego zacząć!
    Ten one shot mnie tak zauroczył, że zupełnie zapomniałam o jutrzejszych kartkówkach z fizyki i niemieckiego </3
    Mimo że tyle razy czytałam o osobach ze złym nastawieniem, znudzonych codzienną rutyną i pesymistach, to Ty tak pięknie ubrałaś to w słowa, że nie byłam nawet przez chwilę znudzona, a wręcz łaknęłam jeszcze więcej!
    W dodatku te cytaty/ przerywniki! ♥ Poproszę o źródło, bo są naprawdę wspaniałe ;;
    Szczerze mówiąc, gdy Jimin nie przyszedł, to serio myślałam, że był wytworem wyobraźni Kooka XDD Wiele samotnych ludzi wyobraża sobie coś, czego nie ma.
    No ale moment, gdy on po tylko latach okrywa go parasolem... No zabrakło mi oddechu po prostu ;;
    Kocham, kocham i jeszcze raz kocham!
    Dziękuję, że poprawiłaś mi humor, bo mój dzień był naprawdę trudny...
    Sprawiłaś, że się uśmiechnęłam, to kochane! ;^;
    Życzę Ci dużo weny na następne opowiadania~
    Ściskam cieplutko!
    Papa~! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja robię to nieumyślnie, wybaczcie mi ;; <3 O czym Wy mówicie, że to jest dobre? Gówno mi z tego wyszło.
      Te przerywniki to kawałki tekstu Rain - BTS <3
      Proszę mi się tu iść ładnie uczyć, bo nie będę nic wstawiać nowego, jeśli się przestaniecie uczyć. Nauka jest najważniejsza!! <3
      Tez bym chciała, żeby ktoś tak za mną z parasolem latał. Może kiedyś wyjdę w czasie deszczu bez parasola? Hmmm... ta pewnie jedyne, co bym osiągnęła to ochlapanie przez samochód, "bo i tak już jest mokra" ;//
      Dziękuje <3

      Usuń
    2. Hahaha, gratuluj mi głupoty.
      Co do cytatów skapnęłam się od razu po tym, jak opublikowałam komentarz XD
      W takim razie nauczę się na piątkę! ;; ♥
      Nie bój się, ja Cię znajdę. >\\\< XD

      Usuń
    3. Hahahah, jakiej głupoty, każdy mógł nie skojarzyć od razu :)

      Usuń
  3. Jeju to bylo cudowne <3 tak jak wszystkie twoje shoty ;) nie mam słów tez tak chce żeby mój kochany Jimin dał mi parasolkę <3weny i pisz jak najwięcej i nie przejmuj się jesli ktos Cie będzie krytykował rob to co kochasz <3 pozdrawiam i jeszcze raz weny 😘 !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... a kto by nie chciał? ;DDD
      Dziękuje za wsparcie <3

      Usuń
  4. Właśnie tego potrzebowałam, bo rycze cały dzień. Czekam na więcej, bo już wszystko przeczytałam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Omo, wreszcie mi się udało! Znaczy... ja na lekcji przeczytałam, ale nie miałam jak skomentować :c
    Jeju Jikook ♥♥
    I deszcz ♥ omo kocham <3 Uwielbiam ten motyw, sama nie wiem czemu. Może dlatego, że można nim manipulować na różne sposoby? No mniejsza.
    Jeeeeej, ale słodkie ^ ^ Niby tylko sama obecność, a się misie zakochały. Uroczo ;3 I Ciastek w depresji... buuu ;c A tu się Jimin pojawia <3 I ten tekst o zmianie nazwiska! Awwwww ♥
    Koooooocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co napisać...O.O
    To było takie emocjonujące :S
    Aż mam gulę w gardle -.-
    <3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak przeczytałam, że Jimin zniknął myślałam, że Cię zabije ;; Chciało mi się ryczec jezu ;-; To było takie wspaniale. Zakochałam się jejku. Ogólnie bardzo podoba mi się to jak pokazujesz wszystko się zmienia wraz z nadejściem jesieni. Ja sama łapię dołki każdej jesieni, mimo iż kocham deszcz. Dlatego też jeszcze bardziej pokochałam to opowiadanie ♥ Było takie urocze, takie smutne- cudowne♥
    Dziękuję za nie♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem, zniknięcie Jimina tak nagłe i niespodziewane, ale na szczęście wrócił :) Dziękuje <3

      Usuń
  8. MOJE FILSYYYYYYYYYYY
    KOBIETOO
    I TO JESZCZE JIKOOK
    CZUJE WZRUSZENIE
    I SZCZESCIE
    RANY BOSKIE

    OdpowiedzUsuń